Rozterki współczesnych Sarmatów

Rozterki współczesnych Sarmatów

3 sierpnia, 2023 Wyłączono przez Redakcja

One Niemce i Francuzy
Mają pludry i rajtuzy
Niechrześcijańską miłość głoszą
I na wierzchu jajca noszą

J. Kaczmarski – „Rady Pana Ojca”

Dość popularnym, i skutecznym zarazem chwytem w dyskusjach czy debatach ( szczególnie historycznych) jest zgodzić się ze swoim oponentem, by natychmiast dodać zdanie brzmiące mniej-więcej tak: „na temat jednak należy spojrzeć z szerszej perspektywy”. I to zdanie jest podwójnym prostym na nos przeciwnika. Po pierwsze sugeruje, że przedmówca ma ograniczoną wizję, skupia się jedynie na krótkim wycinku rzeczywistości, a po drugie, zapowiada równocześnie, że teraz już temat wyłoży ktoś, kto zagadnienie zna lepiej, w szerokim kontekście, z lotu ptaka widzi tak samo ogólny zarys, jak i samą szczegółową materię problemu. Jeżeli przeciwnik ten podwójny cios ustoi nie pozostaje mu nic innego jak także zgodzić się z dyskutantem, i skoro właśnie zagadnienie zostało poszerzone, to należy je teraz bardziej zgłębić, by odpłacić pięknym za nadobne. Później pozostaje jedynie „odpowiednie nakreślenie kontekstu”, „zarysowanie społecznego/ politycznego /gospodarczego tła”, „wnikliwe przyjrzenie się pomijanym szczegółom” i podobne chwyty w erystycznej szermierce. Mając do dyspozycji odpowiednio długi czas i siły przeciwnicy mogą się okładać ciosami i „rozszerzać zagadnienie” niemal w nieskończoność, aż po granice widzialnego wszechświata zaprzęgając do walki zjawiska kosmiczne. I wcale to nie jest karykaturalne przerysowanie, bo przecież każdy wie, że „Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia.”

Pomijając słowne przepychanki i nieczyste chwyty w dyskusjach, opisywanie wydarzeń na szerszym tle jest jednak praktyką ze wszech miar pozytywną i zwykle niestety traktowaną po macoszemu, zwłaszcza gdy mówimy o historii Polski, przy opisywaniu której nazbyt często skupiamy się na sprawach wewnętrznych i wojnach z sąsiadami, nie odnosząc się do biegu spraw europejskich czy światowych. Powodować to może czasami błędne wrażenie, że Rzeczpospolita była swego rodzaju wyspą, podmywaną co prawda przez wrogie fale sąsiednich mocarstw, niezależną jednak od dalekich wydarzeń, czy nowych idei pojawiających się na świecie. Dlatego też chciałbym kilka faktów z naszej historii przedstawić w odniesieniu właśnie do tych zjawisk, które mocno rezonowały w tle i wpływały na decyzję naszych przodków. Dodatkowo, będą tu opisane wydarzenia z wieku XVIII, który (nie licząc końcówki) jest chyba najmniej znany w ogólnej wiedzy o historii nowożytnej naszego kraju. A wydaje się, że powinno być dokładnie odwrotnie, wszak to stulecie było świadkiem drogi do upadku Rzeczpospolitej Obojga Narodów. I choć to chyba dobrze, że wciąż nie ma jednoznacznego werdyktu w sporze między krakowską a warszawską szkoła historyczną, który polega na wskazaniu odpowiedzialnych za rozbiory – wrogie nam państwa ościenne (szkoła warszawska), lub elity Rzeczpospolitej prowadzące kraj do upadku (krakowska), to szkoda jednak, że dyskusja ta nie jest bardziej powszechną, nie prowokuje do coraz to powszechniejszej znajomości zagadnienia w społeczeństwie. Bo o ile raczej wiek XIX budzi kilka wyraźnych skojarzeń i każdy, w średnim nawet stopniu wykształcony Polak jest w stanie powiedzieć cokolwiek o wojnach napoleońskich i powstaniach, tak wiek poprzedzający (z wyjątkiem ostatniej dekady) może budzić większe problemy. Można rzecz, że wiemy jak walczyć o wolność, ewentualnie jakich błędów w tej walce nie popełniać, ale nie przerobiliśmy dokładniej zagadnienia co robić, by niepodległości wcześniej nie stracić.

Pierwszy rozbiór Polski, wywołany konfederacją Barską, wojną domową i interwencją z zewnątrz nie był przez ówczesnych widziany w kategoriach „rozbioru”. Okrojenie naszego państwa potraktowano jako stratę terytorialną na skutek wyżej wymienionych czynników. Tym niemniej wyraźnie objawiła się wtedy słabość państwa i jego zależność od Rosji. Dwadzieścia lat upłynęło w takim stanie rzeczy do wydarzeń, które sprowokowały rozbiór drugi, i niemal zaraz później trzeci, co skutkowało faktyczną likwidację państwa Polskiego. Te właśnie wydarzenia: obrady Sejmu Wielkiego, Konstytucja Majowa, wojna w jej obronie, konfederacja targowicka, II rozbiór, powstanie kościuszkowskie i ostateczny upadek Rzeczpospolitej są widocznymi skutkami ruchów wielkiej historii. Jednak za każdym z tych wydarzeń stali ludzie, całe rzesze ludzi – z krwi, kości i ducha. I na wzór procesów historycznych, nie byli oni (nawet jeżeli bardzo chcieli) zamknięci w swoim zaścianku, oderwani od całej reszty świata. Tak, jak my dziś, widzieli, rozumieli, a ostatecznie nawet czuli zmieniający się świat i możliwe skutki nowych idei. To ważne, by zarówno wielkich bohaterów historii, jak całe masy bezimiennych jej uczestników, widzieć właśnie na takim tle. Odrywając ich od niego i oceniając ich czyny bez odpowiedniego spojrzenia zbytnio uprościmy ich obraz. Do tego stopnia, że nie będzie on nawet prosty, ale prostacki, bo zarysuje ich kontury bardzo grubymi, topornymi kreskami, które pozostaną niezrozumiałymi bez pamięci o czasach, w jakich przyszło im żyć.

Wiek XVII wydał bardzo znamienną w skutkach epokę – oświecenie. O samych jego założeniach i ideach wydano zapewne więcej tomów niż zawiera najbardziej charakterystyczne dziecko tego nurtu – encyklopedia powszechna. Ale same pomysły i nowe prądy myślowe, gdy rozpalają jedynie głowy uczonych i filozofów pozostają niepłodne. Zmienia się to jednak, gdy myśl zaczyna poruszać całe narody, a tak się stało w końcówce XVIII wieku. Hasła oświecenie spowodowały wywrócenie pewnych pojęć do góry nogami i wywołały trzęsienie ziemi w rozumieniu stosunków społecznych, które utwierdzane były już od czasów średniowiecza. Podział na stany, feudalizm, rozumienie władzy itp. napotkały przeciwnika w pojęciach egalite (równość) czy liberte (wolność). Ciekawy w tym kontekście jest fakt, że konfederacja Barska (1768-72), wywołana by znieść narzucone siłą przez Rosję prawa, zwłaszcza zapewniające równouprawnienie innowiercom (czyli niekatolikom), zakończyła się krótką chwilę przed powstaniem Stanów Zjednoczonych – republiką, której twórcom bliskie były ideały oświecenia. Konfederacja Barska szła pod prąd temu nurtowi, o czym łatwo zapomnieć, gdy traktuje się ją jedynie jako pierwszy narodowy zryw przeciwko imperialnej Rosji. A warto jednak pamiętać o iskrze, która zapaliła do czynu polską szlachtę – równouprawnieni religijne narzucane przez siłę zewnętrzną. Długą drogę przeszła polska tolerancja religijna przez dwieście lat od – konfederacji warszawskiej, w której gwarantowano wolność wyznania, do barskiej, w której przeciwko tej wolności walczono… Ale jeszcze większym, bardzo złośliwym chichotem historii jest fakt, że gwarantem tych praw, równości religijnej, oświeceniowych ze swojego ducha, była Katarzyna Wielka, rosyjska caryca, będąca pod wpływem francuskich filozofów tamtej epoki. Warto ten fakt zapamiętać w kontekście wydarzeń, które nastąpiły dwie dekady później.

Średniowieczny podział społeczeństw (bo wtedy ciężko mówić jeszcze o narodach), wprowadził pewien porządek po latach brutalnego chaosu wywołanego upadkiem Rzymu. Rozdzielenie praw i obowiązków, zhierarchizowanie życia społecznego nie dało początkowo tego efektu, który znamy z późniejszych epoko – niewidzialnego muru, którym jedne stany się odgradzały, a inne były nim ogradzane. Człowiek wieków średnich, będący w danej grupie pozostawał człowiekiem, był nim też wtedy, gdy był na szczycie klasowej piramidy. Średniowieczne przydomki władców to przykład, który wskazuje, że umiano połączyć wiarę w boskie pochodzenie władzy z faktem, że jest ona w ręku śmiertelnika, który miał swoje wyraźne cechy fizyczne i ułomności. „Czarny”, „Biały”, „Krzywousty”, „Wstydliwy”, „Brodaty”, „Laskonogi” – by podać jedynie kilka przykładów z rodzimej dynastii. Człowiekiem zostawał też ktoś, kto trafił do stanów najniższych. O ile władca, w porównaniu z antykiem, był ściągany w dół, tak najniższe warstwy pociągnięto do góry – z myślącego, zniewolonego narzędzia do istoty bożej. Ale stan ten bardzo szybko ulegał przemianom i jakkolwiek nigdy chłop nie miał lekkiego życia, tak z biegiem czasu odbierano mu coraz więcej przywilejów, nakładając w zamian obowiązki. Hierarchia kostniała, złe zwyczaje przekształcały się w tradycje, a później w prawa. Oświecenie i jego prądy myślowe wytworzyły siłę, która ten budowany od setek lat system zniszczyła. Uczyniono to jednak bardzo brutalnie, biorąc na cel i strukturę, i ducha, wokół którego została wzniesiona. Rewolucja Francuska próbując przywrócić skrzywdzonym godność, niszczyła jednak też to, co godność im przed wiekami nadało – religię chrześcijańską.

Ten przewrót, zarówno ideowy, jak i fizycznie dokonujący się na ulicach wpływał na ludzi w całej Europie. Widzieli doskonale skutki wydarzeń we Francji i z pewnością umieli sobie wyobrazić dalsze konsekwencje. Przewrót w stosunkach społecznych proponowany przez oświecenie sprawiać mógł wrażenie końca świata. Sam pomysł równości wszystkich ludzi mógł przerażać tych, którzy z hierarchicznego układu czerpali najwięcej korzyści. Ale przecież hasła rewolucji – wolność i braterstwo – nie były przecież nowe w Rzeczpospolitej. Mało tego, były one niemal podstawą ustrojową! Swoje przywileje i prawa szlachta sama określała jako „złotą wolność”, a idea równości szlachty ( co skutkowało np. brakiem stopni szlacheckich, jak baron czy hrabia) okazywana była dosłownym tytułowaniem się „Panie bracie”. Sama nazwa państwa miała dokładnie to sam źródło co Republika (pospolita rzecz – res publika – rzecz wspólna). Rzecz niestety w tym, że liberte i egalite zarezerwowane były jedynie dla wąskiej grupy społecznej. Z tego punktu widzenia demokratyzacja społeczeństw, odejście od feudalizmu i niechęć do religii uderzały w same fundamenty ustroju Rzeczpospolitej, i warstwą najbardziej zagrożoną była dzierżąca w swoich rękach i władzę, i przywileje brać szlachecka.

Obrady Sejmu Wielkiego (1788 – 1792) rozpoczęły się w okresie, w którym powstawało nowe, oparte na oświeceniowych ideach państwo – Stany Zjednoczone. Wyrwanie się spod władzy angielskiego monarchy i oddolne stworzenie republiki, było wyraźnym sygnałem, że naruszany zostaje dotychczasowy porządek. W kolejnym akcie owej sztuki doszło do wybuchu rewolucji francuskiej. Jej siłą napędową był ruch, nazywany jakobińskim, ideologicznie demokratyczny, antyreligijny i rewolucyjny. W Polsce nazwa jakobini pojawiła się, używana przez przeciwników politycznych, podczas konfederacji targowickiej i po wybuchu insurekcji kościuszkowskiej. Obrazy i ryciny przedstawiające tamte wydarzenia dość łatwo pozwalają identyfikować przedstawicieli tego nurtu. Ponieważ oświecenie nawiązywało do ideałów antyku, dlatego też brak zarostu i peruki miały przypominać rzeźby rzymskich i greckich postaci, stąd też łatwo zidentyfikować polskich jakobinów. Konserwatyści najczęściej przedstawiani są w tradycyjnych, polskich, choć wywodzących się z orientu, strojach, w kontuszach i żupanach. Tym niemniej, choć jeszcze nie używano tego pojęcia, już w czas sejmu czteroletniego jakobińskie, demokratyczne koncepcje nabierały kształtów, by częściowo urzeczywistnić się w Konstytucji Majowej. Paradoksalnie, konstytucja ta ograniczała ustrój republikański wzmacniając władzę monarszą przez wprowadzenie dziedziczenia trony, zniesienie liberum veto i odebranie praw politycznym szlachcie gołocie (herbowym bez majątku). Szła tu w poprzek przykładom z Ameryki, gdzie koloniści wypowiedzieli posłuszeństwo królowi, czy z Francji, gdzie rewolucja w końcu obaliła monarchię w sposób wręcz świętokradzki i brutalny. Jednocześnie jednak ustawa dawała prawa osobiste mieszczanom, zrównując ich prawnie ze szlachtą i „brała pod opiekę” chłopów. W tych puntach, w nikłej jeszcze zaledwie zapowiedzi demokratyzacji społeczeństwa była to konstytucja zgodna z duchem oświecenia. To jednak charakterystyczne, że w sprawie włościańskiej nie zdecydowano się na krok naprawdę rewolucyjny i zniesienie pańszczyzny. Samo jednak wyrwanie chłopów spod pełnej władzy pana, było już aktem szalenie postępowym, co tylko potwierdza, jak bardzo utarte i skostniałe były ramy, na których budowano polską państwowość XVIII wieku. I był to akt na tyle mocny, by wywołać proporcjonalną reakcję wewnątrz, i obawy na zewnątrz, gdyż za wschodnią granicą uznano to prawo za zagrożenie, carat rosyjski obawiał się masowych ucieczek rosyjskich chłopów na tereny Rzeczpospolitej.

Zawiązana konfederacja Targowicka, wymierzona przeciw Konstytucji Majowej, uzasadniana była na kilka sposobów. Rzadko dziś przypominany jest argument Targowiczan, który był jednak jak najbardziej słuszny, a opierał się na zarzucie, że konstytucja uchwalona została nieprawnie. Jest to zgodne z prawdą, w świetle obowiązujących wtedy norm uchwalę trzeciomajową traktować należy jako spisek i zamach stanu. Nie jest to wszak uzasadnienie jedyne. Najczęściej w historiografii przedstawianą i zapewne również podstawową motywacją stronnictwa hetmańskiego była próba ochrony dotychczasowego ustroju, złotej wolności szlacheckiej. I motywację tę również można zrozumieć, gdy spróbuje się wejść w skórę tamtych ludzi. Rzeczpospolita szlachecka była krajem o bardzo szczególnym ustroju politycznym, na który nałożone zostały dodatkowo uwarunkowania lokalne i wschodnie standardy prowadzenia polityki. W konsekwencji po kilku wiekach stopniowego wynaturzania się i systemu, i spadku jakości ludzi odpowiedzialnych za kurs całego państwa, stała się państwem, o którym każdy współczesny liberał może jedynie pomarzyć. Faktycznie Rzeczpospolita stanowiła zbiór mini-państewek w których władzę absolutną mieli lokalni magnaci. Teoretyczna równość szlachty, w przypadku jej najbiedniejszej, sprowadzała się do posiadania herbu, szabli, ganku przed chałupą i do konieczności czołobitnych pokłonów na dworze Radziwiłła czy Potockiego. Łatwo znaleźć punkty wspólne z oligarchicznym systemem obserwowanym jeszcze dziś za naszymi wschodnimi granicami. Sejm Wielki w Konstytucji Majowej wywrócił ten stolik, próbując zreformować państwo i przenosząc środek ciężkości w stronę władzy centralnej. Opór części ówczesnych „oligarchów” jest w pewnym stopniu zrozumiały, jeżeli spojrzeć na zagadnienie z prywatnej, z zapatrzonej na swe interesy perspektywy. Ale Targowica musiała przyciągnąć też jednostki trzymające w dłoni szable, a nie jedynie buławę lub pastorał. I niekoniecznie wszystkimi Sarmatami kierowało cyniczne wyrachowanie. O ile przywódcy świadomie sprowadzali na państwo zagrożenie, tak wielu konfederatów mogło wierzyć w słuszność obrony starych praw i tradycji, oraz w walkę przeciwko jakobińskim, rewolucyjnym ideom. Prosty herbowy miał prawo obawiać się podobnych ruchów, które mogły mu odebrać nie tylko pozycję społeczną, dworek, poddanych, ale też i głowę. Nastąpiła w tym miejscu kanonada paradoksów. Głosząca równość szlachta zawiązuje konfederację przeciw konstytucji, która wolność chce rozszerzyć. Sprzeciwiając się wzmocnieniu władzy króla zwraca się o pomoc do carycy, która dzierży w ręku władzę absolutną. Ta ma możliwość wystąpienia przeciwko Jakobinom, choć sama jest pod dużym wpływem francuskich, oświeceniowych filozofów. Jakobini polscy z kolei reformują państwo kierując je na tory silnej monarchii i likwidując unię, tworząc państwo unitarne. Do targowicy przystępują duchowni katoliccy, przyjmując protektorat władcy prawosławnego. I tak dalej… Owo pomieszanie z poplątaniem wskazuje jak skomplikowana to była rzeczywistość. W dużej części wynikała ona z braku odpowiedniej relacji między „teorią”, a „praktyką” co jest zjawiskiem bardzo częstym w każdej epoce historycznej i w każdej przejawie życia. Piękne ideały rewolucji sprowadziły na Francję terror i próbę wywrócenia świata „do góry nogami”, nawet w takich dziedzinach codzienności, jak chociażby liczba dni tygodnia. Targowiczanie, walcząc o swoje prawa, sprowadzili na kraj nieszczęście, zamieniając „złotą wolność” na poddaństwo carycy, a umocnienie polskiej monarchii na samodzierżawie rosyjskie. Te paradoksy i trudności w życiu polityczno-społecznym zauważyła już jedna z głównych bohaterek tamtego dramatu, caryca Katarzyna, która Diderotowi (francuski, oświeceniowy filozof) miała powiedzieć, że on piszę na papierze, a ona, jako władczyni na materiale bardziej czułym – ludzkiej skórze.

Z całego chaosu pojęć, zdarzeń, zamierzeń, deklaracji i czynów po kilku latach walki i zwrotów akcji wyłoniły się skutki tragiczne zarówno dla reformatorów, jak i dla Targowiczan. Z perspektywy Jakobińskiej nie tylko nie udało się zreformować państwa, ale stracono możliwość prowadzenia jakiejkolwiek, samodzielnej polityki. Rzeczpospolita przestała istnieć, jej ziemię wcielono do terytoriów trzech ościennych państw. Targowiczanie zostali uznani przez wielu współczesnych za zdrajców, a przez potomnych za wręcz synonimy zaprzaństwa, zdrady i głupoty. Do dziś przecież przywołuje się niejednokrotnie słowo „targowica”, która budzi jednoznaczne skojarzenia w walce politycznej. Ale sama utrata niepodległości, kosztem wasalnego poddaństwa względem Moskwy, mogłaby być dla nich pigułką co prawa gorzką, ale możliwą do przełknięcia, gdyby osiągnęli swój cel podstawowy – zachowanie przywilejów i rozprzężenia państwa, które dawało możliwość budowania fortun, oraz prowadzenia własnej polityki, nawet nie tyle nieskoordynowanej względem kursu państwowego, co w ogólnym obrazie chaotycznej i osłabiającej ojczyznę. Złota wolność, dla której synonimem może w tym kontekście stać się słowo „anarchia”, skończyła się jednak po trzecim, ostatnim zaborze.

Akt konfederacji spisany w Petersburgu ogłoszono w przygranicznej miejscowości, której sama mogła przez skojarzenie z targiem działać na niekorzyść jej twórców. Paweł Jasienica pisał, że przywódcy konfederacji nie błyszczeli inteligencją. Osobiście dałbym wiarę też tłumaczeniu innemu, w którym nacisk położony byłby na ich zaślepienie w politycznej walce o obronę starego ładu, a nie zawracanie sobie głowy takimi szczegółami jak nazwa wioski. Za stwierdzeniem Jasienicy jednak przemawia też fakt inny – brak założenia alternatywnego scenariusza, w którym Moskwa nie przywraca starych praw w granicach Rzeczpospolitej, ale granice te bardzo mocno przesuwa. Dodatkowo zażądano ustępstw terytorialnych na rzecz Prus, co w konsekwencji doprowadziło do okrojenia ziem Polski o obszar równy niemal jej dzisiejszej powierzchni. Konstytucję zniesiono, ale z wielkiego obszaru Unii pozostał ogryzek przypominający późniejsze Księstwo Warszawskie i Kongresówkę. Targowiczanie musieli zmierzyć się z nową rzeczywistością, w której górę wzięła siła i zimne wyrachowanie Moskwy. Sam Branicki został Rosjaninem, poddanym carycy, co byłoby dość ciekawym zwrotem historii, gdyby nie fakt, że cała seria tragicznych wydarzeń doprowadziła do upadku niezależnej państwowości Polski przez cały kolejny wiek.

Historia jest nauczycielką życia tylko w takim znaczeniu, że pokazuje wcześniejsze błędy bez jednoznacznego przepisu jak ich unikać we współczesności. Rozumienie świata przez analogie historyczne jest jednak bardzo kuszące, zwłaszcza gdy pewne podobieństwa rzucają się niemal same przed oczy. I dlatego pozwolę sobie jednak wejść na ten grząski grunt, ale jedynie z podpórką w zastrzeżeniu, że jest to rodzaj publicystyki, a nie nowoczesnego wróżbiarstwa pod dowolną, modną nazwą.

Strach przed przemianami na zachodzie, przed rewolucjami kulturowymi, czy energetycznymi może być podobny do strachu przed Jakobinami. Rosja być przez wielu widziana jako ostoja dawnych wartości, podobnie jak i w końcówce wieku XVIII. Jeżeli na zachodzie „na wierzchu jajca noszą”, albo je sobie rzezają, albo wyprawiają jeszcze inne bezeceństwa, których obawia się dzisiejszy konserwatysta, to naturalną drogą ucieczki wydaje się wschód. I tak samo, jak szaraczek – sarmata mógł nie dostrzegać dalszych konsekwencji konfederacji Targowickiej, tak i dziś można by się łudzić, że Rosja jest konserwatywną (lub taką udaje) z poczucia chrześcijańskich wartości i konserwatyzmu tego będzie bronić w poczucia swojej misji. Problem jednak w tym, że Rosja, wytrawny przecież szachista, wyprzedziła w swoich posunięciach rozgrywkę o kilka ruchów. Przed napaścią na Ukrainę zażądała wyraźnie i jednoznacznie wpływów sięgających aż po Odrę. To nie pozostawia już żadnych złudzeń. Postrzeganie zachodnich społeczeństw (w przekazie rosyjskim – anglosaskich) jako zdegenerowanych, oraz upadłych moralnie i duchowo może być wizją łatwo trafiającą do Polaka z rezerwą patrzącego na zachodnie przemiany kulturowe. Ale jeżeli alternatywą ma być Rosja, jeżeli program sprowadzić się ma do fragmentu z Norwida: „Jeżeli mi Polska ma być anarchiczną,/ Lub socjalizmu rozwinąć pytanie, /To już ja wolę tę panslawistyczną, /Co pod Moskalem na wieki zostanie!” to warto też być uczciwym i z otwartą przyłbicą przyznawać, że będzie się to wiązać z jakąś formą politycznej zależności od Moskwy. Tym bardziej, że przeciwieństwie do czasów targowicy karty zostały wyłożone na stół w końcówce 2021 roku.

AS

Czytaj także: Rosyjska dusza i europejska kultura