Pracy naszej powszedniej

Pracy naszej powszedniej

1 maja, 2022 Wyłączono przez Redakcja

Mijałam samochód dostawczy przed sklepem spożywczym. Dwóch mężczyzn aż uginało się pod ciężarem przenoszonych pakunków. Układali kartony jeden na drugim na wózku, aby przewieźć kilkanaście metrów dalej przez otwarte drzwi prosto w ręce personelu czekającego już na rozpakowanie puszek, butelek i pudełek, i ułożenie ich na sklepowych półkach i regałach. Jeden z nich zwrócił się do drugiego.

– Jedź z tym, a ja resztę doniosę.

– Nie, zaczekaj na mnie. Nie noś tego. Od roboty jest maszyna, ty jesteś od pracy.

Ujęło mnie to, w jaki sposób jeden mężczyzna o drugiego zadbał i skłoniło do refleksji, bo migawka z codziennego życia zdarzyła się w pierwszy dzień maja i przypomniały mi się pochody oraz to, że jest święto pracy.

„Czym się zajmujesz?” – to jedno z bardzo częstych pytań na początku znajomości. Wykonywane zajęcie nas definiuje – czy tego chcemy, czy nie. Ustawia na drabinie społecznej. Pokazuje przynależność do określonych zbiorowisk ludzkich, zdradza stan intelektu i możliwości finansowych, wtłacza w stereotypy, ujawnia nasze usposobienie i temperament, degraduje lub wynosi na wyżyny w hierarchii ludzkiego postrzegania. Może już na wstępie wzbudzić do nas zaufanie lub dystans i ostrożność w kontaktach międzyludzkich.

Kiedyś, jako bardzo młoda osoba, chciałam należeć do świata widzianego w kadrach filmowych. Beztrosko spędzać czas z miło rozmawiającymi ze sobą, ładnie ubranymi i pachnącymi ludźmi. Nie stać mnie było na owo bywanie, wymyśliłam więc sobie, że wejdę do tego środowiska od zaplecza i zacznę pracować jako kelnerka. Bo świat restauracji jawił się dla mnie wręcz bajkowo, a szum rozmów wybijający się ponad muzykę z uderzającymi sztućcami o talerze to dla mnie do dzisiaj jedne z najpiękniejszych dźwięków świata. Z czasem okazało się, że ci ludzie nie są tacy beztroscy, jak mogliby się wydawać przez szyby pięknych lokali mijanych podczas chodzenia ulicami, rzeczywistość gastronomiczna z bajką nie ma nic wspólnego, a największą zaletą pracownika wcale nie jest sztuka gotowania czy bezbłędny serwis, a umiejętność pracy pod presją czasu w stanie permanentnego stresu. I że najczęstszą chorobą gastronautów wcale nie są odciski na stopach, tylko alkoholizm. Zderzenie z rzeczywistością nie zniechęciło mnie do pracy w branży. Mało tego – po latach zaowocowało książką Gastronautka, w kórej opisuję swoje doświadczenia jako kelnerka, menedżerka restauracji i szefowa kuchni w trzech europejskich krajach.

Do opublikowania książki zachęciło mnie dopytywanie się znajomych o szczegóły, kiedy opowiadałam niuanse i zdarzenia z zaplecza restauracyjnej pracy. Tłumaczyłam, dlaczego trzeba czasami poczekać dłużej na zamówione danie, za co tak naprawdę się płaci, jadając w ekskluzywnych miejscach i czy menedżer restauracji i szef kuchni to stanowiska równorzędne oraz kto przed kim odpowiada. Wydawało mi się, że ludzie o tym wiedzą, bo przecież każdy odwiedza częściej lub rzadziej jakiś lokal gastronomiczny. Kiedy okazało się, że niekoniecznie, zaczęło mnie samą intrygować to, co kryje się za nazwą różnych zawodów i funkcji, i na czym polega praca, z której owoców korzystam.

No właśnie – czy potraficie powiedzieć w kilku słowach lub zdaniach, co robicie na swoich stanowiskach? Komu i czemu służą Wasze kompetencje? W czym pomagacie? Jakiej większej całości – przedsięwzięcia, projektu czy wydarzenia możecie się swoim zajęciem przysłużyć? Jaką wartość wnosicie do świata? Większość z nas pracuje, by zapewnić sobie i swoim bliskim dach nad głową i chleb na stole. Ale gdyby spojrzeć na swoje zajęcie szerzej, przyjrzeć się, co przechodzi przez nasze ręce, gdzie trafia i za co na danym etapie jesteśmy odpowiedzialni, może się okazać, że zyskamy nie tylko podstawę naszej egzystencji zmaterializowaną w postaci cyferek na bankowym koncie, ale również zostanie zaspokojona nasza potrzeba przynależności, uznania i szacunku.

Trafiłam kiedyś na reportaż, w którym ludzie mówili, że wykonując swoje zawody, marzyli o innej pracy, bo wydawało im się, że tam, gdzie ich nie ma, jest lepiej i przyjemniej. Na potrzeby artykułu i zebrania doświadczeń pozwolono kilku osobom popracować na wymarzonych przez siebie stanowiskach. Pamiętam wspomnianą w tym tekście kobietę, która zamieniła pracę biurową na kwiaciarnię. Wydawało jej się, że będzie dotykać kwiatów w otoczeniu bajecznych zapachów, układając piękne kompozycje. Bardzo szybko okazało się, że bolał ją kręgosłup od noszenia worków z ziemią, ręce miała pokłute i pokaleczone od świerkowych gałązek przy robieniu wieńców pogrzebowych i ciągle marzła, ponieważ w kwiaciarni była utrzymywana stała, dość niska temperatura ze względu na żywotność kwiatów. Marzenia nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością. A gdyby tak każdy z nas miał możliwość najpierw spróbować zajęć, o których myślimy, że jesteśmy do nich stworzeni? O ileż byłoby na świecie mniej rozczarowań i ludzi w gabinetach terapeutycznych leczących wypalenia zawodowe! Nie zawsze też tam, gdzie trafiamy, potrafimy się odnaleźć, bo jakże często na rozmowie w czasie poszukiwania pracy przedstawiana jest nam świetlana przyszłość, a później, kiedy już ubrani w uniform, przeszkoleni przeciwpożarowo i z podnoszenia ciężarów, uzbrojeni w nakazy i zakazy, zderzamy się z problemami, o których nikt na szkoleniach i rozmowach nawet się nie zająknął.

Niekoniecznie trzeba się przekonywać na własnej skórze, własnym pocie czy ranach na psychice o niuansach i ciemnej stronie innych zawodów. Jeżeli ja opisałam swoją pracę w książce, na pewno znaleźli się też inni – pomyślałam i zaczęłam przeszukiwać księgarskie półki. Dzielę się więc z Wami tym, co udało mi się wyszperać.

Z branży medycznej polecam Będzie bolało i Świąteczny dyżur Adama Kaya – o pracy młodego lekarza i zawiłościach systemu sprawowania opieki medycznej w Wielkiej Brytanii. Z tej książki zapamiętałam fragment o tym, jak podczas powrotu z pracy samochodem, czekając na zmianę świateł, lekarz zasnął ze zmęczenia i obudził go dopiero inny użytkownik drogi. Ten fragment wbił mi się w pamięć, bo wiem, o jakim zmęczeniu mowa w tej w książce.

Marianna Fijewska Tajemnice pielęgniarek. Prawda i uprzedzenia. W tej lekturze też odnalazłam siebie we fragmencie: „Na stres reaguje cały organizm. Pamiętam pielęgniarkę, która nie mogła się ruszyć, gdy wracała z pracy. Leżała na kanapie i narzekała, że strasznie boli ją kręgosłup. Ale gdy tylko wchodziła na oddział, ból ustępował, a ona pracowała bez wytchnienia. Cała rodzina była przekonana, że symuluje. (…) Ta kobieta oczywiście nie udawała – po prostu na oddziale zaczynała działać jak na wojnie. Ból przychodził dopiero w warunkach rozluźnienia”.

Dr Richard Sheperd w Niewyjaśnionych okolicznościach pisze o niuansach pracy lekarza medycyny sądowej. Po tej książce inaczej postrzegam dialogi w filmach kryminalnych, gdzie po przyjeździe na miejsce zbrodni, policjant podaje godzinę zgonu.

Branżę gastronomiczną można odnaleźć w Gastrobandzie Jakuba Milszewskiego i Kamila Sadkowskiego, a także w pięknej powieści Cappuccino Marielli Righini. Z tej ostatniej nauczycie się parzyć różne rodzaje kaw i przekonacie się, że pracownicy kawiarni słyszą Wasze intymne rozmowy.

Po przeczytaniu publikacji Romana Klasy Operator 112 wiem już, jakie są najważniejsze informacje, które trzeba podać ratownikowi, wzywając pierwszą pomoc. To była dla mnie szczególna lektura z dwóch powodów. Pierwszy to gotowy scenariusz na kilka filmów o różnej tematyce. A drugi przyszedł jakiś czas później. Pożyczyłam tę książkę przyjaciółce w Londynie, a ona przeczytała w niej opis przyjmowania zgłoszenia przez autora o wypadku i śmierci jej przyjaciółki z Polski. Poruszające przeżycie.

Książkami, które zostaną we mnie na zawsze i do których wracam co jakiś czas, to: Zawód Kamila Fejfera, Urobieni Marka Szymaniaka i Małż Marty Dzido. Te pozycje to mocne i wstrząsające lektury. Autorzy opowiadają o różnych zawodach i profesjach. Piszą o pracy i jej poszukiwaniach oraz o degradacji życia, jakie te poszukiwania powodują. O konkurencyjności rynku i próbach odnalezienia się w oczekiwaniach pracodawców, którzy okazują się zwykłymi oszustami. O szukaniu swojego miejsca nie tylko na rynku pracy, ale też w szeroko pojętym świecie. O staraniach znalezienia relacji międzyludzkich, które dadzą spełnienie. O języku rozbuchanego kapitalizmu i popkultury, które zagarniają coraz więcej przestrzeni i coraz częściej wypierają banalną rzeczywistość. W tych książkach rynek pracy w Polsce nie jest tym obiecującym świetlaną przyszłość i dostatek. Jest przewrotny i groteskowy, chociaż przez nagromadzenie angielskich neologizmów udaje powagę.

Jest też coś o pisarstwie. O pracy nad swoimi książkami, inspiracjach i zwykłym codziennym życiu opowiedzieli w swoich książkach Haruki Murakami – Zawód powieściopisarz oraz Stephen King – Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika. O ile Murakami prowadzi dość banalne życie, to King im więcej zatracał się w nałogach, tym lepsze pisał książki. W ogóle odnoszę wrażenie, że im większy i bardziej podziwiany twórca z jakiejkolwiek branży artystycznej, tym bardziej destrukcyjne jest jego życie. Czyżby to był przepis na sukces? – to temat na inny czas.

Praca zajmuje nam dużą część życia. To nie tylko zajęcie w konkretnym miejscu o konkretnej godzinie. To myślenie o niej w dniu wolnym, to szykowanie kanapek, kupno odpowiednich ubrań i butów do pracy, dojazdy środkami transportu i powroty, to inne rzeczy i udogodnienia robione, kupowane i realizowane, aby lepiej nam się pracowało. To w końcu jej porzucania i poszukiwania. To nasze być albo nie być. Wielu z nas nosi w sobie niejedną opowieść. Może pora na Twoją?


Róża Wigeland

Miłośniczka sztuki współczesnej, twórczyni asamblaży i kolaży, pisarka, felietonistka i wydawczyni. Autorka książek non-fiction: „Gastronautka” (2017, wznowienie 2022) o codziennej pracy w branży gastronomicznej i „Mentalistka” (2021), stanowiącej zbiór felietonów napisanych na przestrzeni ośmiu lat na podstawie życia w kilku europejskich krajach.

https://rozawigeland.com/