
Panie! Kto to Panu tak spier…
23 marca, 2025Z pewną dozą przykrości przychodzi mi napisać, że jestem już w wieku w którym dane mi było zaobserwować zmianę dogmatu ekonomicznego. Pamiętam opowieści starszego ode mnie pokolenia, które musiało się w pewnym momencie nauczyć, że podstawowymi prawami ekonomii nie są myśli Marksa i nagle obowiązują teorię Smitha. Ja sam uczyłem się, że gospodarka dzieli się na trzy składowe, a ich wzajemny udział w ogólnym rozrachunku wskazuję poziom rozwoju państwa. Kraje biedne i zacofane opierają swą gospodarkę na rolnictwie, w krajach rozwijających się największy udział ma przemysł, a w krajach rozwiniętych dominują usługi. W obrazie takim najbogatsze i najbardziej rozwinięte byłoby społeczeństwo takie w którym strzyżemy sobie nawzajem psy i handlujemy produktami wyprodukowanymi przez fabryki trujące środowisko i dzieci w dalekiej Azji. Usługi natomiast są czyste, biura przeszklone, a sklepy, restaurację, hotele, salony piękności wprost lśnią blaskiem bogactwa. Problem w tym, że do strzyżenia psa potrzebne są chociażby nożyczki i grzebień, a maszynka elektryczną potrzebuje prądu, najlepiej jak najtańszego, żeby biedny właściciel Yorka, po wizycie w salonie dla czworonogów, nie musiał oszczędzać na usługach dla siebie. Wspomniana w pierwszym zdaniu zmiana polega na coraz częściej pojawiających się głosach, że brak bazy przemysłowej to ślepa uliczka. Od zauważania problemu to jego rozwiązania daleka droga, dlatego usługi postrzegane są nadal jako ważna część gospodarki. W Wielkiej Brytanii indeks PMI (purchase managers index, który wskazuje na liczbę zamówień i najogólniej – na nastroje w krajowej gospodarce) przedstawiany jest osobno dla przemysłu i osobno dla usług. Charakterystyczne jest to, że od wielu miesięcy PMI dla przemysłu ma wartości poniżej 50 (co oznacza słabą koniunkturę), podczas gdy usługi utrzymują się na powierzchni, to znaczy PMI wynosi ponad 50. Taka to sytuacja w kraju, który był kolebką rewolucji przemysłowej, a dziś chyba jednak kojarzony dość mocno z usługami, szczególnie finansowymi, ale to oczywiście tylko część całego obrazu. Mówiąc o usługach na wyspach trudno nie zauważyć, że jest to poziom bardzo wysoki, wręcz wyznaczający trendy. Ale to przy pewnym założeniu, które chyba naturalnie samo się narzuca na myśl, gdy wyobrażamy sobie usługi. Handel, gastronomia, hotele… Jednostkowe tylko przypadki mogą zepsuć obraz sielanki i dbałości o klienta. Ale – tym niemniej – jednakże – jednak – jednakowoż- tylko, że – atoli….-
Są różne odcienie szarości przy przechodzeniu z białego na czarne. W ujęciu ekonomicznym podobnie. I na liście trzech filarów ciężko jednoznacznie umieścić budownictwo. A jest to niejednokrotnie też ważna część krajowej gospodarki. W niektórych państwach podaje się osobne statystyki nawiązujące do budownictwa, czego przykładem Polska. Tak nawiasem mówiąc niejednokrotnie lista danych, nawet bez wnikania w liczby, daje pewien ogląd na środek ciężkości. W Stanach raportuje się co miesiąc liczbę pozwoleń na budowy, w Wielkiej Brytanii indeks cen i liczbę przyznanych kredytów hipotecznych. Co wcale nie oznacza, że budownictwa tu nie ma. Jest, w końcu ceglanymi elewacjami domów Wielka Brytania stoi. Charakterystyczne są owe domki, które, gdyby przenieść do bajki o trzech świnkach i złym wilku, plasowałyby się gdzieś pomiędzy domkiem z patyków a domkiem z cegły. Co prawda, gdyby wilk mocno dmuchnął i chuchnął to nie dałby rade ich zburzyć, ale gdyby zawołał kolegów… Kto wie… Tym niemniej ktoś owe domy wybudował i przynajmniej raz na jakiś czas remontuje. Czy nie można tu mówić o usługach, gdy hydraulik naprawia piec gazowy, glazurnik kładzie płytki, a kolejny fachowiec poprawia katastrofę po poprzednim? Bo te usługi to też mikrokosmos jedyny w swoim rodzaju. I łatwo zachwycić się brytyjskim poziomem obsługi klienta, jeżeli potraktujemy usługi stereotypowo, ograniczając ja do sklepu czy restauracji. Klasa światowa. A inne dziedziny życia, jak na przykład budownictwo?
Na mojej emigracyjnej osi czasu znajduje się kilka punktów, gdzie z takimi usługami miałem dużo wspólnego. Przed laty dom kupiłem. W stanie do zamieszkania, ale i do remontu. Więc mieszkałem i remontowałem, wymieniając przy okazji wszystkie możliwe instalacje. Później dom ten rozbudowałem. Następnie go sprzedałem i kupiłem kolejny – tym razem z rynku pierwotnego, to znaczy wybudowany przez dewelopera. I proszę mi wierzyć – widziałem wiele… Nie piszę, że wszystko, bo kilka razy mi się to już wyrwało, a później życie pokazywało mi jak bardzo można się pomylić wypowiadając dwa proste słowa. Budowlańców i fachowców spotkałem również wielu. Polaków i Brytyjczyków. Mają ze sobą wiele wspólnego, w jakiś sposób zimna wyspa na obrzeżach Europy powoduje ujednolicenie usług budowlanych, gdzie poziom dąży do… No właśnie… Poziom i pion są tutaj sprawami umownymi, zarówno w przenośni, jak w rozumieniu dosłownym. Dlatego też ograniczę się jedynie do podania kilku przykładów. Wszystko z życia wzięte.
***
– Proszę Pana, tu dość ostro wieje, bo teren od strony morza jest zupełnie odsłonięty. Proszę zwrócić uwagę, żeby ten dach był zrobiony solidnie…
Odpowiedziało mi ironiczne spojrzenie…
Kolejnego dnia: wiatr – wieje.
Rankiem przypomniałem sobie ową ironię w wzroku:
– Dzień dobry! Proszę mi powiedzieć, gdzie kupował Pan te boczne osłony na dachówki, bo proszę sobie wyobrazić, że pozrywało je ostatniej nocy i rozwiało po całej okolicy tak, że znalazłem tylko małą część! Chciałbym dokupić te brakujące i zależy mi, żeby były takie same!…
-Rozumiem… Przyjadę..
****
Palowanie – ma się odbyć.
– Tu rura idzie! Tu! – pokazuje palcem na punkt w ziemi – Wiem, bo sąsiad w zeszłym roku studzienkę przesuwał i wszystkie rury są zlokalizowane.
-Tu rura idzie! Tu! – macha sąsiad ręką – Wiem, bo w zeszłym roku studzienkę przesuwałem i wszystkie rury są zlokalizowane.
-Tu! – palce wskazujące moje i sąsiada młócą powietrze – Tu rura jest! Uważać przy palowaniu! Tu! Tu! TU!
Wieczorem: woda – nie ścieka, a na łączeniach się sączy powodując mikro powodzie w wielu miejscach.
Kolejnego dnia jeden kopie, reszta patrzy. Stereotypowo. Patrzę też ja stojąc z innymi patrzącymi na brzegu wykopu, głębokiego i wykonanego łopatą, bo koparka po palowaniu nie mogła się już zmieścić.
– Idealnie w środek rury się wpierdolił! – komentuje jeden z nas, obserwujących kopiącego w dole nieszczęśnika – Nawet gdyby celował to nigdy w życiu by tak centralnie nie trafił!
***
Siedem jest dni tygodnia. Starożytni znali siedem planet. Siedem lat było tłustych i siedem chudych. Z siódmej klasy był szatan w powieści Makuszyńskiego. Siedem jest grzechów głównych. Po siedmiokroć klnę każdą warstwę tapety, którą zrywam jedna po drugiej. Siedem ich jest, warstw owych, dowodów na zmienność ludzkich gustów, potrzebę zmian, ale i partactwo siedmiu kolejnych fachowców, pod siedmiokroć klejących kolejne tapety, jedna na drugiej. Mógłbym dumać nad tym i obliczać po ilu warstwach pomieszczenie przestałoby nadawać się do mieszkania, gdy grubość klejonego papieru ograniczyłaby jego powierzchnię. Mógłbym, ale pracuje po nocach, zmęczony i bez ochoty na żarty czy głębsze rozmyślania. Więc klnę i wymachuje rękami. Siedem razy przy każdej warstwie.
***
Niespodzianki bywają różne. Bywają także takie naprawdę… zaskakujące. Oglądając dom przed kupnem nie zagląda się do zabudowanej w ścianę szafy. Ale jak szafa już zmieniła właściciela to odkrycie w jej wnętrzu całej wodnej instalacji wraz z rurą kanalizacyjną mieści się w tej kategorii, tzn. niespodzianek niespodziewanych…
***
Przewierciłem kabel elektryczny, rurkę z wodą i przeciąłem rurę z gazem. Część z mojej niefrasobliwości („to żeś se Pan nie zaznaczył pisakiem, gdzie te rury idą?”), część z winy fachowców i ich swobodnego podejścia do przepisów budowlanych. Ale w nowym budynku – nowe otwarcie. Ściany bez jednego nawet otworu, czekające na moje wiertła…
– Przewody są tak jak podręcznik nakazuję? Przy narożnikach i w liniach prostych od gniazdek?
– Eee…. Ja to bym sprawdzał czujnikiem przed wierceniem…
***
Kupując nowy dom w Wielkiej Brytanii można wejść do środka jedynie po zakończeniu budowy. Jest to dość uciążliwe i wywołujące wręcz dreszczyk emocji, znając tutejsze standardy wykonania. Dla własnego zdrowia psychicznego nie oglądam niektórych rzeczy w Internecie, jak na przykład filmów z wypadków na siłowni. Omijam też szerokim łukiem grupy na Facebooku w stylu: „never, ever buy a home from X!!!”, gdzie X to nazwa dewelopera. Czasami ten mój filtr zostaje przełamany, gdy na przykład z zaskoczenia wyląduje mi przed oczami ekran telefonu i kolejne zdjęcie przedstawiające brytyjską myśl techniczną w budownictwie.
– Zobacz!
Patrzę i czuje dokładnie taki sam niepokój egzystencjalny i tak samo głębokie poczucie bezradności względem sił mocniejszych ode mnie, jak wtedy gdy oglądam na filmie złamane nagle nadgarstki i 150 kilogramów na sztandze spadające komuś na krtań.
***
Końcówki lockdawn-ów, tych już częściowych to w dużej mierze praca hybrydowa. Dobrze się składa, że mogę pracować z domu, gdy trwają ostatnie prace przy rozbudowie domu. Siedzę przed komputerem, a na zewnątrz pracownik walczy z betonowym podjazdem, żeby podłączyć odpływ z rynny do studzienki.
– Mam teraz BARDZO WAŻNE spotkanie przez internet. Zależy mi, żebyś nie hałasował w tym czasie. To nie potrwa długo, prawdopodobnie około pół godziny. Zrób w tym czasie coś innego, ewentualnie zrób sobie przerwę. Gdyby przyjechał twój szef to mu wszystko wytłumaczę, ok?
Spotkanie: trwa.
– Bardzo się cieszę, że udało nam się wszystkim znaleźć czas na tak BARDZO WAŻNE spotkanie i porozmawiać o tak BARDZO WAŻNYM projekcie. Ostatnimi miesiącami było dużo czynników, które opóźniały postęp, ale na szczęście dziś możemy omówić BARDZO WAŻNE wyniki, które przedstawi nam Andrzej.
– Dzień dobry wszystkim! Jest mi bardzo miło, że mogę podsumować ostatnie próby i przedstawić BARDZO WAŻNE dane odnośnie tego BARDZO WAŻNEGO projektu nad którym od dłuższego czasu wspólnie pracujemy. Udostępnię teraz obraz z mojego monitor…. Tak… A więc…
-BRAAA!!!!! WZIIIIUUUUUU! TRRRRRRRRAAAAAAAA! BRRRRRRRRRRRRRRRRRRR!
Siedzę i nie wierzę w to co się dzieje…. Patrzę na miny ludzi, z którymi mam to BARDZO WAŻNE spotkanie i którzy słyszą jedynie odgłos ciętego betonu, który wprost zagłusza mój głos. Mogłem jedynie wyciszyć mikrofon, przeprosić wiadomością tekstową, zejść na dół i odtworzyć pierwsze sceny z Dnia Świra…
***
Pęknięcia na wylewce układają się w fantazyjne wzory. Kontemplacje nad ich kształtami zakłóca moja irytacja, wszak chciałbym w końcu zrobić podłogę. Wykonawca to porządna firma. Nie odbiera telefonów, ale jednak w końcu oddzwania. Wiem jednak kogo przyślę do poprawy tej fuszerki. I wiem, że cykl znów się powtórzy. Po wejściu w „wiek męski, wiek klęski” zaczynam szanować swoje zdrowie psychiczne, dlatego odkładam telefon. W zamian biorę do ręki młotek i z westchnieniem biorę się za kucie. A w myślach odzywa się mantrą tytuł niniejszego felietonu…

Andrzej Smoleń
Autor felietonów i krótkich artykułów historycznych, które nieregularnie ukazywały się w kilku punktach „emigracyjnego” internetu od 2019 roku. Twórca bloga emigraniada.com, który w 2023 przekształcił się w portal publicystyczno-kulturalny. Z zawodu inżynier rozwoju produktu. Mieszkaniec Liverpoolu.