
Życie instant
20 lipca, 2025Najnowszy iPhone już jest w Twojej kieszeni, za chwilę zrobisz nim zdjęcie pełni księżyca. Tego oszałamiającego szota w kolejnej sekundzie opublikujesz w swoich soszjalach.
Jedziesz samochodem do galerii handlowej i parkujesz jak najbliżej wejścia, aby jak najszybciej znaleźć się w środku. Wrzucasz do koszyka w Tesco produkty, które z clubcardem są o połowę tańsze, nawet nie kalkulując, że zwyczajne nie jesteś w stanie zjeść tego wszystkiego.
Wysyłasz wiadomość na messengerze i ze zniecierpliwieniem czekasz na odpowiedź, ulegając frustracji spowodowanej brakiem zielonego kółeczka przy zdjęciu odbiorcy. Albo gorzej – obecnością zielonej kropki i brakiem natychmiastowej odpowiedzi.
Chcesz kupić nowe ubranie, więc wchodzisz na stronę sklepu i kupujesz wysyłkowo, bo nie będziesz tracić czasu na chodzenie do sklepu i przymierzanie – jak nie będzie pasowało, po prostu odeślesz.
Nie wiesz, jak dojechać do miasta na drugim końcu kraju, wklepujesz adres w nawigację, a papierową mapę widziałeś ostatnio na geografii w liceum.
Masz ochotę na dobrą pizzę, więc zamawiasz ją przez apkę i czekasz na dostawcę z pomarańczowym plecakiem. Nie musisz nawet z nikim rozmawiać.
Musisz sprawdzić jakąś informację – oczywiście, że nie idziesz do biblioteki, tylko wpisujesz zapytanie do wyszukiwarki na G. A po pandemii nawet wielu z nas nie musi jeździć do biura i pracuje w domu, zakładając na siebie wyjściową koszulę, ale zostawiając na sobie spodnie od piżamy.
Szukasz rozwiązania jakiegoś problemu? Już nie wertujesz tematycznych forów. Wybierasz ChatGPT. Wpisujesz pytanie, dostajesz odpowiedź w kilku wariantach oraz pytania doprecyzowujące problem.
Żyjemy szybko i mam wrażenie, że byle jak. Ludzki mózg dziennie przetwarza około 74 gigabajty danych. 500 lat temu WYKSZTAŁCONY człowiek przetwarzał tyle przez całe swoje życie. To nie jest tylko ciekawostka z pogranicza nauki i popkultury. To informacja, która mówi nam coś bardzo konkretnego o tym, w jakim świecie żyjemy i jak ten świat wpływa na nasze umysły. Każdego dnia jesteśmy bombardowani obrazami, dźwiękami, komunikatami, które w większości nawet nie mają szansy zostać zarejestrowane świadomie. Przewijamy. Klikamy. Przeskakujemy wzrokiem z jednego bodźca na drugi. Z jednej aplikacji do drugiej. Z jednej myśli do drugiej, często niedokończonej.
Nawet kiedy wydaje się, że odpoczywamy, jesteśmy w ruchu. Kciuk mechanicznie przesuwa się po ekranie, oczy skanują kolejne grafiki, miniatury, nagłówki. Jesteśmy zmęczeni, ale nie umiemy się zatrzymać. Bo może zobaczymy jeszcze coś ciekawego, coś ważnego, coś, co nas rozbawi albo zainspiruje. Przestaliśmy czekać — wszystko ma być teraz, natychmiast, najlepiej w wersji skróconej i z napisami, bo przecież nie ma czasu słuchać do końca. Pracujemy szybko, jemy w biegu, komunikujemy się skrótami i emotkami. Nawet uczucia próbujemy przeżywać w wersji instant — krótko, intensywnie, byle nie za długo, bo trzeba lecieć dalej. Życie instant, w trzy minuty, zupełnie jak zupka chińska produkowana w Radiomiu.
Dążenie do tego, by wszystko robić jak najszybciej, stało się niepisanym standardem. „Optymalizacja” i „efektywność” to nowe cnoty. Jeśli coś zajmuje więcej niż kilka minut — przewijamy. Jeśli ktoś mówi zbyt wolno — włączamy przyspieszenie 1.5x. Nawet własne życie próbujemy czasem przyspieszyć, jakby można było szybciej dorosnąć, szybciej osiągnąć sukces, szybciej „mieć z głowy” pewne rzeczy. I choć niby jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, że to niezdrowe, że nasze mózgi nie zostały stworzone do takiej intensywności, to trudno się z tego wycofać. Świat biegnie dalej — i my razem z nim.
Zanim przejdę dalej, chcę tylko nadmienić, że nie jestem przeciwko postępowi, bo to z niego – przynajmniej tak mi się wydaje – wynika ten pęd. Sama korzystam z podróży samolotem, dzięki której w dwie i półgodziny mogę znaleźć się na kontynencie, a nie z promu, którym podróż zajmuje około doby. Przemieszczam się samochodem, bo środki komunikacji miejskiej nie spełniają moich potrzeb. Czasami robię zakupy online, a z moim szefem komunikuję się za pomocą krótkich informacji wysyłanych przez komunikator częściej, niż przez telefon lub osobiście – bo to oszczędza czas i zachowuje archiwum rozmów na wypadek, gdybyśmy musieli wyszukać jakąś informację ponownie.
Jednak – poza tymi przykładami, co my robimy z czasem zaoszczędzonym dzięki szybkiemu szukaniu informacji? Ile zaoszczędzamy czasu na używaniu cyfrowych zdjęć zamiast analogowych i co z nim robimy? Dlaczego, widząc w sieci felieton dłuższy niż jeden ekran Twojego smartfona, stwierdzasz że to za długie i nie masz czasu czytać – co zatem robisz w zamian?
To nie jest tak, że my nie mamy czasu. Mamy go dokładnie tyle samo, co nasi pradziadkowie. Różnica polega na tym, że czas jeszcze sto-dwieście lat temu był bardzo podległy pod naturalny roczny cykl życia w naturze i tymże był regulowany. Długie letnie dni dyktowały inną rutynę, niż listopadowe słoty i wczesne wieczory. Dzięki rozwojowi elektryczności nie mamy problemu z krótkimi zimowymi dniami. A i latem nie każdy musi się zrywać skoro świt ze względu na jasność za oknem – zasłony typu blackout są świetnym wynalazkiem, chroniącym również przed nocnym zanieczyszczeniem świetlnym na terenach miast.
Ponadto wpadliśmy w spiralę, w której każda wolna chwila domaga się „wypełnienia” – choćby byle czym. Czymkolwiek, byle nie ciszą, byle nie pustką. A przecież to właśnie w tej ciszy moglibyśmy naprawdę coś poczuć, zrozumieć, przeżyć. Tyle że wtedy trzeba by się zatrzymać. Rozejrzeć się dookoła lub spojrzeć za siebie. Przestać działać. A tego dziś nikt nas nie uczy. Przeciwnie – uczymy się, że każda minuta „zmarnowana” na myślenie, odpoczynek, nudę czy czytanie dłuższego tekstu, jest nieproduktywna.
Więc przewijamy dalej. Zamiast przeczytać felieton – wchodzimy na stories. Zamiast usiąść z kubkiem herbaty i spojrzeć za okno na kwitnące kwiaty – znów odpalamy ekran. Zamiast zadać sobie pytanie: „co ja właściwie czuję?”, pytamy algorytmu: „co jeszcze możesz mi podsunąć, żebym tego nie musiał czuć?”.
I tak, niepostrzeżenie, w tym pędzie ku „więcej” i „szybciej”, zaczynamy żyć byle jak. Bo jak tu robić coś porządnie, skoro wszystko musi być natychmiast? Jak zadbać o głębię, skoro liczy się powierzchnia? Skoro post ma mieć trzy zdania i grafikę, bo inaczej „nikt nie przeczyta”, to po co się starać bardziej? Po co pisać z namysłem, skoro algorytm i tak wypchnie w górę coś głośniejszego, bardziej jaskrawego, choćby było kompletnie bez sensu? Po co gotować, skoro można odgrzać mrożonkę? Po co czytać książkę, skoro można obejrzeć streszczenie na TikToku?
Zadania wykonujemy na pół gwizdka, byle zaliczyć. Relacje prowadzimy na skróty — szybkie wiadomości, szybkie spotkania, szybkie emocje. Rozmowy są coraz częściej wymianą danych, a nie doświadczeniem żywego kontaktu. Nawet uczucia traktujemy po łebkach – jak coś się nie układa, to „przesuń w lewo”. Decyzje podejmujemy impulsywnie, z braku czasu i sił na refleksję. Świat wokół nas przypomina czasem taśmę produkcyjną, na której wszystko ma być tanie, szybkie i gotowe do użycia. A przecież życie to nie fabryka. Przynajmniej nie powinno nią być.
Bylejakość wkrada się nie tylko w to, co robimy, ale i w to, kim jesteśmy. Zmęczeni, rozproszeni, zredukowani do funkcji, ról i awatarów. Przestajemy być sobą, a zaczynamy być wersją siebie, którą da się skonsumować w trzy sekundy — uśmiechniętą, wydajną, dostępną 24/7. W środku zostaje chaos, w którym coraz trudniej usłyszeć cokolwiek prawdziwego.
Nie twierdzę, że teraz wszyscy musimy wyrzucić smartfony do rzeki i zacząć robić przetwory z letnich owoców. Ale może warto raz na jakiś czas zadać sobie pytanie: czy to, co robię, naprawdę ma dla mnie znaczenie, czy tylko daje iluzję, że coś się dzieje? I czy naprawdę nie mamy czasu, czy po prostu tak się przyzwyczailiśmy do tego pędu, że nawet nie wiemy, co mielibyśmy zrobić z chwilą świętego spokoju?

Natalia Sobiecka
Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.