Ni pies, ni wydra
17 listopada, 2024Październikowy poranek, chwilę po godzinie siódmej. Centrum sennego miasteczka w hrabstwie Tipperary, w środkowej części Irlandii. Zupełne ciemności rozświetla żółte światło ulicznych latarni. Chodnikiem, biegnącym wzdłuż głównej ulicy, idą dwie kobiety. Po drugiej stronie – jedna z małym psem na odblaskowej smyczy. Przez chwilę czuję, że zbliża się Boże Narodzenie. Ta myśl trwa może nanosekundę, po czym odganiam ją, wracając do rzeczywistości. Mam na sobie krótkie spodenki i koszulkę polo, prowadzę vana, z radia sączy się poranna audycja nadawana w dni robocze pomiędzy siódmą a dziesiątą rano. Trochę muzyki, trochę informacji i swobodne rozmowy dwojga prowadzących. To zdecydowanie nie jest czas na Boże Narodzenie. Nie bez hitu Marii Carey!
Popołudniu wracam do domu. Na zewnątrz jest osiemnaście stopni, a w środku dużo więcej, bo słońce nagrzewa wszystko przez skierowane na zachód okna. Rozglądam się po salonie – królują pomarańczowo-złoto-białe dekoracje jesienne, niektóre z delikatnym motywem Halloween. Zaparzam herbatę, wpatruję się w ceramiczną dynię i myślę, że tym razem nie napiszę tekstu na Emigraniadę z wyprzedzeniem i muszę poczekać na listopad.
_________________
Zmiana czasu na zimowy rozświetla poranki i skraca dni. Ciemność zapadająca popołudniu w połączeniu ze słotą listopadową sprawiają, że wszystko staje się szare, bure i ponure – nawet myśli. Jednak tegoroczna aura sprzyja, przez dwa tygodnie listopada jest tylko trochę deszczu, a temperatury wciąż pokazują powyżej dziesięciu stopni na plusie. Jeszcze zdarza mi się pracować w krótkich spodenkach, ale już w kurtce albo chociaż grubej bluzie. Jeszcze słońce nagrzewa wnętrza przez okna. Jeszcze nie jest tak strasznie. Jeszcze w domu panuje jesienny, pomarańczowy klimat. Jeszcze nie mogę zebrać myśli do nowego tekstu. Odkładam laptopa. Idę po herbatę.
__________________
Listopadowa niedziela w drugiej połowie miesiąca. Termostat i czujnik czasowy na piecu są ustawione na intensywniejsze grzanie. Do Irlandii mają zawitać ujemne temperatury już w przyszłym tygodniu. Krótkie spodenki, lekkie sweterki, cieniutkie kurteczki są już schowane głęboko w szafie, a pod ręką leżą czapka i rękawiczki. Jesienne dekoracje spoczywają w pudełku pod łóżkiem. A co w zamian?
Chociaż już w niektórych miastach zostały włączone instalacje świąteczne, w niektórych domach są już ustrojone choinki, a półki sklepowe uginają się pod świątecznymi produktami – dla mnie to wciąż nie jest czas na Boże Narodzenie. Piję kawę i wystukuję na klawiaturze kolejne literki, składające się w słowa, a te w zdania nowego tekstu na Emigraniadę.
___________________
Ten listopad to takie nie wiadomo co. To już nie jest piękna jesień, ale zdecydowanie jeszcze nie mroźna zima. Już po Halloween i dyniowym szaleństwie, ale jeszcze przed pełnymi przygotowaniami do Bożego Narodzenia. Już nie jest tak widno, jak przed zmianą czasu, ale jeszcze nie tak ciemno, jak w połowie grudnia. Sama nie wiem, za co się zabrać, co robić, na czym skupić. Trudno też, ze względu na pomyloną aurę, stwierdzić jednoznacznie, że jest szaro, buro i ponuro. Chyba czas na redefinicję tego przedostatniego miesiąca roku: ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra.
Natalia Sobiecka
Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.