
Klient to nie mój pan
22 marca, 2025Słysząc tytułową frazę, od razu myślimy o kliencie w klasycznym rozumieniu: czy to w sklepie, czy w roli gościa restauracji. Znamy historie (i sama byłam ich uczestnikiem, czy raczej ofiarą), kiedy klient beształ sprzedawcę za nic. Albo wyżywał się na kelnerce tylko dlatego, że mógł. A osoba po drugiej stronie lady lub baru nie mogła zrobić nic z obawy o utratę pracy. Głośno i jasno trzeba powiedzieć, że taką patologię wytworzyli szefowie, kierownicy, menadżerowie, którzy za jeden grosz zysku poświęciliby swojego podwładnego, wychodząc z założenia, że na jego miejsce stoi kilku kolejnych. Hehe. Mogłabym napisać książkę o przygodach w irlandzkim handlu z perspektywy sprzedawcy, ale tego nie zrobię, bo dla mnie to zamknięty rozdział. Książkę o rzeczywistości w gastronomii natomiast napisała już Róża Wigeland i serdecznie polecam, jeśli ktoś jeszcze nie czytał. Dzisiaj natomiast skupię się na tym, jak to samemu sobie być szefem i czy w takiej konstelacji coś się zmienia i rzeczywiście klient to mój pan?
Pracuję jako redaktor, korektor i składacz książek. To zawód, który wymaga nie tylko skrupulatności, ale i odwagi. Nie można poprawiać komuś tekstu i jednocześnie bać się powiedzieć mu prawdy. Czasem trzeba wskazać błędy, czasem zaproponować przepisanie fragmentu, a czasem po prostu wprost powiedzieć, że coś nie działa. Gdybym w takich momentach stosowała zasadę „klient nasz pan”, musiałabym zgadzać się na wszystko, nawet jeśli byłoby to szkodliwe dla samego tekstu – a przecież nie po to autor prosi o fachową poradę, by zamiast niej otrzymać pobłażliwe głaskanie po głowie. Cała moja działalność to sztuka wydobywania z tekstu tego, co najlepsze. Każda naniesiona poprawka, każda sugestia czy dopisana uwaga nie są wymierzone przeciwko autorowi, lecz działają na korzyść jego dzieła. Moim celem nigdy nie jest udowodnienie, że ktoś popełnił błąd, lecz pomoc w stworzeniu tekstu, który będzie klarowny, poprawny i zgodny z intencją twórcy. Każda zmiana to krok w stronę lepszego odbioru, większej siły przekazu, lepszej komunikacji z czytelnikiem.
Bycie moim własnym szefem daje mi tę wolność, by nie kłamać pod naporem wyższych przełożonych. Szanuję moich klientów, ich potrzeby i oczekiwania, ale nigdy nie zgodzę się na relację, w której mam pełzać przed zleceniodawcą i mówić „tak, panie”, niezależnie od okoliczności. Nie obiecuję cudów tam, gdzie są potrzebne zmiany. Nie głaszczę ego tam, gdzie tekst wymaga pracy.
Jako przedsiębiorca nie wyznaję zasady „klient nasz pan”, lecz „klient nasz partner”. Wierzę, że współpraca powinna opierać się na wzajemnym szacunku i zrozumieniu, a nie na jednostronnym podporządkowaniu. Praca według zasady „klient nasz pan” prowadzi bowiem do szybkiego wypalenia i zniechęcenia, a to w konsekwencji odbija się na jakości usług. Moje podejście oznacza niekiedy trudne rozmowy, a nawet rozstania, gdy oczekiwania nie idą w parze z moimi wartościami. I to jest w porządku. Nie każdy biznes pasuje do każdego klienta – tak jak nie każda relacja w życiu okazuje się trwała. Najważniejsze to działać w zgodzie ze sobą, bo to my sami kształtujemy swoją drogę.
__________________________
Grafika została wykreowana za pomocą Canva/Chat GPT i również pokazuje, że ja też nie jestem ich panią. Nie wyszło tak, jak chciałam, ale po negocjacjach efekt końcowy mógłby być tematem dyskusji dla maturzystów w sławetnym tonie: Co autor miał na myśli.
To zadanie z gwiazdką, dla chętnych. Możesz podzielić się swoją interpretacją tego wiekopomnego wygenerowanego przez AI dzieła.

Natalia Sobiecka
Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.