Modele ludzkiej głupoty

Modele ludzkiej głupoty

13 lipca, 2024 Wyłączono przez Redakcja

Planowałem swego czasu tekst, w którym chciałem zawrzeć swoje przemyślenia odnośnie pewnej iluzji, jakiej bardzo często dajemy się ponieść. Zamierzałem też dodać do felietonu dwie wymyślone scenki dla podkreślenia przekazu, po czym… z planu tego zupełnie zrezygnowałem. Spowodowane było to obawą, że ktoś złośliwy (a złośliwców przecież nie brak), mógłby wyciągnąć kilka myśli bez kontekstu i bić w nie, niczym w bęben własnej ignorancji, przeinaczając kompletnie meritum i robiąc z autora kretyna, który kwestionuje dorobek nauki. Przed złą wolą i specjalnie wywołanym szumem ciężko się bronić, dlatego też oszczędziłem sobie niepotrzebnych, nawet hipotetycznych nerwów i zrezygnowałem z tego tematu. Dziś zamierzam do niego wrócić, gdyż lipcowy „Trójgłos” jest mu bardzo bliski, a dodatkowo dzięki lekturze książek Nassima Nicolasa Taleba, które w dużej mierze pokrywają się z moimi intuicjami i przemyśleniami, zyskałem kilka pomysłów jak zagadnienie przedstawić bez zostawienia nadmiernego obszaru do złośliwych nadinterpretacji.

Sam Nassim Nicolas Taleb to libański autor, żyjący w Stanach Zjednoczonych, zawodowo zajmujący się tradingiem, czyli handlowaniem na giełdzie. Po pierwszą książkę sięgnąłem przekonany, że opisuje ona w głównej mierze właśnie tę rzeczywistość. Pieniądze, bez dodania im kontekstu, to temat chyba najbardziej nudny z wszystkich możliwych w świecie. Taleb posługując się swoim doświadczeniem zawodowym, rozlicza się jednak ze sprawami daleko poważniejszymi, niż spekulacja. Tym niemniej niemała część przykładów pochodzi właśnie z jaskini zbójców, tj. Wall Street. I niestety nie jest to jedyna wada jego książek. Druga wynika z bardzo przyjemnego stylu pisarskiego, oraz z dość powszechnej w Stanach tendencji do pisania podobnych książek prostym językiem. Oczywiście nie jest to wadą samą w sobie, natomiast taka forma przekazu, momentami przypominająca wprost gawędę, może lekko rozcieńczyć ważkość tematu. Innymi słowy – książki Taleba mogą być odbierane w sposób mniej poważny, niż na to zasługują. Myśl przypudrowana anegdotami i lekkimi scenkami z życia wziętymi, pozostaje jednak wciąż arcyważna i wybiega o wiele dalej poza handlowanie papierami na giełdzie.

Taleb zyskał rozgłos po publikacji „Czarnego łabędzia”, książki o nieprzewidywalnych zdarzeniach, opublikowanej krótko przed kryzysem finansowym w 2008 roku. Przyznać trzeba, że wstrzelił się z książką idealnie. Otwartym pozostaje pytanie czy zostałaby tak samo odebrana, gdyby została wydana kilka lat wcześniej. Z pewnością jednak, nawet bez podpórki w postaci przykładu z życia, jest to książka, podobnie jak inne pozycje Taleba, która wprowadza pewien dyskomfort w postaci pytania w jakim zakresie jesteśmy w stanie przewidzieć, wymodelować czy wykreślić przyszłe zdarzenia. Nie jest to pytanie nowe i wyobrażam sobie, że ktoś czytający Taleba powierzchownie może dojść do wniosku, że opisuje on banały i oczywistości. Rzecz jednak w tym, że nawet świadomość owych banałów nie przekłada się na praktykę życia codziennego. Jest to zagadnienie fascynujące i chyba wolno założyć, że leży wprost w ludzkiej naturze. I jak wiele innych, naszych zachowań można je spróbować wyjaśnić za pomocą ewolucji.

Proces, który prowadził do uczłowieczenia dwunożnych małp na afrykańskich sawannach był zjawiskiem tak bardzo okrutnym, jak okrutna potrafi być natura. Jednostka niemająca odpowiednich umiejętności, np. szybkiego sprintu wobec nagłego niebezpieczeństwa, z fizycznymi brakami, lub po prostu mająca zwykłego pecha, ginęła. Premiowało to te istoty, który były fizycznie sprawne, ale i miały umiejętność odpowiedniego „wyczucia” sytuacji, oraz oczywiście sprzyjało im szczęście. I o ile początkowo to instynkty odwodziły od niebezpiecznych sytuacji, tak wraz z rozwojem mózgu dochodziła zdolność przewidywania następstw. Od prostych zależności typu – w danym gąszczu może czaić się jadowity wąż, z czasem przechodzono do bardziej skomplikowanych modelów. Umiejętność obserwacji natury stawała się z czasem kluczowa dla samego wyjścia poza nią samą. Człowiek uczył się panowania nad otoczeniem, wykorzystując te obszary, gdzie rzeczywistość była w jakikolwiek sposób przewidywalna. Opanowanie rolnictwa połączone było z wiedzą o następstwach pór roku czy cykliczności wylewów Nilu. I w zasadzie na każdym możliwym poziomie wiedza o tym, co się wydarzy dawała ogromne przewagi, czasami wręcz w kategoriach życia i śmierci. Jak w opowieści o siedmiu latach tłustych i następujących po nich chudych, co biblijnemu Faraonowi pozwoliło nie tylko przygotować się na klęskę nieurodzaju, ale i zyskać przewagę względem sąsiednich narodów, które nie znały „przyszłości”. Niezależnie od motywacji taka wiedza, pozwalająca uciec przed niebezpieczeństwem, coś zyskać, pokonać przeciwnika czy ujarzmić naturę była wiedzą bardzo pożądaną i pragnienie jej zdobycia było pośrednim czynnikiem napędzającym rozwój ludzkości. Dodatkowo, możliwość przewidzenia nadciągających wydarzeń dawała (i wciąż daje) tak konieczne człowiekowi poczucie stabilności. Wszak przed przykrymi wydarzeniami można przynajmniej próbować się uchronić, zabezpieczyć, czy ostatecznie zminimalizować straty. Dlatego też to pragnienie łatwo w tym kontekście zrozumieć i wytłumaczyć jego siłę właśnie tymi czynnikami – próbą zdobycia przewagi i potrzebą bezpieczeństwa.

Samo obserwowanie określonych skutków i przyrody nie prowadziło jednak bezpośrednio do wiedzy o przyczynach. I punkt ten jest kluczowy, gdyż ów brak powodował konieczność budowania modelu, z którego wynikać mogły obserwowany zjawiska. Albo, co było powszechniejsze, ludzie po prostu tłumaczyli je bez dowodu. Stąd opowieści o słonecznym rydwanie, którym codziennie po nieboskłonie porusza się bóg. Stąd tłumaczenie trzęsień ziemi gniewem Posejdona. A na poziomie niższym tysiące bzdur (z dzisiejszego punktu widzenia), zabobonów i dziwnych przekonań. Wystarczy poczytać bardziej uważnie starożytnych Greków, tych samych z których wywodzili się Tales czy Arystoteles, by przekonać się jak wiele było w ich światopoglądzie przekonań i wierzeń wychodzących daleko poza racjonalność. I mowa jest tu nie o mitach, które znamy z szkoły podstawowej, ale wierze w demony czy czary, które zupełnie nie przystają do naszego obrazu starożytnych filozofów.

Tu łączą się dwa światy, które równocześnie postrzegam jako dwa osobne źródła modelów rzeczywistości jakie ludzie od tysięcy lat próbują sobie tworzyć, motywowani wręcz instynktowną potrzebą wiedzy o świecie. Pierwsze i najstarsze źródło do „objawienie”. Wziąłem je w cudzysłów, gdyż jest to moje, prywatne określenie zjawiska w którym rzeczywistość opisywana jest bez dowodu i jedynie na wiarę. Objawienie przekazywać może szaman, wtajemniczony, kapłanka w wyroczni, szarlatan. Budowane prze nich konstrukcje mogą być różne. Od przyglądania się wyprutym wnętrznościom zwierzęcia ofiarnego, przez narkotyczny trans po zwykłe przekonanie o swojej racji. Łączy je konieczność założenia, że „wtajemniczony” po prostu wie coś więcej. I bardzo myliły się każdy, kto założyłby, że czasy czarowników minęły, a ich działalność to jedynie rzeczywistość opisywana na kartach książek historycznych lub antropologicznych. Widziałem nagrania osób, które zgromadzonym tłumom tłumaczyły, że wystarczy sobie coś mocno wyobrażać i o tym czymś silnie marzyć by przyciągnąć pozytywną energię, która doprowadzi do materializacji owych myśli. Szamaństwo i myślenie magiczne w czystej postaci, choć w nowoczesnej XXI-wiecznej otoczce.

Drugą z kolei metodą modelowania jest nauka. Od zaledwie kilkuset lat mamy ją ujarzmioną w ramy określonych schematów i metod falsyfikacji. A i tutaj można opisywać „prawa natury” w kilku jedynie dziedzinach nauk przyrodniczych, bo ile prawa dynamiki Newtona uznać należy za fizyczne imperatywy (w określonych ramach), tak w naukach np. społecznych jest to zadanie bardzo karkołomne. Charakterystyczne jednak jest to, że modelowanie w fizyce daje bardzo dobre efekty. Sam korzystam z niego w ramach życia zawodowego, gdzie korzystając z wiedzy o mechanice można projektować założone urządzenia czy procesy. Dzięki temu dobrze przemyślany mechanizm, odpowiednio wykonany i konserwowany może pracować bardzo długie lata. W tym kontekście naprawdę można „przewidywać przyszłość”. Ta forma zapanowania nad naturą dała ludzkości możliwość wielkiego postępu technologicznego i jednocześnie przekonanie, że nauka wyjaśni kiedyś każdy szczegół wszechświata. A dodatkowo, wzorując się na prawach fizycznych, wywołała wrażenie, że każdej dziedzinie życia można wypisać jakieś uniwersalne prawa. Stąd próba szukania ich tam, gdzie znaleźć ich nie można i stąd przekonanie o determinizmie w tak wielu aspektach życia. Stąd próby ujęcia w ryzy historii pod postacią historiozofii. I stąd tak wielka liczba intelektualnych ślepych zaułków w dziedzinach takich jak ekonomia lub politologia.

Istnieje masa różnych błędów, które potęgują możliwość błędnego użycia modelu. Określane są one „błędami poznawczymi” i warto przestudiować je dla osobistej obrony przed fałszywymi modelami.
– Do czego taka umiejętność może się przydać w dorosłym życiu? – padło pytanie w odniesieniu do zadań z ciągów logicznych, geometrycznych figur i liczb wśród których należało znaleźć odpowiednie wzorce, a nad którymi głowił się jedenastolatek.
– Chyba jedynie po to, żeby nauczyć się szukać zależności tam, gdzie ich nie ma. – odpowiedziałem, ale po jakimś czasie przyszło mi do głowy, że w tej ironii może było całkiem sporo prawdy. Niestety skazani jesteśmy na takie poszukiwania i obserwacje choćby z tego powodu, że lepszej metody nie ma. Ale jednocześnie stwarza to ogromne pole do tworzenia mitów, które budowane są na fałszywych modelach. Jak wspomniałem czasami są to modele objawione. Takim modelem może być wyjaśnienie, że komuś jest źle, bo w poprzednim wcieleniu był niedobrym człowiekiem i teraz wybrał ciężki los, by wyrównać energię czy coś podobnego. Weź tu udowodnij, że poprzednie wcielenie danego nieszczęśnika było całkiem uczciwe i godne. Swoją drogą to niezła metoda na uspokajanie własnego sumienia i poczucia niesprawiedliwości – cierpienia innych są ich własnym wyborem na podstawie poprzedniego życia. Nie trzeba więc się martwić problemami świata i można zająć się w spokoju własnym egoizmem. Podobnie trudność istnieje w odniesieniu do buddyjskiego wierzenia, mocno ostatnio rezonującego nad Wisła – jak udowodnić, że rzekoma „karma” nie istnieje? No nie da się, podobnie jak nie można zrobić tego w drugą stronę, czego nie zmienią tysiące ludzi powtarzające mantrą, że „karma wraca”.

Wracając jednak do logicznych ciągów to nadużycia na tym polu mogą być jeszcze większe. Szanowny, PT czytelnik z pewnością zna przykłady osobników, co to „łączą kropki”, czasami tak fantazyjnie, że wręcz podziw bierze dla ich kreatywności. Są dziedziny, gdzie naprawdę można zestawiać skutki z przyczynami, modelować rzeczywistość, kreślić schematy i wyliczać określone parametry. To dzięki takim zależnościom mógł dokonać się postęp techniczny. Ale jednocześnie daje to ogromne możliwości tworzenie takich modeli, gdzie częściowo wszystko się zgadza i brzmi logicznie. Stąd biorą się wymyślane prawa gospodarcze czy historyczne, które mają uzasadnienie, dopóki, dopóty nagle stanie się coś dokładnie odwrotnego do założonego modelu. Wtedy należy jedynie wprowadzić odpowiednią poprawkę i łudzić się dalej, że możliwe jest stworzenie uniwersalnego opisu życia. Daje to też możliwość nawijania makaronu na uszy tym, którzy uwierzą w proste zależności, takie jak na obrazku załączonym do artykułu. Łatwo można zebrać grupę ludzi, która odniosła obiektywny sukces, zapytać ich o nawyki i wyciągnąć wniosek, że jeżeli wszyscy np. co rano stroją miny przed lustrem, to jest to klucz do udanej kariery. W tym modelu brakuje jednak całych mas, które robią to samo, ale nikt nie zadaje im podobnych pytań. To tylko jeden z banalnych przykładów błędu poznawczego. A wszystkie dają możliwość tworzenia fałszywych modeli, bzdurnych zależności, obietnic bez pokrycia i mitów. Dają one tak nieograniczone możliwości, jak nieograniczona według słów Einsteina jest ludzka głupota. Nawiasem pisząc jest to inny przykład błędu poznawczego, to znaczy przyjmowanie argumentu ze względu na wypowiadający je autorytet. Tym niemniej mitów jest bez liku, a ich tworzenie będzie w mojej opinii trwać nadal. Wynika to z naszej natury, zarówno z potrzeby przewidywalności jak i z innych, bardziej nikczemnych pobudek, tzn. chęci zysku i manipulacji. Gdyby ktoś mnie jednak zmusił do wybrania mitu największego, powiedziałbym że jest nim pogląd stanowiący, że ludzie, mający powszechny dostęp do wiedzy i zdobyczy nauki zwyczajnie zmądrzeli.


Andrzej Smoleń

Autor felietonów i krótkich artykułów historycznych, które nieregularnie ukazywały się w kilku punktach „emigracyjnego” internetu od 2019 roku. Twórca bloga emigraniada.com, który w 2023 przekształcił się w portal publicystyczno-kulturalny. Z zawodu inżynier rozwoju produktu. Mieszkaniec Liverpoolu.