Coś się kończy, coś zaczyna
16 grudnia, 2024Był czas, długi czas w moim życiu, kiedy podsumowania kolejnych lat zawierały miliony statystyk, opisane były wszystkie przedsięwzięcia, wyszczególniony każdy sukces i ani jednej wzmianki o jakiejkolwiek porażce. Jestem szczęśliwcem, czy też szczęściarą, bo miałam w życiu wiele długich lat, w których omijały mnie nieszczęścia i tragedie. O czym marzyłam, to miałam i wcale nie za darmo, ale dzięki sumiennej pracy i wartościom, które doprowadzały mnie zawsze do obranego celu. Ale to wszystko już było, a dziś jest dziś.
Co to dokładnie oznacza? Pewne rzeczy stały się po prostu codziennością, a niektórymi nie warto zawracać sobie głowy. Bo skoro jestem etatowym kierowcą, to normalne, że tegoroczny przebieg po raz kolejny przekroczył długość obwodu ziemi. Że wypadki się zdarzają i nawet jeśli po ulicy fruwają pogięte blachy, najważniejsze jest, że wszyscy wyszli z tego bez szwanku.
Skoro w dalszym ciągu działam w vendingu, to oczywiste, że problemy pojawiały się i były rozwiązywane, zdobywaliśmy kolejne szczyty. I że chociaż ta robota doprowadza mnie na skraj załamania nerwowego, jednocześnie przynosi mi jakąś niewyjaśnioną satysfakcję, bo ja to po prostu lubię.
Skoro mam ponad trzydzieści lat, to oczywiste, że to swojego rodzaju czas na stabilizację życia i uczuć, więc tutaj się także nic nie zmienia i od niemal ośmiu lat ta sama osoba, od ponad czterech lat ten sam kot, tylko mieszkania się zmieniają, jak w kalejdoskopie. Samochód również ten sam i na razie nie zanosi się na zmianę, bo to jest jeden z ostatnich egzemplarzy, który jest bardziej mechaniczny niż elektryczny.
Skoro lubię zwiedzać, to oczywiste, że w tym roku odwiedziłam kolejne irlandzkie hrabstwo (i to dwa razy), do tego pokręciłam się po Irlandii Północnej, do woreczka doświadczeń dorzucam około dwudziestu nowych odwiedzonych przeze mnie miast i miasteczek. I jednocześnie zero lotów w kosmos, za to kolejne punkty odkrywcze trasy Wild Atlantic Way, włączając w to symboliczny początek trasy w Co. Donegal.
Jest jednak jedna rzecz, o której chcę napisać i na którą poświęciłam większość wolnego czasu, prawie wszystkie wolne popołudnia w ostatnim roku oraz niektóre weekendy, a soboty na pewno. Gdybym podliczyła godziny, spokojnie zabrałoby się ich na kolejny etat. To jest coś, do czego przyłożyłam się z całego serca, a jednocześnie nie miałam ani śmiałości, ani odwagi mówić o tym na głos. Wciąż z tyłu głowy miałam niepokój brzmiący a co, jeśli…? – w miejsce wielokropka wstaw cokolwiek, nawet najbardziej irracjonalną niepewność. Syndrom oszusta wziął górę zanim dobrze rozłożyłam skrzydła, ale końcówka roku pokazała mi, że zdecydowanie jest dobrze i mam robić swoje, bez zbytniego myślenia o wydumanych scenariuszach, które się nigdy nie wydarzą.
Mówiąc otwarcie – od kilku lat „działam w korekcie i redakcji tekstów”, ale teraz mogę powiedzieć to już oficjalnie i nazwać rzecz po imieniu. Prowadzę własną działalność i wykonuję na zlecenie redakcje i korekty tekstów – zarówno książek, jak i ofert biznesowych, wpisów blogowych, tak naprawdę wszystkiego, co wymaga spojrzenia świeżym okiem na tekst. Ponadto od lutego do mojej oferty dołożę również skład książek, a w dalszej perspektywie także skład e-booków oraz czasopism i wszystkich innych form wydawniczych. Coś, nad czym pracowałam od dawna w ciszy, spokoju i bez zbytniego rozgłosu zaprocentowało tym, że na sam koniec tego roku zrobiła mi się kolejka w zleceniach! Jestem taka wdzięczna za zaufanie. Czuję się uprzywilejowana, mogąc przeczytać tekst często jako pierwsza osoba po autorze. Odbieram jako wyróżnienie odzew od dawnych znajomych. Jestem DUMNA z siebie, że kolejny raz poszłam pod prąd, kolejny raz zrobiłam coś po swojemu i jestem na najlepszej drodze do miejsca, w którym chcę się znaleźć i być szczęśliwa.
Jeśli ktokolwiek jest zainteresowany moją ofertą, możemy umówić się na darmową konsultację on-line, zapraszam: Redakcja i korekta – Natalia Sobiecka.
Jest to mój ostatni wpis na Emigraniadzie… w tym roku, w dodatku prawdopodobnie ukaże się jeszcze przed Świętami, więc z tego miejsca chciałam podziękować Wam, Czytelnikom, za kolejny rok z nami, za zaangażowanie i obecność. Kolejny raz mówię głośno: nikt nie pisze, żeby NIE być czytanym. Piszę, bo chcę, abyście czytali.
Składam Wam również najmagiczniejsze życzenia, by też świąteczny czas miał taką formę i oprawę, w jakiej czujecie się najlepiej, niezależnie od tego, czy dla Was Boże Narodzenie ma wymiar rodzinny, religijny, komercyjny czy wakacyjny. Żyjmy tak, by było nam dobrze. Very merry i do siego roku!
Natalia Sobiecka
Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.