Zza kółka – czas

Zza kółka – czas

2 października, 2023 Wyłączono przez Redakcja

Zapraszam Państwa na kolejny artykuł o pracy zawodowego kierowcy. Inspiracją do napisania tego tekstu była rozmowa ze znajomą, która stwierdziła, że kierowca przynajmniej wie, dokąd zmierza i kiedy wróci do domu. Za chwilę okaże się, że nie do końca jest to zgodne ze stanem faktycznym, ale po kolei.

Dokąd zmierzam – wiem oczywiście. Mam listę na dany dzień i jadę jak po sznurku. Dosłownie, bo prowadzi mnie GPS. Ale czy aby na pewno wiem, kiedy wrócę do domu?

Zdecydowanie: nie. Mam oczywiście listę, która jest ramowym planem i wiem, ile dana trasa powinna mi zająć zgodnie z planem. To znaczy wtedy, kiedy nie wydarzy się nic niespodziewanego. A takich dni jest mało, bo…

Na drogach zdarzają się wypadki i kolizje, prowadzone są roboty drogowe, wyjeżdżają na trasę rolnicze pojazdy wolnobieżne. To wszystko powoduje popularne korki drogowe albo wymusza skorzystanie z objazdu. Ani zator, ani objazd nie sprawiają, że czas przejazdu się skraca. Nawet jeśli jest to tylko dodatkowe 10 minut, powoduje to już zaburzenie rytmu dnia, o czym pisałam kilka wpisów temu. Na objazdach można stracić nawet 20-30 minut. Zegar tyka, a do domu daleko.

Czasami u klienta pojawia się awaria techniczna i zamiast spędzić w punkcie maksymalnie 20 minut, zostaję tam na godzinę lub dwie, aby zlokalizować usterkę i ją usunąć, a w najgorszym razie zabezpieczyć sprzęt na tyle, aby zapewnić minimalne funkcjonowanie do czasu wymiany uszkodzonego elementu. Kiedy wszystko jest naprawione, spędzony na serwisie dodatkowy czas aż tak bardzo nie boli. Gorzej, kiedy po godzinie szukania, przyczyna nie została odnaleziona. Najgorzej, kiedy okazuje się, że poszukiwania usterki były prowadzone w złym kierunku i usunięcie awarii tak naprawdę zajęło zaledwie minutę. A godzinka minęła… Tak było, nie zmyślam!

Awaria auta to chyba najgorsza rzecz, jaka może się wydarzyć. Nie powinnam tak pisać, bo w najbliższych dniach los pewnie mi pokaże, że mogą być jeszcze gorsze sytuacje, a tego bym nie chciała. Jednak – tak. Mam już na koncie złapaną gumę, którą usunął mechanik, bo ja nie mam nawet koła zapasowego w vanie. Poza tym nie sądzę, abym była w stanie fizycznie podołać wymianie. Teoretycznie w opcji ubezpieczenia jest asysta techniczna, ale na przyjazd pomocy drogowej można czekać kilka godzin. One się oczywiście wliczają do czasu pracy, ale znów: przez taką sytuację nie wiem, o której dokładnie wrócę do domu. Czasami łatwiej znaleźć jakiś warsztat w trasie, aby usunąć usterkę od razu lub na tyle zabezpieczyć pojazd, aby bezpiecznie wrócić do bazy i dotrzeć do naszego mechanika. To też już mam za sobą – szczęście w nieszczęściu było takie, że awaria nastąpiła już na powrocie i jedynym zagrożeniem było, że po prostu zatrzymam się gdzieś na drodze i się więcej nie ruszę. Dotarłam bezpiecznie. Ale w domu byłam prawie dwie godziny później, niż powinnam.

Inne niespodziewane sytuacje, dodatkowe zadania, wybuchające pożary, których nie da się załatwić przez telefon i trzeba pojawić się u klienta osobiście też powodują obsunięcie w planie dnia. Tak naprawdę w moim rozkładzie dwie rzeczy są pewne: że obudzę się o godzinie 4:53 i że o 6:01 rozpocznę pracę. Cała reszta to jedna wielka zagadka.

Oczywiście to nie oznacza, że wszystkie plagi egipskie dzieją się codziennie, a ja pracuję niezliczoną ilość godzin ponad siły i wszelkie normy! Absolutnie nie. Sami jednak wiecie, że nieszczęścia chodzą stadami. Są tygodnie, kiedy zjeżdżam do domu szybciej, bo udało się uniknąć korków i nie było większych problemów technicznych na trasie. Są jednak takie momenty, że szef sam decyduje, aby odpuścić i coś przełożyć na inny dzień lub nawet kolejny tydzień, bo wszyscy pracujemy żeby żyć, a nie żyjemy, żeby pracować. Wszystko też wygląda inaczej, jeśli kierowca podlega pod rejestrację czasu pracy i przepisy wymuszają używanie tachografu. Wtedy ma określony czas jazdy, regulowane przerwy, czas pracy (bo czas jazdy to nie jest to samo co czas pracy). Ja jednak nie podlegam temu obowiązkowi i są dni, kiedy pracuję dziesięć godzin, a są takie, kiedy zmianę kończę po sześciu.

A jak jest u Was? Jakie zawody wykonujecie? Czy macie normowany czas pracy „od do” czy kończycie wtedy, kiedy macie zrobione zadania na dany dzień? Jaki system najbardziej Wam odpowiada?

Czytaj także: Zza kółka – samotność


Natalia Sobiecka

zawodowy kierowca, redaktor i korektor. Z zamiłowania fotograf i podróżnik. Od kilku lat w Irlandii, która nie tylko jest zielona, ale mieni się także wszystkimi kolorami tęczy i przedstawia całą skalę szarości.

Zapraszam do śledzenia mnie na Instagramie:

Irlandia w moim obiektywie: https://www.instagram.com/ireland_in_my_lens/

Redakcja i korekta: https://www.instagram.com/correcto_redakcjaikorekta/