Kuchnia polska

Kuchnia polska

22 lutego, 2025 Wyłączono przez Redakcja

Kiedy przeprowadziłam się do Irlandii, jednym z elementów poznawania tutejszej kultury była próba zgłębienia lokalnych tradycji kulinarnych. Nie zrażały mnie obecne na każdym rogu bary z fast foodem i wszelkimi odmianami pizzy oraz kebaba. Nie wierzyłam, że burger to podstawa irlandzkiej diety. Myślałam, że bułka z taytosami (Tayto – irlandzka wiodąca marka chipsów) to tylko medialny mit. Oraz że Irish breakfast to taki turystyczny chwyt i że na co dzień to nie… Jakież było moje zdziwienie i rozczarowanie, kiedy rozpytując koleżanki z pracy o tradycyjną irlandzką kuchnię i świąteczne dania, słyszałam, że na śniadanie jedzą fraj (fry – od: smażyć, slangowa nazwa tradycyjnego irlandzkiego śniadania), a na obiad turkey and ham (indyk i szynka). Co jeszcze? Na drugie śniadanie w pracy jadali bułkę z masłem i chipsami w środku. Przeżyłam szok, bo przecież nasza kuchnia jest zupełnie inna i niekoniecznie w pełni skupiona na jedzeniu samym w sobie…

Polska kuchnia bowiem to nie tylko zbiór przepisów przekazywanych z pokolenia na pokolenie, ale także opowieść o gościnności, wspólnym stole i serdeczności, którą od wieków otaczano przybyszów. W Polsce jedzenie nigdy nie było jedynie kwestią zaspokojenia głodu – zawsze stanowiło pretekst do spotkań, budowania relacji i okazję do okazania troski. Stąd też znane przysłowie „Czym chata bogata, tym rada”, które doskonale oddaje filozofię polskiej gościnności: gość, nawet niespodziewany, musi zostać ugoszczony najlepiej, jak to możliwe.

Polskie dania mają w sobie coś niezwykle domowego – są sycące, aromatyczne i często wymagają cierpliwości w przygotowaniu. Rosół gotowany przez kilka godzin, bigos, który smakuje najlepiej na drugi dzień, czy pierogi lepione ręcznie przez gospodynię – to wszystko świadczy o tym, że polska kuchnia nie znosi pośpiechu. Wykorzystuje to, co daje natura: grzyby z lasu, owoce z sadu, kasze, ziemniaki i warzywa, które od wieków stanowiły podstawę jadłospisu. Jest w niej prostota, ale i dbałość o szczegóły, które czynią nawet najzwyklejszy posiłek wyjątkowym.

Sama nauczyłam się gotować dopiero w Irlandii, w czasie pandemii. Mając niemal trzydzieści lat po raz pierwszy w życiu zrobiłam kotlety mielone, upiekłam drożdżowe ciasto, ugotowałam bigos i zrobiłam gołąbki. Dań było o wiele więcej, a potem – bez żartów – kilogramów 15 więcej też.

Dlaczego dopiero wtedy? Niestety nie zaznałam w życiu babcinej kuchni, ale moja mama gotuje wspaniale. Kiedy byłam w Polsce i nawet mieszkałam już samodzielnie, niedzielne obiadki zawsze były u mamy, a w tygodniu było proste zwykłe gotowanie: warzywa na patelnię z kurczakiem albo ziemniaki z jakimś mięsem i surówką. Zero finezji. A ciasto? Całe życie twierdziłam, że ja nie umiem piec ciast. A czy kiedykolwiek próbowałam? Nie, bo nie musiałam – piekła mama.

Jednak wracając do tego, że polska kuchnia to nie tylko potrawy, ale przede wszystkim cała otoczka związana z gościnnością – bardzo trudno było mi na obczyźnie znaleźć chociaż namiastkę tego w Irlandii. Żyjąc na emigracji, poszukiwanie atmosfery polskiego domu często sprowadza się do odtworzenia ciepła rodzinnych spotkań, w których gościnność i jedzenie odgrywają kluczową rolę. Domowa kuchnia staje się nie tylko sposobem na zaspokojenie głodu, ale także na przywołanie wspomnień i poczucia bliskości z ojczyzną. Długi czas zajęło mi zbudowanie znajomości, które nie były tylko wyjściem na kawę lub piwo.

Kilka lat temu znalazłam firmę cateringową specjalizującą się w gotowaniu polskich potraw. Właściciele okazali się tak ciepłymi ludźmi, że w jakimś stopniu, na przestrzeni lat, w jakiś sposób zaprzyjaźniliśmy się. Składanie zamówień u nich i potem odbiór to nie tylko transakcja biznesowa. Niejednokrotnie, wpadając tylko na chwilę, zostawałam na godzinę, żeby pogadać o wszystkim, nie tylko o jedzeniu. Ponadto nigdy nie wyszłam stamtąd tylko z tym, co zamówiłam. Zawsze dostaję coś ekstra – albo dodatkową porcję zamówionej potrawy, albo coś innego, dodatkowo – aby spróbować. Dla mnie to symbol polskiej hojności i gościnności oraz tego, że z polskiego domu nikt nie wychodzi z pustymi rękoma.

Kolejna relacja to swoiste dopełnienie tego, co może łączyć ludzi. Mówimy o bratnich duszach, o nadawaniu na jednych falach czy takim samym poczuciu humoru. Jest jednak jeszcze jedna rzecz, która sprawia, że ta jedna relacja jest wyjątkowa – od Magdy nigdy nie wyszłam głodna. Co więcej – kiedy wiedziała, że miałam trudny tydzień, sama dzwoniła z zaproszeniem na obiad, bym po pracy zjadła coś gorącego i pożywnego. I możecie wierzyć lub nie, po raz pierwszy w życiu właśnie wprosiłam się do niej na obiad, aby lepiej poczuć to, o czym chcę napisać! Było pysznie.

Może właśnie w tym tkwi sekret polskiej kuchni nie tylko w kontekście kulinarnym – jej granice nie kończą się na czterech ścianach, ale rozciągają się wszędzie tam, gdzie płynie prawdziwa chęć dzielenia się i bycia razem.


Natalia Sobiecka

Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.

https://www.instagram.com/jestes_good_enough