„Ostatni pociąg do doliny…” – wywiad z Agnieszką Kuchnią-Wołosiewicz

„Ostatni pociąg do doliny…” – wywiad z Agnieszką Kuchnią-Wołosiewicz

10 kwietnia, 2024 Wyłączono przez Redakcja

Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz to osoba o niezwykłej osobowości, wszechstronnie działająca na niwie kulturalnej. Jest nauczycielką, autorką książek, wierszy, piosenek, redaktorką tekstów. Powołała do życia dwa cykle wywiadów: „Działalność artystyczna w Sieci podczas pandemii Covid-19” oraz „Polskie Talenty w Wielkiej Brytanii” – można je przeczytać na łamach kilku portali internetowych, a także w czasopiśmie literackim „Bezkres”. Na stałe związana z witrynami Polonia24.uk, Culture Avenue – polonijnym czasopismem wydawanym w USA, Lejdiz Magazine oraz brytyjskim London Post. Ponadto prowadzi autorskie audycje poetycko-muzyczne w radio. Jej wiersze i teksty śpiewają między innymi Isa Conar, Vyska i Remi Juśkiewicz. Jest laureatką Częstochowskiego Przeglądu Poetyckiego „Zapałki 2021” oraz inicjatorką i organizatorką wydarzeń polonijnych w Wielkiej Brytanii. W 2022 roku Agnieszka została odznaczona Medalem oGródkaPoEzji Londyn im. Barbary Jurkowskiej-Nawrockiej, otrzymała Złote Pióro – Statuetkę Literatek vel Polonicus – z ramienia Kapituły MS AADP Virtualia ART w Belgii. W 2023 roku była nominowana w plebiscycie Osobowość Polonijna Roku im. E. Felsztyńskiej.

Poznałyśmy się w czerwcu 2023 roku na Londyńskich Spotkaniach Autorskich, gdzie byłyśmy gościniami Dariusza A. Zellera. Nie ukrywam, że z zainteresowaniem słuchałam wystąpienia i przeczytałam kilka wierszy. Jestem dość osamotniona w swoim środowisku, stąd wynika moja ciekawość innych twórców i chęć rozmowy o procesie tworzenia. Porozmawiajmy zatem o Twoim najnowszym tomie wierszy pt. „Ostatni pociąg do doliny…”, który się właśnie ukazał i któremu nasz portal ma zaszczyt patronować. Skąd się wzięła poetka Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz? Jak to jest z byciem poetką? Poetką się bywa czy jest?

Każdy z nas nosi w sobie pierwiastek poezji – wierzę w to, natomiast nie każdy wyraża siebie wierszem. Ja to czynię od pewnego czasu i jest mi z tym dobrze. Z pewnością pisanie, szczególnie wierszy, jest dla mnie sposobem ekspresji tego, co w danej chwili czuję i nad czym się zatrzymuję. A inspiruje mnie wiele zjawisk tego świata – ludzie, uczucia, zdarzenia, krajobrazy, muzyka…

Jeśli chodzi o bycie czy też bywanie poetą, podobno twórca się nim staje, kiedy identyfikuje się z poezją i ją aktywnie praktykuje.

Co zainspirowało Cię do wydania „Ostatniego pociągu do doliny…”? Pod każdym z wierszy widnieje data i widać, że powstawały na przestrzeni kilku lat. Czy to tylko chęć zebrania ich w jednym miejscu czy są one dobrane według jakiegoś klucza?

Wiele czynników złożyło się na to, że ten tomik wychodzi właśnie teraz. Nosiłam się z tym zamiarem od pewnego czasu i gdy coraz częściej zaczęły docierać do mnie sygnały od moich czytelników (co brzmi niezwykle dumnie), iż pragnęliby mieć zbiorek z moją poezją, podjęłam decyzję o jego wydaniu. Symbolicznie (dla mnie) zamyka on też pewien etap mojej twórczości.

Jeśli chodzi o układ wierszy, istotne znaczenie ma tekst pierwszy, który otwiera drzwi „do pociągu”, a także ostatni, który… I tego nie chcę rozwijać. Pewne kwestie są tylko moje, intymne, a „gadulstwem” mogę odebrać czytelnikowi swobodę interpretacji.

Wiersze „pomiędzy” ułożone są chronologicznie… Cofamy się w czasie, by na końcu powrócić do rzeczywistości. Trudno byłoby mi je ułożyć tematycznie. Myślę, że wszystkie są tak pełne emocji, poza innymi elementami – np. ludycznymi, folklorystycznymi, baśniowymi, ale też ironią (nawet sarkazmem), że takie ich przedstawienie jest najbardziej naturalnym rozwiązaniem.

Następnie natrafią Państwo na moją notkę biograficzną, a za nią jest kilka tekstów piosenek. Warto w tym miejscu zauważyć, że nie są one tożsame z wierszami, które ktoś wyśpiewał.

Twoje wiersze stają się tekstami piosenek śpiewanych przez innych wykonawców, co zaznaczasz również w swoim tomie. To bardzo dobry zabieg, bo nabiera się ochoty, by poszukać i wysłuchać tych utworów śpiewanych przez Remiego Juśkiewicza czy Isę Conar. Aż chciałam się przekonać, jak twoje utwory interpretują inni! Opowiedz proszę naszym czytelnikom, jak to się dzieje, że na kanwie twoich wierszy powstają piosenki. Na czym polega współpraca poetki i kompozytora muzyki, jak przebiega?

Isa Conar komponuje muzykę do wierszy – można powiedzieć, że w jej wykonaniu mamy do czynienia z poezją śpiewaną w najczystszej postaci. Remi Juśkiewicz czyni podobnie, choć czasem nieznacznie ingeruje w treść lub prosi o dopisanie kolejnej części, gdyż brakuje tekstu np. na drugą zwrotkę. Zupełnie inaczej ma się sprawa z pisaniem piosenek np. dla Vyski (Paulina Wysoczańska). W tym przypadku dostaję muzykę od kompozytora (Roberta Madziarza) z prośbą o stworzenie tekstu na konkretny temat.

Jeśli chodzi o Remiego, w ostatnim czasie mieliśmy zabawną sytuację. Akurat kolega muzyk miał twórczą wenę. Dostrzegłszy to, podesłałam mu tekst z prośbą, by zachował w kompozycji „słońce”, które było w wierszu. Jeszcze tego samego dnia otrzymałam demo w rytmach latynoamerykańskich. Oczywiście byłam nim zachwycona. Kilka dni później nastąpił odwet. Otrzymałam od Remiego próbkę muzyki do tylko jednej zwrotki mojego wiesza (druga nie przypadła mu do gustu) z „nakazem” dopisania w konkretnym stylu ciągu dalszego, a także z określonym terminem. To była znakomita zabawa. I taki trochę trening… Coś innego niż zapisywanie wierszy, które same do mnie przychodzą.

Gdybyś miała wyjaśnić dziecku albo komuś z innej planety, czym jest poezja, jak byś ją opisała?

Załóżmy, że dziecko nie rozumie jeszcze słów, a ktoś z innej planety nie zna mojego języka… Nie mogłabym zatem zwerbalizować wypowiedzi. I dobrze! Powróciłabym do istoty tego, czym poezja jest. Pokazałabym kwiat, motyla; przystawiła do ucha muszlę, w której zamknięty jest szum morskich fal; chodziła boso po zielonej trawie; przyłożyła dłoń do serca, by podzielić się jego biciem… A gdy zobaczyłabym łzę w oku lub bezbrzeżny zachwyt, wiedziałabym, że już… wie.

Czy poezja jest potrzebna w życiu człowieka? Czy nam coś załatwia, ułatwia czy raczej utrudnia?

Poezja wszystko ułatwia i wszystko utrudnia (uśmiech!).
Myślę, że jest potrzebna jak powietrze, ale nie każdy o tym wie. Żyjemy w świecie, w którym ważniejsze jest mieć niż być… A ja tak bardzo chcę jeszcze być…

Jak u Ciebie przebiega proces tworzenia? Od czego się zaczyna pisanie wiersza i na czym się kończy? I kiedy wiesz, że wiersz jest skończony?

Kończy się, zwykle, na publikacji w Kawiarence Poetyckiej lub na moim profilu na Facebooku (śmiech!). A zaczyna… poza mną. Nie siadam do stołu z myślą, że teraz będę pisać wiersz. To przychodzi nagle. Gdy już go stworzę, przyglądam się temu, co powstało. Czasem zmienię kolejność słów, niekiedy dodam wielokropek lub pauzę – kocham nadużywać tych dwóch znaków przestankowych.

Powiedziałaś: gdy już go stworzę – czyli jak? gdzie? czym?

A to różnie bywa. Gdy mam kartkę i długopis pod ręką, zapisuję na papierze. Kiedy mam tylko telefon, zwykle wierszem SMS-uję z jakimś bankiem lub inną instytucją, aby zapisać myśli. Raczej nie nagrywam na dyktafon. Czasami akurat mam otwartego Worda na laptopie i mogę od razu zanotować, gdyż często poezja przychodzi do mnie podczas tworzenia zupełnie innych rzeczy, kiedy absolutnie nie jest mi z nią po drodze. Był też taki wyjątkowy moment w moim życiu, kiedy korespondowałam wierszem z drugim człowiekiem. Jakby przypadkiem, podczas rozmowy, powstawały liryczne strofy…

Czy kiedykolwiek zaczęłaś pisać wiersz i go nie skończyłaś. Jaki był powód?

Oczywiście, że się zdarzyło. Czasem mam w głowie na przykład dwie linijki – ładne, idealne; ale ciąg dalszy nie przychodzi. Nie lubię „wymęczonych” wierszy, dlatego też unikam pisania na konkretny temat. Jeśli coś do mnie nie chce przyjść tu i teraz, odpuszczam. Kiedyś zapisywałam te „dwie linijki” na tzw. potem, ale uznałam, że to nie ma sensu… Natomiast zupełnie niedawno wpadły mi do głowy wersy: „A kiedy z nieba sypią się iskry, aniołowie rozpalają gwiazdy”. Nie zanotowałam ich, ale je pamiętam, więc może kiedyś przyfrunie dalsza część. Chyba wierzę w coś takiego jak wena twórcza (śmiech!).

Kiedy czytałam Twoje wiersze, nasunęło mi się określenie: poezja istnienia. Piszesz o miłości, tęsknocie, brakujących ogniwach emocjonalnych i egzystencjalnych. Czy poezja zawsze musi być emocjonalna i operować na wysokich tonach duchowości?

Poezja może być abstrakcyjna, obserwacyjna, refleksyjna, narracyjna, humorystyczna, polityczna, naukowa, czy nawet eksperymentalna. Może dotyczyć codziennych tematów, historii, natury, społeczeństwa, technologii – praktycznie każdego zagadnienia, które zainteresuje poetę. Ja interesuję się życiem, więc… zapewne dlatego, użyłaś zwrotu „poezja istnienia”. Moje wiersze są prawdą o mnie. Nie narzucam jednak nikomu interpretacji. Przeciwnie! Cieszy mnie ich mnogość, a także to, że odkrycie „mojej doliny” jest tylko pozornie proste. Jedzie do niej wiele pociągów, ale prawdziwy jest tylko ten… ostatni.

Mówiąc: ostatni – co masz na myśli?

Gdybym odpowiedziała na to pytanie, czytelnik nie miałby się nad czym zastanawiać, a Ty nie zadałabyś mi takiego pytania. Interpretacji może być wiele, o czym pisze Alicja Zakrzewska w recenzji mojego zbiorku, która znalazła się na rewersie. Jesteśmy tu tylko na chwilę… I niczego więcej nie dodam (uśmiech).

Nasunęło mi się przynajmniej kilka interpretacji, więc chciałam uściślić, jako racjonalistka, ale czuję, że się nie dowiem (śmiech). Zostanę zatem w swojej niepewności.
Czytałam niedawno kryminał, którego inspiracją stał się jeden z wierszy z tomu „Kwiaty zła” Charles’a Baudelaire’a. Poezja wywarła tak wielkie wrażenie, że stała się kanwą, na której autor osnuł całą sensacyjną intrygę. Masz swojego idola lub idolkę? Skąd lub od kogo czerpiesz inspiracje?

Nie chcę nikogo naśladować. Oczywiście jako polonistka i humanistka, przeczytałam morze najróżniejszych książek. Zawsze zachwycał mnie Leśmian, czytałam Poświatowską i przewrotną Osiecką… Podziwiałam kunszt Szymborskiej. Ale jestem sobą w moich wierszach.

O czym nigdy nie napiszesz? Jakiego tematu nie poruszysz?

Nigdy nie mów nigdy… Od zawsze jednak staram się unikać tematów, które mogłyby przyczynić się do promowania negatywnych zachowań lub szkodliwych treści. Nie znaczy to, że nie lubię kontrowersji, o czym można się przekonać, czytając „Ostatni pociąg do doliny…”.

Jeden z wierszy, a mianowicie „W jego oczach…” jest mi szczególnie bliski, bo opowiada o człowieku topiącym swoje życie w alkoholu. W swojej pracy zawodowej takich ludzi widziałam setki, jeżeli nie tysiące. Scena z wiersza jest na tyle sugestywna, że mam ochotę dopisać dalszą część. Czy spotykasz się z opiniami czytelników, że opisujesz ich życie, znajomych im ludzi lub doświadczenia?

Chyba nie opisuję życia konkretnych osób. Mam w swoim dorobku kilka tekstów, będących scenkami rodzajowymi – tak jak tekst, który przywołujesz, Różo. Pamiętam, że ktoś podał mi miejsce, ale ja wypełniłam ten pub (bar) zupełnie inną treścią niż ode mnie oczekiwano. Cóż… poezja jest nieprzewidywalna. A sam tekst można czytać też bardziej uniwersalnie. Wielu ludzi obwinia innych za swoje życiowe porażki; wybiela swe haniebne uczynki, szukając winnych… Życie nauczyło mnie, by się nad nimi nie litować… Cios za cios! Może w ustach poetki brzmi to brutalnie… ale życie jest brutalne. Czasem trzeba być nieco demonicznym, by nie dać zabić w sobie chociażby tych pokładów liryzmu, tej wiary, że ludzie toksyczni są wyjątkami, które potwierdzają regułę, mówiącą o tym, iż człowiek z natury jest dobry.

Opowiedz nam o emocjonalnych i fizycznych kosztach działalności kreatywnej. Czy Twoi bliscy ponoszą w jakikolwiek sposób konsekwencje Twojej działalności?

Zdecydowanie mój mąż ma już „po dziurki w nosie” kolejnych moich spotkań autorskich czy imprez artystycznych… (śmiech). A pomimo tego zawsze ze mną na nich jest. I chciałabym, jeśli mogę, podziękować mu za to w tym miejscu. Radkowi zadedykowałam także moją drugą książkę, powstałą kilka lat temu. A czwartą – mojej mamie. Bez bliskich i tolerowania przez nich tych moich egoistycznych potrzeb „bycia”, nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem. Przypuszczam również, że bez „dalekich” też by mnie akurat tu nie było – i proszę sobie to dowolnie zinterpretować (śmiech!).

Czy Twój mąż i mama mają również artystyczne dusze?

Moja mama, Małgorzata Kuchnia, przez wiele lat była kierownikiem domu kultury w Krakowie (placówki filialnej Centrum Kultury Podgórza). Instytucja ta stanowiła trochę jej (i mój także) drugi dom. Obie byłyśmy bardzo zaangażowane w działalność tej placówki. Natomiast wiersze, choć jest w tym kierunku utalentowana, zaczęła pisać dopiero niedawno, w czasie pandemii covid-19. Paradoksalnie, ten dziwny czas miał wiele pozytywnych konsekwencji (uśmiech). Obecnie aktywnie działa poetycko w Krakowie, m.in. przy Krakowskim Oddziale Związku Literatów Polskich.

Mój mąż jest absolwentem elektrotechniki na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie – najlepszej wśród polskich uczelni w Europejskim Rankingu Studiów Inżynierskich. Pracuje w swoim zawodzie i jest znakomity w tym, co robi. Tak więc… w naszym „układzie” to ja od początku byłam… „artystką”. Kiedy się poznaliśmy, aktywnie śpiewałam. Miałam m.in. swój program z piosenkami z repertuaru Bułata Okudżawy, który wykonywałam przy akompaniamencie krakowskiego gitarzysty Adama Hliniaka. A Radek, wtedy jeszcze mój chłopak, narzeczony i następnie świeżo poślubiony mąż, woził mnie z oddaniem na te moje recitale i do dziś bardzo lubi, gdy czasem śpiewam.

Oboje uwielbiamy musicale, dlatego gdy tylko mogliśmy sobie tutaj w UK pozwolić na zobaczenie w Londynie „The Phantom of the Opera” lub „Les Misérables”, od razu to uczyniliśmy. Radek zna na pamięć niemal wszystkie piosenki z „Nędzników” i potrafi je zaśpiewać – całkiem nieźle, ponieważ w jego rodzinie też były jednostki artystycznie utalentowane. Niedawno byliśmy też w operze krakowskiej na przepięknym musicalu pt. „Mikołaj Kopernik”.

Co zyskujesz, a co tracisz pisząc poezję?

Czy coś tracę? Nie, niczego… Może trochę czasu wolnego, ale jeśli widzę, że to moje pisanie poezji i prozy przynosi komuś radość czy wzruszenie, dostaję wszystko!!! (uśmiech!)

Gdzie Cię można spotkać? Jakie działania kulturalne podejmujesz? Gdzie się udzielasz? Gdzie występujesz i z czym?

Dużo się dzieje. Zapraszam 20 kwietnia na godzinę 20.30 do Peterborough, gdzie m.in. odbędzie się premiera mojego tomiku, nad którym Emigraniada.com objęła patronat (za co serdecznie dziękuję!). 21 kwietnia poprowadzę koncert Weroniki Brudzińskiej i Remiego Juśkiewicza w londyńskim POSK-u [Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny – red.], w czerwcu będę gościć na evencie artystycznym organizowanym pod Liverpoolem przez Beatkę Karbownik, w sierpniu zapraszam do Krakowa na spotkanie z poezją. Więcej „grzechów” nie pamiętam (śmiech!).

Ponadto moje wywiady z artystami (głównie z Wielkiej Brytanii) można czytać na portalu Polonia24.com, a także słuchać ich wytworów sztuki w „Lirycznym Ogrodzie”, który prowadzę obecnie w Dzikim Radio z Żywca (raz na dwa tygodnie).

O czym marzysz i jakie masz cel w związku ze swoją poezją? Czego Ci życzyć?

Nie mam marzeń związanych z moją aktywnością twórczą, nie stawiam sobie też żadnych celów. Nie wiem, w jaki sposób aż tak rozpędziła się ta machina, że ostatnio dużo o mnie słychać… Ja robię to, co kocham. I czego nie robić nie potrafię… (uśmiech)
A jeśli można mi czegoś życzyć, to przede wszystkim zdrowia.

Dziękuję za rozmowę

Róża Wigeland

Dorobek Agnieszki i jej działalność można śledzić na stronach:

https://lubimyczytac.pl/ksiazki/t/agnieszka%20Kuchnia-wo%C5%82osiewicz

https://wartoczytac.wixsite.com/start/agnieszka-kuchnia-wolosiewicz

https://kuchniawolosiewicz.blogspot.com