Nie chciałabym uczyć się w polskiej szkole
14 marca, 2024Polska szkoła powinna być nowoczesna, przyjazna i mądra – to marzenie młodych ludzi, ich rodziców i nauczycieli. By zmienić oblicze nauczania w szkołach, 30 stycznia 2024 roku zawarto w Sejmie pomiędzy stroną społeczną i polityczną Pakt Edukacyjny. Tego dnia, młodzież, przedstawiciele organizacji pozarządowych i politycy dyskutowali o edukacji. Każdy młody człowiek, który miał odwagę zabrać głos, mógł przedstawić swoje oczekiwania co do polskiego systemu szkolnictwa. Ideą przyświecającą konferencji „ZmieńMY edukację” była chęć budowania sprawczości wśród młodych ludzi, poprzez włączanie ich w sprawy, które są dla nich najbliższe. W wypowiedziach i postulatach słychać było wyraźnie, że najbardziej zależy im na szacunku, na tym by były respektowane prawa uczniów. Chcieli, aby polska szkoła dbała o ich zdrowie psychiczne. Pragnęli odchudzenia podstaw programowych i mądrych statutów szkoły, które będą przestrzegane. A przede wszystkim, domagali się, by odpowiednio ich postrzegać, czyli widzieć jako młodych ludzi w miejscu pracy. Bo edukacja jest pracą, a szkołę można porównać do zakładu czy korporacji, gdzie spędza się znaczną część dnia. I o ile miejsce pracy dorośli mogą zmienić, gdy nie odpowiada im atmosfera, o tyle uczniowie takiego wyboru nie mają. Dlatego zależy im, by każdy czuł, że znajduje się w przestrzeni bezpiecznej – gdzie szanuje się wszystkich uczniów i uczennice, ich potrzeby i pomysły. Szkoła dla najmłodszych jest pierwszym miejscem, w którym młody obywatel spotyka się ze strukturą państwa i doświadczenia z niej wyniesione ukształtują dalsze postawy obywatelskie i poczucie wpływu młodego człowieka na otaczający go świat.
Pomysły świetne, idee wzniosłe, ale jak to wygląda w praktyce – wszyscy wiemy z własnego doświadczenia. Kiedy czytam postulaty, mam wrażenie, że na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat systemy mielą te same słowa i zdania, z których niewiele wynika w praktyce. Z góry przepraszam za swój pesymizm i niewiarę w cuda, ale nie wiem, dlaczego tym razem miałoby by być inaczej.
O tym, że program nauczania jest przeładowany i nauczyciele nie nadążają z jego realizacją słyszałam już wtedy, gdy uczęszczałam do liceum w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Pamiętam, jak wykładowcy pod koniec roku szkolnego prześlizgiwali się po tematach, aby tylko odpowiedni zapis znalazł się w dzienniku i wykazał, że praca nad danym zagadnieniem miała miejsce. Do szkoły chodziłam chętnie i lubiłam się uczyć, ale często takie podejście zniechęcało mnie do pogłębiania wiedzy. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Podstawa programowa obejmuje jeszcze więcej zagadnień, nauczyciele dalej nie nadążają, bo doszło im więcej obowiązków związaną z obsługą nowoczesnych systemów i sprawami administracyjnymi. Stali się typowymi urzędnikami państwowymi, a nie ludźmi z celem i misją. Uczniowie muszą wkuwać na pamięć jeszcze więcej informacji i wiadomości, które nigdy później, w dorosłym życiu, do niczego im się nie przydadzą. Przyjrzałam się lekturom z języka polskiego i awanturze w polskich mediach dotyczącą – jak głosiły nagłówki na portalach informacyjnych – odcięciu Polaków od polskości i wyrugowaniu patriotyzmu i katolicyzmu. Gdyby ktokolwiek zapytał mnie o opinię, wykreśliłabym jeszcze z połowę, a pozostałą ćwiartkę wymieniłabym na pozycje, które młody człowiek jest w stanie przynajmniej zrozumieć. Nad większością tytułów potrafią się pochylić co najwyżej wykładowcy akademiccy czy wybitni poloniści. Doprawdy nie wiem, co młody człowiek jest w stanie przyswoić z piętnastowiecznej dywagacji niejakiego Polikarpa ze śmiercią, a „Romeo i Julia” przy obecnej liczbie samobójstw wśród młodych ludzi to wręcz popychanie ich do rozwiązywania swoich młodocianych problemów w sposób ostateczny.
Moją szczególną uwagę przykuła także dyskusja nad likwidacją prac domowych. Gdyby to ode mnie zależało, zakaz zadawania przez nauczycieli dodatkowej pracy dzieciom do domu wpisałabym do konstytucji, a nieprzestrzeganie zakazu jako paragraf z karą pozbawienia wolności do kodeksu karnego. Biorąc pod uwagę, ile czasu dzieci spędzają w szkole, czyli wykonują pracę umysłową, dodatkowe obciążenie umysłu jest torturą. Czas po lekcjach dzieci powinny przeznaczyć na odpoczynek, zabawę i relaks. To momenty na spędzenie czasu z rodzicami czy dziadkami, nauczenie się zachowań społecznych, nawiązywanie relacji międzyludzkich, rozwiniecie pasji czy hobby. Obecnie młody człowiek nie ma czasu i przestrzeni na nauczenie się tego wszystkiego, Pozostałych godzin w ciągu doby nie wystarcza mu nawet na porządne wyspanie się, bo musi nauczyć się na pamięć mnóstwo informacji.
Wszyscy rodzice, którym zależy na dobrej edukacji dziecka i jego pozytywnych ocenach w szkole doskonale znają realia, w których zamiast spędzić czas na pójściu do kina czy choćby wspólnej kolacji, rozmowie przy stole i obejrzeniu czegoś w telewizji, odrabiają z dzieckiem, lub co gorsza – za dziecko zadanych lekcji, podsuwając mu w międzyczasie kanapki obok komputera. Niech rzuci we mnie kamieniem rodzic, który nigdy nie pisał wypracowania lub tłumaczył dziecku, dlaczego w obozie koncentracyjnym w czasie wojny ten był dobrym człowiekiem, kto umierał, a nie ten, kto w obliczu niewyobrażalnych tragedii chciał jednak przeżyć. To tylko przykład zagadnienia, po którym musiałam przez kilka dni podnosić się z emocjonalnych nizin. Na moją córkę z ciężką chorobą autoimmunologiczną tez nie miało to dobrego wpływu. Za każdym razem, kiedy pomagałam swoim dzieciom w domu w odrabianiu lekcji miałam ochotę zwrócić się do nauczycieli, by oddali mi cześć swoich pensji, bo wykonuję za nich pracę. Likwidacja zdawania dodatkowej pracy po szkole do domu może wpłynąć tylko pozytywnie na relacje społeczne młodych ludzi i ich samopoczucie. Chciałabym móc spędzać czas ze swoimi dziećmi tak, jak uważam za stosowne, a nie w sposób, który narzuca mi przeładowana podstawa programowa każąca wtłaczać do głów kolejne informacje w czasie, gdy już od kilku godzin są poza szkołą.
Jak ważny to aspekt, by móc właściwie odpocząć, napisali uczniowie trzech liceów z Kujawsko-Pomorskiego w listach do ministerstwa podpowiadając, które – z ich perspektywy sprawy – powinno się wziąć pod szczególne rozważenie. „Szanowna Pani Ministro…” – tak zaczynają. A dalej piszą między innymi o likwidacji religii, o kompetencjach nauczycieli, ich godnym wynagrodzeniu i podniesieniu kompetencji psychologicznych, zadaniach domowych, ale też o sprawach, które dotąd w przestrzeni publicznej nie wybrzmiały. Sporo piszą o tym, jak bardzo polską szkołą są zmęczeni. Licealiści z Bydgoszczy, Torunia i Solca Kujawskiego, piszący do Gazety Młodych, comiesięcznego dodatku do „Wyborczej” w Bydgoszczy i Toruniu tworzonego przez nastolatków opisują, jakich zmian potrzebują szkoły. W dalszej części listu czytamy: „… zapewne zauważyła Pani przemęczenie bijące od uczniów. Wystarczy tylko wyjść rano na spacer albo przejechać się komunikacją miejską, a codziennym widokiem stanie się półprzytomny uczeń próbujący ze wszystkich sił powstrzymać narastającą senność. Przyczynę tego przemęczenia stanowi przeładowana podstawa programowa. Uczniowie – w tym też ja – wkuwają przytłaczającą ilość materiału w zbyt krótkim czasie. Prowadzi to do zarywania nocy – a co za tym idzie – zaburzenia zegara biologicznego, który jest niezwykle ważny w naszym funkcjonowaniu”.
Kiedy myślę, co bym diametralnie zmieniła, co byłoby dla mnie priorytetem z perspektywy kilkudziesięciu lat życia i pracy w kilku europejskich krajach, nie przychodzą mi do głowy ani lektury, ani jednolite mundurki, ani więcej lub mniej lekcji z tego czy owego przedmiotu. Nauczyłabym, że pogarda dla ludzi wykonujących różne zajęcia jest zła. Że jak ktoś sprząta ulice, wywozi śmieci, zbiera liście, odśnieża chodniki, pracuje w markecie czy jest kelnerem to nie dlatego, że mu w życiu nie wyszło, tylko że to są potrzebne zawody, bez których życie reszty społeczeństwa zamieniłoby się w koszmar. Do tych zajęć nie jest potrzebna skomplikowana wiedza. Mogą ją wykonywać osoby z niepełnosprawnościami zarówno fizycznymi jak i psychicznymi, jak również ludzie, którym nie po drodze kariera naukowa i zdobywanie kolejnych dyplomów. Ale należy im się szacunek i uznanie. Nauczyłabym, że w świecie, w którym za chwilę mnóstwo zawodów przejmą roboty, aplikacje i sztuczna inteligencja, będzie liczyła się nie wiedza, a umiejętności. A pod tym względem polskie szkoły plasują się według najnowszych wyników badania PISA 2022 daleko w tyle.
Sporo wniosków odnoszących się do przyszłości dzisiejszej młodzieży można wyciągnąć na podstawie umiejętności wg najnowszego raportu The Future of Jobs 2023. W pierwszej dziesiątce plasują się: myślenie analityczne, myślenie kreatywne, odporność – elastyczność – zwinność, motywacja i samoświadomość, ciekawość i uczenie się przez całe życie, niezawodność i dbałość o szczegóły, umiejętności technologiczne, empatia i aktywne słuchanie, przywództwo i wpływ społeczny oraz kontrola jakości.
Tę listę wszyscy powinniśmy mieć przed oczami i czytając ją nakierowywać na nie dzieci. Tymczasem nauczyciele dalej wymagają uczenia się na pamięć i są skupieni na wymaganiu wiedzy, którą można znaleźć w ciągu kilku sekund za pomocą kilku kliknięć. Piętnują to, co dzieci robią źle, nie skupiając się na talentach i predyspozycjach. Młodzi ludzie mają przyjść na egzamin i zdać go perfekcyjnie. To buduje w nich poczucie, że za każdym razem musi wszystko wyjść dobrze. Uczniowie boją się ponieść porażkę i skonfrontować ją w oczach rówieśników. Rodzice też za wszelką cenę odsuwają od swoich dzieci niepowodzenia, więc one nie rozumieją, jakie wyciągnąć wnioski na przyszłość. A przecież żyjemy w świecie, który jest oparty o eksperyment i jak to bywa w eksperymentach, częste niepowodzenia są wpisane w jego statystykę – nie można ciągle odnosić sukcesów. W polskiej szkole brak miejsca na porażki i wyciąganie wniosków.
Wyniki badań naukowych wykazały, że dziesięciolatek jest bardziej kreatywny od piętnastolatka. Kreatywność jest absolutnie kluczową wartością. Jest kompetencją przyszłości. Ta cecha powoduje, że człowiek jest nie do zastąpienia przez sztuczną inteligencję, a szkoły ją zabijają w procesie edukacji.
Ponad 50% młodych ludzi deklaruje, że będzie chciało pracować w zawodach, o których już dzisiaj wiadomo, że przeminą w ciągu najbliższych 10 lat. Uczniowie dzisiejszych szkół nie mają świadomości, jak będzie wyglądała ich przyszłość. Nauczyciele wypuszczają na rynek młodych ludzi skrajnie nieprzygotowanych dla świata i jeszcze do tego bardzo wrażliwych, którzy nie dźwigną jego niepewności i zmienności. Niedoedukowanie, uśmiercona kreatywność, brak konfrontacji z niepowodzeniami spowoduje, że nie będą rozumieli, na jakim świecie żyją.
Szkoły wymagające wiedzy są przeterminowane. Potrzebne są te wymagające umiejętności. W wielu domach właśnie nastał czas wyborów, do jakiej szkoły posłać dziecko.
Polecam patrzeć mocno w przyszłość.
Czytaj także: Pracy naszej powszedniej
Róża Wigeland
Miłośniczka sztuki współczesnej, twórczyni asamblaży i kolaży, pisarka, felietonistka i wydawczyni. Autorka książek non-fiction. Jej priorytetem jest po prostu dobre życie. Obywatelka Europy, mieszkająca obecnie w Anglii nad Morzem Północnym.