Aga – przyszły kierowca, w Anglii od 2007 (część 2)

2 stycznia, 2018 Wyłączono przez Redakcja

W drugiej części rozmowy z Agą o jej obecnej pracy jako opiekunka osób starszych, oraz o planach zostania zawodowym kierowcą, co wreszcie wyjaśni tytuł wpisu. Jak i w pierwszej części dużo anegdot, ale i trochę gorzkich słów pod adresem Polonii i zachowań w Internecie.

Teraz pracuję jako care assistant. (opiekunka – przyp.Red. ). Lubię tą pracę, ale nie ogarniam systemu w jakim ta opieka wygląda. Może inni mają lepsze doświadczenia, ale ja jestem w ciężkim szoku jak ta opieka tutaj wygląda. Na przykład masz limit, że możesz tylko trzy pieluchomajtki na dobę dziadkowi czy babci założyć. No i co masz takiej osobie, jak ma rozwolnienie powiedzieć: „sorry mate, ale nie srasz więcej, bo wyczerpałeś limit”? Jak sobie z tym radzimy? Kradniemy sąsiadom, tzn. zabieramy komuś innemu jak ktoś ma więcej, jeżeli nie leży taki dziadek lub babcia na takim specjalnym podkładzie – nazywa się to kayle, i jest to wielokrotnego użytku. Ja sobie nie wyobrażam, żeby ktoś z mojej rodziny trafił do takiego domu. Warunki są ogólnie dobre, ale jak można limitować taką potrzebę? Jak mówisz im, że ktoś nie ma środków czystości bo się skończyły, a nie ma rodziny, żeby mogła mu kupić, a oni nic z tym nie robią, to się wkurzasz i idziesz kupić sam. I tak robiłam, albo Darkowi zabierałam i zawoziłam do pracy. Albo jak ktoś chce do toalety, kiedy serwujesz jedzenie to mówisz mu: „sorry, ale nie możesz. Skończy się serwowanie lunchu, wtedy dopiero wyjdziesz do toalety”. Takie przepisy, a raczej głupie zasady, a przecież można by to nagiąć: ubrać fartuch i rękawiczki, zabrać taką osobę do ubikacji, a później to wszystko zrzucić i wrócić do wydawania jedzenia. Lubię tą pracę, ale jest bardzo ciężka. Wydaje mi się, że trzeba być twardym psychicznie i nie każdy się nadaję do tego. Na pewno w takiej pracy muszą być osoby, które mają trochę empatii. Pracowałam z taką dziewczyną, nie będę nawet teraz mówić jak ją nazywałam. Leniwa strasznie, znikała nagle z floor’u (z piętra – przyp.Red.) a tu trafia się osoba, która trzeba robić double (we dwie osoby – przyp.Red.) i musisz ją robić pojedynczo. Zawsze jest short staff (niedobór personelu – przyp. Red.) W tym zawodzie też wszyscy mogą znaleźć pracę, tylko trzeba angielski znać, bo trzeba się jednak z tymi dziadkami dogadać. Ale nie każdy się nadaję do tego typu pracy, niektórzy uważają, że pracują za karę, bo mają najniższą krajową. A ja mimo tego, że mam najniższą krajową to lubię swoją pracę, lubię widzieć uśmiech na twarzy swoich podopiecznych i dać im odrobinę radości na ostatniej drodze ich życia. Powiem Ci, że będę miała problem jak już zostanę tym kierowcą. Będzie mi brakowało tej pracy i tego kontaktu z ludźmi.

Nie miałam nigdy nieprzyjemnych sytuacji przez to, że jestem z Polski. Kilka razy zapytano mnie czy jestem z Francji, bo podobno mam taki akcent, ale zawsze odpowiadam, że z Polski – co nawet widać (Aga pokazuje tatuaż z konturami Polski i Wielkiej Brytanii): dwa domy. Miałam panią, która była z Niemiec to mi powiedziała, że jesteśmy sąsiadami. Parę słów po niemiecku znam to coś do niej mówiłam: „dzień dobry” czy „do widzenia” , żeby jej trochę było miło. Też jej ciuchy kupowałam bo jej syn taki trochę bezużyteczny.

Co mnie rozwala w tym całym systemie to rodziny. Oni dają taką osobę; mamę czy babcię – i o niej zapominają, nawet jak mieszkają niedaleko. Trzeba do nich dzwonić, żeby przynieśli jakieś rzeczy, albo kupili środki czystości bo mama nie ma. Ja tego nie rozumiem…Jedna kobitka opowiadała mi, że w poprzednim domu w którym pracowała mieli osobę która nie mówiła, tzn. mówiła raz w roku, kiedy na jej urodziny przyjeżdżał do niej syn. Ona tylko wtedy mówiła, a tak przez cały rok nie wypowiedziała ani jednego słowa. Mi się wydaję, że my Polacy mamy inną mentalność jeżeli chodzi o opiekę nad osobami starszymi. Ja nie wyobrażam sobie takich sytuacji. Nie ogarniam tego jak oni mogą zostawiać swoje osoby bliskie i nie interesować się ich losem. Potem w tych domach opieki dzieje się co się dzieje, bo nikt nie przychodzi i nie ma kto rabanu zrobić. Raz szukałam na kilku piętrach pieluch i nie mogłam znaleźć. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam, że zadzwonię do CQC (Care Quality Commission – przyp.Red.) i mogą mnie zwolnić, w dupie to mam. I co? 10 minut później cała paczka pieluch się znalazła. Wiesz ile te rodziny płacą za opiekę? 1000 funtów tygodniowo! A oni mają trzy pieluchy na dobę…Dobrze, że chociaż jedzenie mają dobre.

O byciu kierowcą zawodowym myślałam już bardzo długo, ale zawsze było coś co mnie blokowało. Bałam się, że mój angielski jest za słaby, bo jednak egzamin trzeba zdać po angielsku. Robiłam prawo jazdy tutaj na osobówki, ale testy zdawałam po polsku. Miałam instruktorkę Angielkę, ale testy mogłam sobie zdawać po polsku. Nie brałam tłumacza na samą jazdę, bo się bałam, że jak będę musiała słuchać jej i jeszcze tłumaczenia to mi się wszystko pogmatwa. Zresztą uznałam, że jak będę jeździć na tych drogach to muszę wiedzieć po angielsku co i jak. Podziwiam tą kobietę za cierpliwość, bo ona mnie zaczęła uczyć kiedy ja zaczęłam chodzić do college’u na full time – cztery dni w tygodniu po pięć godzin. To mi bardzo dużo dało i wtedy zaczęłam kurs na prawo jazdy, ale to też nie było tak, że w kilka tygodni się nauczyłam nie wiadomo jak mówić po angielsku. Podziwiam ją za cierpliwość jaką wykazała i mogę polecić szkolę jazdy Kris Kelly – tu będzie reklamy trochę. Naprawdę była bardzo miła i cierpliwa. Nie wiem czy wszyscy instruktorzy są tacy, bo to chyba zależy od człowieka. Zdałam za pierwszym razem. A egzamin jaki był! Wsiadam do samochodu i najpierw były te proste pytania: „show me, tell me…” Jak już pokazałam co chciał to powiedział mi: „zapnij pasy i jedziemy.” W Polsce chyba by tak nie powiedzieli, tylko czekali aż tych pasów nie zapnę i ruszę…Zgasł mi samochód na światłach, bo oczywiście zostawiłam sobie samochód na „trójce” zamiast zmienić na „jedynkę”. Wjechałam w taką wąską dróżkę i nagle jakiś dzieciak otworzył drzwi z zaparkowanego samochodu, gdzieś tam na boku. Ja byłam gdzieś w połowie tego samochodu i pomyślałam sobie: „jak przez to nie zdam tego prawka to ja cię tu znajdę!” Jak mi powiedział egzaminator, że zdałam to się upewniałam czy naprawdę i aż go wyściskałam z wrażenia.

Pomysł na bycie kierowcą to mam już od kilku lat. Teraz było trochę odłożonych pieniędzy, zapłaciłam za cały kurs i jestem już w trakcie. Uczę się do egzaminu jak tylko mam wolne. Muszę się wszystkiego nauczyć po angielsku, co nie jest łatwe, bo niektóre pytania są takie, że ich zupełnie nie rozumiem – i nie chodzi mi o to, że nie rozumiem tego języka tylko pytania są tak skonstruowane, że nie jestem w stanie ich zrozumieć. Czasami są jakby podchwytliwe. Zobaczymy jak to wyjdzie. Mam nadzieję, że uda mi się zdać za pierwszym razem, jeżeli nie – trudno, będę robić poprawkę. Na pewno się nie załamię z tego powodu jak nie zdam za pierwszym razem. Na razie robię „C” i jak załapie sobie pracę na to „C” to dorobię „E”. Wiem, że to będzie ciężka praca bo zwykle na „C” to są multi drop’y, ale trudno – poradzę sobie. Dzisiaj na siłowni targałam oponę, taką właśnie od TIR’a; musiałam ją podnosić. Trenerka mówiła, że to akurat trening dla mnie będzie przed tą pracą. Ogólnie to marzy mi jazda z gabarytami, albo paliwo wozić. Wiem, że specyficzne marzenie jak na kobietę. Żeby trafić na „gabaryty” to chyba trzeba mieć dużo szczęścia i doświadczania, ale ja się o to postaram; zrobię tak, żeby tak było. Może uda mi się do Kanady pojechać, pojeździć takimi amerykańskimi ciężarówkami. Chciałabym zasmakować jazdy taką ciężarówką, nie taką europejską, tylko właśnie taką dużą. Jeszcze zrobię sobie prawo jazdy na autobusy i jak mi się znudzi na ciężarówkach to się przesiądę na nie.

Nie mam kontaktu za dużego z Polakami, można policzyć na palcach jednej ręki. Chyba dlatego, że jestem busy (zajęta – przyp. Red. ) i nie mam czasu chodzić na żadne zgrupowania. Jak się tutaj przeprowadzaliśmy i dostaliśmy ten dom to straciliśmy kontakt z kilkoma osobami. No bo jak, nowy dom, prosto od dewelopera? Przecież my oboje pracujemy, samochód mamy, a to jest dla potrzebujących. Ja się wtedy zapytałam tej pani w agencji „dlaczego my?” Ona mi powiedziała, że oni chcą osoby, które mają pracę, żeby ten dom utrzymać. Oni nie potrzebują osób które żyją na benefitach (zasiłkach – przyp.Red. ) Powiedziała, że może to źle brzmi, ale niestety taka jest prawda.

Osobiście dziwię się jak my się tutaj hejtujemy. Jeden drugiego zeżre, nie można zadać najprostszego pytania bo jeden drugiego chce zagryźć na tej grupie (grupie na facebook’u – przyp. Red.) Oni się czują, że są poza jakimikolwiek granicami i aż się niedobrze robi, gdy to się czyta jak jeden drugiego miesza z błotem. Żeby to była jeszcze krytyka w miarę grzeczna…Ja czasami też się tam wtrącam, ale staram się pisać grzecznie, nie przeklinam i nie wyzywam od debili. I jak my mamy oceniać Polonię? Jesteśmy jeden dla drugiego wrogiem – nie wiem dlaczego. Powinniśmy się trzymać razem, bo jesteśmy tutaj mniejszością. Są osoby, które mają problemy finansowe czy z językiem. Ja pomagam czasami, chociaż nie lubię tłumaczyć z polskiego na angielski i odwrotnie.

Darek: Ja osobiście unikam Polaków. Aga ma więcej znajomych z poprzednich prac. Ja w mojej pracy mam mało Polaków, bo to typowo angielski zakład. Znam tylko osoby, które tu na ulicy mieszkają i to są moje kontakt, Agi są trochę większe. A Polonii zupełnie nie znam – wiem, że coś tu jest i coś organizują, ale jedyny kontakt z tym miałem,kiedy zapisaliśmy dzieci do szkoły.

Chciałabym kiedyś wrócić do Polski, ale Darek nie chce…

Darek: Mi jest to obojętne. Tak prawdę mówiąc ja nie mam po co tam wracać…Jeżeli Aga tam wróci to ja tam wrócę, jeżeli Aga pojedzie do Niemiec – to ja też. Do Kanady będzie trochę pod górkę, bo jednak będzie to wyzwanie, które może okazać się zbyt trudne do realizacji. Kanada ma jednak swoje ograniczenia co do przyjmowania cudzoziemców.

Ja bym jednak chciała spróbować tej Kanady, jeżeli się uda. Ja nie mówię, że to będzie wyjazd długoterminowy. Nie, nie… Ja bym po prostu chciała zobaczyć ten kraj. Stany mnie w ogóle nie interesują, tylko Kanada. Chciałbym tam pojeździć tą ciężarówką: może pół roku, może rok…Jeszcze sobie tak pomyślałam, że jakby mi przyszło wrócić do Polski i być tym kierowcą, to mogę mieszkać w Polsce, gdzieś przy granicy niemieckiej, i pracować w Niemczech. Mogłabym pracować w opiece, ale musiałabym się niemieckiego nauczyć. Póki co jest mi dobrze, żyje mi się tu dobrze i jestem settle (zasiedziała -przyp. Red.) Mam pracę, mam swoje hobby – bieganie. Zajmuje się na razie tym i nie myślę zbyt długoterminowo do przodu. Muszę tutaj być przynajmniej dotąd, aż moja młodsza córka nie skończy szkoły i się nie usamodzielni, a ma dopiero 15 lat. To jeszcze trochę potrwa. Chciałabym kiedyś wrócić, ale póki co to jest nierealne.

Jeszcze przed publikacją pierwszej części Aga zdała egzamin teoretyczny na prawo jazdy i CPC (świadectwo kwalifikacji zawodowych – przyp. Red.)– moduł 2. Gratulacje!