Wiosna
11 marca, 2024Pamiętam najciemniejsze dni mijającej (bądź też minionej, bo w Irlandii wiosna przychodzi pierwszego dnia lutego) zimy. Nawigacja w Google Maps przechodziła z trybu nocnego na dzienny grubo po ósmej rano – najpóźniejsza godzina, jaką zapamiętałam, to 8:36. Wtedy nawet jeszcze nie było w pełni widno. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że w dni kiedy nie było słońca, nie rozwidniało się wcale. Miałam wrażenie, że trwa niekończąca się noc polarna.
Przyszedł jednak nowy rok, a wraz z nim dłuższe dni. Stopniowo dzień wstawał szybciej. Teraz już przed godziną szóstą na czarnym niebie pojawiają się jaśniejsze pasma, po szóstej widnieje horyzont a siódma to już świt. Przy dobrej pogodzie niebo przybiera różne barwy, od bladego różu po krwistą czerwień.
Wiosenna pogoda płata figle, a irlandzki marzec straszy śniegiem. Gwiaździste niebo, które w sierpniu błyszczy deszczem Perseidów, obecnie zwiastuje bardzo zimne poranki. Za to kiedy świeci słońce, świeci na całego, wygrzewając termometry do temperatury powyżej dwudziestu stopni. Oczywiście to efekt nagrzania materiału i w rzeczywistości aż tak ciepło nie jest. Nie przeszkadza to jednak na początku lutego wystrzelić żółtym żonkilom albo w końcówce miesiąca zakwitnąć magnolii! Większość drzew nie ma jeszcze liści, ale są też takie, które całe obsypane są drobnymi różowymi kwiatkami.
Chciałoby się rzec, że zazieleniło się wiosennie, ale w Irlandii zielono jest cały rok. A jednak powietrze jest inne, jakby świeższe? Dni dłuższe. Jesienne słoty i ciemność minęły. Ptaki śpiewają jak opętane. Kiedy wychodzę z domu, czuję się jak na nagraniach do Animal Planet, brakuje tylko głosu Krystyny Czubówny, objaśniającej widzowi wyświetlane obrazy.
Irlandzka wiosna jest zupełnie inna niż polska. Czasami mam wrażenie, że nie wiem, gdzie się znajduję. Nie zgadzają mi się doświadczane odczucia z datą w kalendarzu. Jest za wcześnie na te wszystkie kwiatki, bratki i stokrotki, jest dopiero początek marca. O tej porze roku na bałtyckich falochronach czasami spoczywają grube lodowe czapy, a ja mam już za sobą pierwsze wyjście w krótkim rękawku. Ciepłe i bezwietrzne wieczory to raczej majowe doświadczenia, w dodatku odpowiednie dla drugiej połowy miesiąca a nie pierwszego tygodnia marca. Mylę się, gubię się, męczę się.
Wiosna zawsze była dla mnie czasem, kiedy całą sobą czułam nowy początek. Właśnie nie z przyjściem nowego roku, a z początkiem wiosny wstępowała we mnie nowa energia, nowe pomysły, budziły się kolejne pokłady kreatywności, cera się wygładzała, po babsku miałam ochotę na ciuchowe zakupy i wietrzenie garderoby. Tegoroczna wiosna jest dla mnie trudna, pełna sprzecznych emocji. Mocniej odczuwam zmiany pogody. Nie mogę złapać rytmu, kiedy wieczorem wychodzę w krótkich spodenkach do ogrodu, a rano samochód wymaga odmrożenia szyb przed wyjazdem. Zabijają mnie mroźne podmuchy, kiedy wysiadam z vana nagrzana przez szybę słonecznymi promieniami. Ostatnio w galerii handlowej, zamiast skupić się na rzeczach, które mogłabym sobie kupić, skupiłam się na tym, że przeszkadzają mi tłumy mijających mnie ludzi. Wyszłam, nie kupując nic.
Zastanawiam się, co się dzieje – ze mną, z przyrodą, ze światem. Dochodzę do wniosku, że mój zegar biologiczny zaspał i być może obudzę się dopiero za kilka tygodni, kiedy pola w okolicach Cashel (miasto w hrabstwie Tipperary, w południowo-środkowej części Irlandii) zażółcą się rzepakiem. Chociaż i to może być problematyczne, ponieważ dla mnie rzepak oznacza maj, a tutaj zapewne zakwitnie w kwietniu…
_______
W ten oto sposób wypełniłam cykl, który zapoczątkowałam, przystępując do grona twórców Emigraniady. Przez ostatnie osiem miesięcy stworzyłam teksty traktujące o mijających porach roku. Ktoś mi napisał, że dzięki nim widzi trochę więcej, niż wyspiarski nijaki klimat. Chociaż wszystkie cztery części łączą się w jedną całość, każda cząstka jest inna, tak jak inna jest każda pora roku. Zamknął się pewien rozdział, chociaż życie toczy się dalej, za kilka miesięcy będzie kolejne lato, potem jesień i następna zima, by za rok znów ptaki śpiewały szalenie od świtu do zmierzchu.
Poprzednie części cyklu „Cztery pory roku” możecie znaleźć poniżej:
Lato: https://emigraniada.com/z-czym-wam-kojarzy-sie-lato
Jesień: https://emigraniada.com/jesien
Zima: https://emigraniada.com/zima
Zdjęcie w nagłówku: Natalia Sobiecka, People’s Park, Limerick, 28.02.2021
Natalia Sobiecka
Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.