Czym jest luksus?

Czym jest luksus?

26 kwietnia, 2025 Wyłączono przez Redakcja

Któż z nas nie marzył w zaciszu swojego pokoju o życiu w luksusie oglądając w internecie lub w telewizji historii różnych sławnych ludzi pokazujących nam jedynie słuszną wersję życia, do której trzeba i warto dążyć? Ta wersja zakłada, że będziemy nosić buty, ubrania i torebki określonych marek, poprawiać urodę i zatrzymywać proces starzenia się u chirurgów plastycznych, odjeżdżać z posesji domów o określonej powierzchni, wystroju i wyposażeniu konkretnymi samochodami w niedostępne dla maluczkich miejsca, by bawić się na dostosowanych do naszych wyjątkowych potrzeb i wymagań różnych wydarzeniach z konkretnymi ludźmi, tak samo bogatymi i sławnymi.

Któż z nas by tego nie chciał? Pewnie każdy. Ja, niżej podpisana, też kiedyś tego pragnęłam. Ba! W swej naiwności, wierzyłam, że wystarczy więcej pracować, pilniej się uczyć, korzystać z rad mądrzejszych ode mnie i wszystko jest do zdobycia, bo przecież chcieć, to móc. W tamtym okresie, a był to przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w Polsce, miałam znajomą pochodząca z dość zamożnej rodziny. Moja koleżanka związała się z młodym mężczyzną (normalna w końcu rzecz), wyszła za niego za mąż i zaczęło powodzić jej się jeszcze lepiej. Nasze drogi rozeszły się, bo nie byłam w stanie dotrzymać jej kroku ani w ubieraniu się, ani w bywaniu, ani w stylu życia. Nawet nie miałam żalu, przyjęłam to z pełnym zrozumieniem. Co nie znaczy, że w skrytości ducha nie zazdrościłam jej wszystkiego: od wypoczętej i uśmiechniętej twarzy po piękne ubrania i torebki-kopertówki z gracją i wdziękiem noszone na ulicy, bo z torbą z zakupami i pchającej wózek z dzieckiem nie widziałam jej chyba nigdy. Widywałam ją za to w samochodzie z odkrytym dachem, co w tamtych czasach było ewenementem i bardziej przypominało hollywoodzki film niż ulicę prowincjonalnego polskiego miasta. Oczywiście, że też tak chciałam żyć. Zastanawiałam się, jak to zrobić? I dlaczego ludzie o podobnym statusie materialnym i wykonywanej pracy nie pławią się w takim luksusie? Szybko to sobie zracjonalizowałam, że widocznie inni mężowie nie pracują tak ciężko i nie mają tyle szczęścia w życiu, ile ma moja znajoma. Kilka lat później na prywatnej imprezie, w której brało udział kilku policjantów śledczych, usłyszałam znajome nazwisko w kontekście zlikwidowania dużej grupy przestępczej napadającej w nocy na bogate domy. Kiedy dorośli domownicy nie chcieli wskazać miejsca przechowywania pieniędzy czy drogocennych przedmiotów, bandyci torturowali ich dzieci. W tej grupie był mąż mojej znajomej. Za swoje czyny dostał wyrok wieloletniego więzienia. A mnie zrobiło się żal i wstyd. Żal tej kobiety i jej dzieci, bo musiała jakoś z tym żyć później wśród społeczeństwa małego miasta, a wstyd swojej zazdrości, bo właśnie się dowiedziałam, skąd pochodził luksus, który ją otaczał.

Wiele lat później zaczęłam mieć styczność z niedostępnymi dla mnie do tej pory ludźmi i ich stylem życia na bogato za sprawą swojej pracy w dość luksusowej restauracji jak na warunki średniego polskiego miasta. Dostrzegałam ich wspaniałej jakości ubrania, biżuterię, zegarki i zaparkowane pod restauracją samochody. Słyszałam rozmowy o miejscach na kuli ziemskiej, w których bywali, a które sprawdzałam sobie później w internecie. Dojrzałość i doświadczanie życia sprawiły, że już nie zazdrościłam. Już wiedziałam, że różne czynniki wpływają na to, że ktoś luksusu doświadcza, a ktoś nie. Że trzeba urodzić się w odpowiedniej rodzinie, mieć dostęp do odpowiednich osób sprawujących władzę i informacji oraz mieć predyspozycje do ponoszenia ryzyka. A najczęściej kompilacja tego wszystkiego sprawiała, że niektórym sprzyjało szczęście i żyli na bogato. Widziałam i doświadczałam ich traktowania mnie jako osoby z personelu restauracji na co dzień. W większości to byli normalni, uprzejmi i mili ludzie sowicie dokładający się do mojego comiesięcznego wynagrodzenia od szefa, za które to pieniądze mogłam też sięgnąć po małe luksusowe przedmioty typu perfumy czy wysłać córkę na wakacyjny obóz jeździecki w pobliskiej stadninie. Traktowaliśmy się nawzajem z szacunkiem. Byli wśród gości także tacy, w których coś mi „nie klikało”. Nie umiałam wtedy tego wytłumaczyć. Po prostu, pomiędzy tym, co mówili i jak się zachowywali, a tym, jak chcieli by ich postrzegano, nie było spójności. Bo czy znakomity neurochirurg, który przyjeżdża wykonać operację pacjentowi w prywatnej klinice stomatologicznej, pije alkohol i baluje do czwartej nad ranem, by po potrójnym espresso i kilku godzinach snu stanąć przy stole operacyjnym? Albo biznesmen, o którym pisały lokalne gazety, że prowadzi ogromne przedsięwzięcie, a jego firma działająca jednocześnie we Francji, Polsce i Izraelu działa na niespotykaną dotąd skalę, robiłby nabór i szkolenie nowych pracowników zapraszając ich podczas kolacji do swojego stołu w restauracji? Słyszałam, czego dotyczył biznes, widziałam, jak podczas następnych wizyt w restauracji młodzi ludzie liczyli swoje potencjalne milionowe zyski ze sprzedaży CO2 pomiędzy krajami europejskimi. Myślałam wtedy: takie zyski, taki biznesmen, a nie ma swojego, małego chociaż biura, by wrażliwe informacje nie fruwały pośród postronnych osób? Nie ukrywam, że bardzo nie lubiłam wizyt owego biznesmena. Płacił ogromne kwoty za kolacje i wina, ale był chamski i arogancki. Chciał, by cały personel wchodził mu w tyłek i kłaniał się pas, bo on zarabia ogromne kwoty i stać go na wszystko. Również na to, by mieszać nas błotem a później zostawiać wysokie napiwki. Wolałam nie przyjmować jego prezentów w postaci skrzynek wina i móc go nie oglądać. Niestety, był pożądanym gościem restauracji, a ja byłam osobą z personelu, która musiała poczucie własnej wartości schować na czas pracy do kieszeni. Przypomniałam sobie o nim i jego samochodach, ubraniach, zegarkach i handlu diamentami w Antwerpii kiedy myślałam o napisaniu tego tekstu w kontekście zadanego tematu o luksusie. Próbowałam sobie przypomnieć, czy w czasie swojego życia choćby otarłam się jakiś prawdziwy luksus. Wtedy przypomniałam sobie tego gościa, który jak wchodził do restauracji, to aż pachniał pieniędzmi. Zobaczyłam go ostatnio znowu, wymienionego z imienia i nazwiska we francuskim serialu dokumentalnym nakręconym przez Netfix pt. „Królowie przekrętu” o największej aferze gospodarczej w powojennej Francji związanej ze sprzedażą CO2, w której dochodziło nawet do morderstw. Pan Jarosław Klapucki, gość toruńskiej restauracji na Starówce, właściciel polsko-izraelsko-fransuskiej firmy Consus, okazał się jedną z kluczowych osób w przestępczym gospodarczym europejskim świecie. Jego pieniądze i bogactwo, którymi tak kłuł nam w oczy pochodziły ze zbrodni i łamania prawa.

Na definicję luksusu składają się nie tylko rzeczy, które można kupić mając odpowiednią ilość gotówki. To także doświadczenia związane z otoczeniem, obsługą czy atmosferą, które wywołują wyjątkowe emocje i poczucie wyróżnienia. Za atmosferę odpowiedzialni są przede wszystkim ludzie, którzy ją tworzą. To ich talent, charyzma i osobowość tworzą coś jedynego w swoim rodzaju, aurę nie do powtórzenia przez nikogo innego. Doświadczyłam tego niedawno w londyńskim sklepie Christys’ przy okazji kupowania kapelusza. Miejsce, wystrój, a przede wszystkim eleganckie i pełne szacunku zachowanie ekspedienta sprawiło, że to doświadczenie długo będę wspominać. Tak jak niektóre koncerty światowych gwiazd, w których miałam przyjemność uczestniczyć. Ich kostiumy sceniczne, talent wokalny i ekspresja płynąca ze sceny wzbogaciły moje wspomnienia. Ale publiczność, a przynajmniej nie cała, nie poprzestaje na tym. Chce więcej i więcej: nowych piosenek, płyt, wywiadów i szczegółów z prywatnego życia. Chce mieć artystów na własność nie zastanawiając się zbytnio, jaką ci sławni, bogaci i żyjący w materialnym luksusie płacą cenę za dostarczenie nam wyjątkowych chwil. Pozostając przy dokumentach Netflixa, niech Robbie Williams czy Lady Gaga będą tego przykładem. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi na stadionie, a oni musieli wyjść i nakarmić ich swoim głosem i osobowością w oślepiającym świetle i pod obstrzałem kamer rejestrujących każdą kroplę potu i każde mrugnięcie. Ciąży na nich olbrzymia presja, że nie mogą zawieść. Nie mogą być przemęczeni, złamani bólem fizycznym, chorzy czy mieć gorszego dnia, bo od tego, czy gwiazda wielkiego formatu wyjdzie na scenę i da dwugodzinny show zależy byt wielu osób. Nie mogą więc nie wyjść. Nie mogą więc, tak jak nam się to zdarza, wziąć urlopu na żądanie czy zgłosić komuś, że dzisiaj czują się chorzy. Ich zdrowie i komfort psychiczny w momentach przed koncertami są na ostatnim miejscu. Nic dziwnego, że gwiazdy show-biznesu wpadają w nałogi. Aby wytrzymać tempo pracy podczas tras koncertowych, opiekujący się estradowymi gwiazdami lekarze, wstrzykują im sterydy i środki przeciwbólowe z pobudzającymi, a potem, po koncercie środki uspokajające, by w ogóle mogli zasnąć i choć trochę odpocząć. W dodatku media i fani krytykują i niszczą, bo uważają, że mają prawo do krytyki każdej sekundy koncertu zapominając, że patrzą na człowieka, który może stoi na scenie śmiertelnie zmęczony. Po jakimś czasie te wszystkie pławiące się w luksusach gwiazdy stają się wrakiem człowieka. Chcemy mieć ten splendor, sławę i miliony zarobione na śpiewaniu, ale czy chcemy zapłacić tak wysoką cenę moralną, jaką zapłacił choćby Robbie Williams? Pytanie retoryczne, oczywiście.

Luksus w dzisiejszych czasach zwykle kojarzy się nie tylko z bogactwem materialnym, ale także z unikalnym doświadczeniem, jakościową odmiennością i indywidualnym podejściem. To pojęcie ewoluowało wraz z rozwojem społeczeństwa i technologii, a jego definicja może się różnić w zależności od kontekstu i perspektywy. Luksusowe rzeczy i doświadczenia to te, które zwykle wiążą się z wysoką jakością, unikalnością, ekskluzywnością oraz komfortem. Dla każdego z nas to może być coś innego. Na niektórych ludziach wysoka cena produktu nie robi już wrażenia, bo i dobra luksusowe stały się bardziej dostępne dla zwykłych śmiertelników. Wzrosła też świadomość konsumencka i rozprzestrzenianie się informacji, ile kosztuje wyprodukowanie jakiejś rzeczy, a jaka widnieje cena na metce po dodaniu odpowiedniego logo. Sama zrezygnowałam bezpowrotnie z chęci posiadania na przykład okularów przeciwsłonecznych znanych marek (chociaż mi się podobały) po tym, jak w jednym z podcastów menadżerka luksusowych dodatków w Europie „wygadała się”, że ich produkcja to koszt 8 euro. Kiedyś luksusowe marki to była przede wszystkim bardzo wysoka jakość produktów. Dzisiaj już tak nie jest, a wiedzą o tym różne modowe stylistki, które dzielą się swoją wiedzą w różnych wywiadach. Torebka Chanel czy Birkin wyprodukowana kilkadziesiąt lat temu może osiągnąć na aukcji cenę nawet kilkuset tysięcy dolarów. Wyprodukowana dzisiaj wytrzymuje użytkowanie około 5 lat. Luksus powstaje w wyniku wielu czynników, które łączą się, tworząc pojęcie wyjątkowości i prestiżu, a tak naprawdę sprowadza się do tego, że ktoś kiedyś powiedział, że jest to jedyne w swoim rodzaju i unikalne, opowiedział o tym ciekawą historię, a wszyscy to podchwycili i opowiedzieli dalej. Ciągle kręcimy się wokół rzeczy, które można kupić, ale za tymi rzeczami stoją ludzie. Ale nie tylko ci, którzy je noszą czy pokazują, ale ci, których nie widać. Okradani, wyzyskiwani i zabijani. Bo gdy tylko poskrobie się trochę głębiej w tych fortunach i bogactwie zbieranym często przez pokolenia, to zawsze jakoś tak się składa, że dokopujemy się do zbrodni, nieuczciwości i wyzysku.

Czym jest luksus? Przede wszystkim: cierpieniem.


Róża Wigeland

Miłośniczka sztuki współczesnej, twórczyni asamblaży i kolaży, pisarka, felietonistka i wydawczyni. Autorka książek non-fiction. Jej priorytetem jest po prostu dobre życie. Obywatelka Europy, mieszkająca obecnie w Anglii nad Morzem Północnym.

https://rozawigeland.com/