Wywiad: Marta Damasceno
17 października, 2025Z doświadczenia wiem, że kiedy ktoś podejmuje decyzję o emigracji, zaczyna słyszeć nieproszone opinie o tym, co zrobić powinien, a czego nie powinien. Oraz założenia, że tam, daleko, zapomni się o swoim pochodzeniu, korzeniach, rodzinie i przyjaciołach. Po latach w Irlandii mogę powiedzieć, że takie teorie snują osoby, które mentalnie ani razu nie wyjechały za granicę powiatu.
Z doświadczenia też wiem, że czasami to właśnie wspomnienia, nostalgia, a być może nawet lekkie idealizowanie przeszłości w ojczyźnie jest inspiracją do tworzenia sztuki w nowym kraju. Niezależnie od tego czy piszemy, malujemy, fotografujemy, czy tworzymy muzykę – łączy nas jedno. W każdym z nas na zawsze pozostaje polskość i – prawdę mówiąc – tak było, tak jest i zapewne tak będzie.
W związku z tymi przemyśleniami, chciałabym dzisiaj przedstawić kogoś, kogo poznałam niemal na samym początku jej emigracyjnej drogi i – co zaskakujące – nasze drogi początkowo zupełnie nie miały wymiaru artystycznego. Być może właśnie dlatego z pewnym podziwem, ale także ciekawością, podglądam nie tylko jej twórczość, ale ogólny rozwój i postęp w całokształcie działalności. Zapraszam do przeczytania wywiadu z Martą Damasceno.
Marta od 5 lat mieszka w Irlandii i jest założycielką oraz właścicielką firmy ARTS by Marts. Jak sama o sobie mówi, jest artystką wszechstronną. Maluje obrazy o tematyce spirytualnej, kobiecym pięknie, powrocie do natury i naszych słowiańskich korzeniach. W swojej pracy używa farb akrylowych, sprayów, pasteli miękkich a także… kawy! Nieobce są jej również farby do tkanin, które wykorzystuje w malowaniu na kurtkach jeansowych.
Początek – o sztuce i tożsamości twórczej
Natalia Sobiecka: Jak sama określiłabyś swoje malarstwo – czy istnieje nurt, w którym się odnajdujesz, czy raczej podążasz własną drogą?
Marta Damasceno: Mojego malarstwa nie da się określić jednoznacznie. Maluję w różnych stylach i nie potrafię zamknąć się tylko na jeden rodzaj. Tworzę obrazy malowane kawą, które nazwałam Slavic Coffee ART., gdzie przedstawiam rytuały, rzeźby i symbole Słowian. Maluję też kobiece akty i emocje, jak również obrazy w stylu street ART malowane sprayami. Tak jak i ja jestem mieszanką wielu stylów, jeśli chodzi o muzykę czy ubiór, tak i w moim malarstwie uzewnętrzniam to co noszę w sobie, czyli różnorodność.
N: Skąd najczęściej czerpiesz inspiracje – z codzienności, krajobrazu, ludzi, wspomnień?
M: Tak naprawdę ze wszystkiego, co mnie na co dzień otacza: z dekoracji sklepowych, z emocji ludzi, kolorów ubrań, ale także ze snów, wspomnień czy słowiańskich tradycji.
N: Jak wygląda Twój proces twórczy – to raczej impuls i spontaniczność czy plan i konsekwencja?
M: Na ile to możliwe, staram się działać według planu, ponieważ jeśli czekamy na tzw. wenę, to może być bardzo zgubne i możemy się jej nie doczekać. Człowiek lubi znaleźć sobie wymówki i przekładać cele oraz marzenia na kolejne dni, miesiące i lata, dlatego plan i konsekwencja w działaniu są bardzo ważne.
N: Czy masz obraz, który uważasz za najważniejszy w swoim dorobku – jaki to obraz i dlaczego właśnie ten?
M: Oczywiście! Moim, jak dotąd najważniejszym, a zarazem jednym z największych obrazów, jest art pt. Noc Komety. Obraz w stylu street ART, malowany sprayami i farbami akrylowymi ze specjalną intencją prawa przyciągania. Praca o wymiarach 100cm x 100cm zaraz po opublikowaniu znalazła swojego właściciela i poleciała do Niemiec. Jest to obraz bliski mojej duszy i cieszę się, że został tak szybko doceniony.
Emigracja – doświadczenia i wyzwania
N: Jak wyglądały Twoje początki w Irlandii – czy łatwo było znaleźć przestrzeń na sztukę w nowym kraju?
M: Do Irlandii przeprowadziłam się z Anglii w czasach covidu. Z tego powodu były duże problemy, jeśli chodzi o życie towarzyskie, wychodzenie gdziekolwiek i podróże, ale ostatecznie wyszło mi to na dobre. Właśnie wtedy zaczęłam malować i poświęciłam temu cały mój wolny czas.
N: Czy emigracja otworzyła przed Tobą nowe możliwości artystyczne – np. wystawy, kontakty, inne spojrzenie na sztukę?
M: Nie mam porównania, jeśli chodzi o malarstwo, ponieważ zaczęłam malować w Irlandii – wcześniej rysowałam ołówkiem oraz uczyłam się sztuki tatuażu. Jednak na pewno emigracja pomogła mi w rozbudowie kontaktów i organizacji wystaw, ponieważ w kraju anglojęzycznym łatwiej jest promować się na arenie międzynarodowej, a mój cel to wysyłać obrazy na cały świat.
N: A co w emigracji okazało się dla Ciebie najtrudniejsze?
M: Na wcześniejszym etapie – w Anglii – był to na pewno język. Gdy przyleciałam do Irlandii było mi już znacznie łatwiej z komunikacją, więc powiedziałabym, że najtrudniejsze były brak znajomych i samotność, ale i tutaj widzę kolejny plus, bo nauczyłam się być dla siebie swoim najlepszym przyjacielem.
Polska – pamięć i korzenie
N: Jakie znaczenie mają dla Ciebie polskie korzenie w codziennym tworzeniu – czy są obecne w tematach, kolorach, symbolach?
M: Polskie korzenie i nasza słowiańska kultura są dla mnie bardzo ważne w procesie tworzenia. Często maluję kwiaty i wianki. Obecnie pracuję nad słowiańską kolekcją głównie w kolorach biało – czerwonych. Tak jak wspomniałam wcześniej, tworzę obrazy Slavic Coffee ART., na których przedstawiam tradycyjne symbole i obrzędy. Te kawowe obrazy są jak ścienne amulety, dodające energii każdego dnia.
N: Czy polska tradycja malarska albo konkretni artyści byli dla Ciebie szczególną inspiracją?
M: Staram się malować to, co czuję na podstawie własnych odczuć, więc trudno wskazać mi jednego albo nawet kilku artystów, których podziwiam. Każdy artysta ma swój własny i niepowtarzalny styl, który mogę podziwiać, ale sama tworzę coś innego.
N: Jak odbierasz różnice między podejściem do sztuki w Polsce a w Irlandii?
M: Uważam że artyści w Polsce bardzo dobrze prosperują. W Irlandii również rękodzieło jest doceniane. Ludzie czasem pytają mnie czy nie boję się, że sztuczna inteligencja przejmie całkowicie rynek artystyczny, ale moja odpowiedź brzmi: nie! Malarstwo to energia, niepowtarzalność, a w czasach wszelkiego rodzaju kopii ludzie coraz częściej tęsknią za czymś unikatowym.
Artysta na emigracji – między dwoma światami
N: Czy czujesz, że sztuka jest mostem między Polską a Irlandią – łącznikiem, który pozwala zachować tożsamość, a jednocześnie zakorzenić się w nowym miejscu?
M: Tak, zdecydowanie czuję, że sztuka jest mostem. Tworząc, mogę czerpać z polskich korzeni, tradycji, wspomnień i symboli, a jednocześnie otwieram się na nowe inspiracje płynące z życia w Irlandii. To sprawia, że nie tracę tożsamości tylko ją rozwijam. Dzięki temu sztuka staje się dla mnie językiem uniwersalnym, który pozwala być sobą niezależnie od miejsca.
N: Czy miałaś poczucie, że w Irlandii sztuka polska jest egzotyczna, inna – i czy to działa na Twoją korzyść, czy przeciwnie?
Myślę, że jest to z jednej strony korzyść z promowania polskiej kultury, ale z drugiej niekorzyść, ponieważ Irlandczycy zazwyczaj wolą kupić obrazy związane z ich własną tradycją, co jest oczywiście zrozumiałe. Zdarza się jednak, że decydują się na moje prace, kiedy odnajdują w nich coś uniwersalnego – emocje, kolory czy symbolikę, które rezonują ponad granicami kultur.
N: Jak reaguje irlandzka publiczność na Twoje obrazy – czy odbiór różni się od tego, który znałaś w Polsce?
M: Tak. Irlandczycy często pytają mnie o Slavic Coffee ART. i są ciekawi techniki wykonania oraz znaczenia poszczególnych symboli. Jednak jeśli chodzi o nabywców tego typu malarstwa – te dzieła znajdują jednak domy w słowiańskich kręgach. Jednak jest to całkowicie normalne, ponieważ obraz to taka cząstka duszy, którą uzewnętrzniamy i jeśli dany obraz nas przyciąga, wtedy będziemy czerpać z niego energię w swoim domu każdego dnia.
Zakończenie – przesłanie
N: Czy emigracja zmieniła Ciebie nie tylko jako malarkę (artystkę?), ale i jako człowieka?
M: Oczywiście że tak. Emigracja nauczyła mnie przede wszystkim pokory i wdzięczności, ale również walki o siebie i swoje marzenia.
N: Co powiedziałabyś młodym artystom, którzy dziś wyjeżdżają i zastanawiają się, czy uda im się łączyć sztukę z emigracją?
M: Uważam, że artystycznie poradzimy sobie w każdym kraju, więc na pewno nie należy się bać, tylko walczyć o marzenia. Los zawsze działa na naszą korzyść i przyciąga ludzi podobnych do nas.
N: Dziękuję za rozmowę.
Podsumowując – z własnego doświadczenia, ale także z doświadczeń Marty – mogę tylko dodać, że emigracja nie musi być końcem drogi artystycznej, a często jest wręcz jej początkiem. Sama kilka lat temu wygrałam konkurs fotograficzny organizowany przez Urząd Miasta Limerick. W Polsce nie miałabym na to szans z naprawdę wielu powodów. Również wydarzenia, które wydają nam się początkowo trudne, takie jak chociażby ograniczenia związane z pandemią, w ostatecznym rozrachunku okazały się pozytywne, bo dały czasową przestrzeń do rozwoju. Marta udowodniła i wciąż pokazuje, że chcieć to móc, a mi pozostaje tylko się z nią zgodzić i mocno trzymać kciuki za dalsze sukcesy.
Zapraszam Was na profile społecznościowe Marty, gdzie możecie zapoznać się z jej twórczością:
FB: ARTS by Marts https://www.facebook.com/profile.php?id=100089573795876
IG: arts.bymarts

Natalia Sobiecka
Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.


