Listopad to nie wyrok

Listopad to nie wyrok

22 listopada, 2024 Wyłączono przez Redakcja

Ze wszystkich miesięcy najmniej lubił listopad, bo to miesiąc kurczącego się dnia, niknącego światła i niepewności, która jak sierota błąka się między jesienią a zimą”


John Verdon, „Wyliczanka”

Codziennie toczymy ze sobą wewnętrzny dialog. Myślimy. Formułujemy około 50 000 myśli dziennie! Przypominamy sobie ludzi i wydarzenia z przeszłości, martwimy się na przyszłość, ogarniamy umysłem bieżący dzień. Nasz wewnętrzny głos wpływa na to, jak interpretujemy sytuację, z którą mamy do czynienia, i jakie emocje i uczucia nasze myśli wywołują. Każdego dnia nasz dialog wewnętrzny wpływa na to, jak wygląda nasze życie.

Jeżeli przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat słyszę co roku, że oto nadchodzi listopad i będzie szaro, buro i ponuro, to bardziej lub mniej świadomie tego oczekuję. Nie zauważam dni, kiedy jest ciepło czy słonecznie. Daję się ponieść nastrojowi.

Kiedy się budzę rano w kiepskim nastroju (a dzieje się to bardzo często, bo taką mam biochemię mózgu), wiem już z doświadczenia, że jeżeli zostanę w łóżku do południa, to będę się czuła jeszcze gorzej. Wstaję więc, biorę prysznic, robię makijaż i sięgam do szafy po pachnącą świeżością i wyprasowaną odzież. Patrzę w kalendarz, nie na nazwę miesiąca, ale na zapełnione gęsto rubryki z zadaniami do wykonania i godzinami spotkań. To, że to jest listopad, nie ma znaczenia, a rzut oka za okno i sprawdzenie temperatury na zewnątrz to informacja pomagająca w wyborze ubioru. Bo jak mawiają Norwegowie – nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie.


Listopad: jeden z dotkliwszych wrzodów na dwunastnicy roku”.


Julian Tuwim, „Jarmark rymów”

Narzekanie na pogodę w miejscu, w którym się mieszka, nie ma sensu, bo jedynym efektem jest wprawianie siebie w zły nastrój. Jest jaka jest, nie mam na nią wpływu. Jeżeli zacznie doskwierać mi tak bardzo, że nie będę mogła jej znieść, to przeprowadzę się tam, gdzie będzie mi się żyło lepiej. Jak dotąd ignoruję ją, a swoje aktywności dostosowuję do intensywności światła dziennego, bo wtedy tylko mogę tworzyć swoje obrazy. Cała reszta to tylko i wyłącznie kwestia logistyki i zaplanowania obowiązków. Jest jednak coś, co sprawia, że jesienny okres, a zwłaszcza listopad, przebija wszystkie inne miesiące – to czas wydarzeń kulturalnych. To na te miesiące kalendarzowe wyznaczane są najlepsze premiery, najgłośniejsze wystawy i najważniejsze spektakle i koncerty.

Ponuro? Chyba tylko dla tych, którzy nie potrafią czytać wrzucanych przez szparę w drzwiach banerów reklamowych i ulotek, informujących o artystycznych targach, premierach i spektaklach.

Wtedy gdy szybciej zapada zmrok, w wielu krajach organizowane są festiwale światła. Podobno najpiękniejsze jest Święto Środka Jesieni w Chinach, ale moje miasteczko nad Morzem Północnym też daje radę! Od 15 października do 22 grudnia na całym obszarze podświetlane są na kolorowo historyczne budowle, w parkach i na zielonych skwerach pojawiają się świecące artystyczne instalacje, a w całym mieście odbywają się świetlane happeningi. Szaro? Absolutnie nie! Kolorowe liście, wielobarwne ogrody w dzień, a po zapadnięciu zmroku – rozbłyskujące wszędzie światła. O bożonarodzeniowej feerii i blasku nie muszę nawet wspominać, bo jest to wpisane na stałe w publiczną przestrzeń i z roku na rok jest tego więcej i bardziej spektakularnie.

Zaskakująco wiele świąt przypada właśnie na jesień. Najbardziej znane jest chyba rodzinne Święto Dziękczynienia, obchodzone bardzo uroczyście w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, choć również w Wielkiej Brytanii – w domach małżeństw mieszanych. Popularnym, dość radosnym i kolorowym dniem jest Halloween. Są jeszcze dwa dni w listopadzie, o których mogę powiedzieć sporo, ale na pewno nie użyję do ich opisu słowa „buro”. Jednym z nich jest polskie Święto Zmarłych. To ewenement na skalę światową i chyba nigdzie indziej na kuli ziemskiej cmentarze nie wysyłają w niebo pięknej łuny od zapalonych świec i zniczy. Na pewno nie jest to radosny dzień, ale za to pełen zadumy, nostalgii, wspomnień i myśli o tych, których kochaliśmy, a którzy odeszli. Bardzo uroczysty i przepojony melancholią. Drugim dniem jest rocznica moich urodzin, które co roku próbuję z lepszym lub gorszym skutkiem celebrować. Tym razem wyszło mi to znakomicie, a pobyt z przyjaciółką w Paryżu zapisze się w mojej pamięci na zawsze.


Można leżeć na moście i patrzeć, jak przepływa pod nim woda. Albo biegać i brodzić w czerwonych botach po mokradłach. Albo zwinąć się w kłębek i przysłuchiwać się, jak deszcz pada na dach. Bardzo jest łatwo miło spędzać czas”.


Tove Jansson, „Dolina Muminków w listopadzie”


Jeżeli przez kilkanaście albo kilkadziesiąt lat słyszymy, że listopad jest szary, bury i ponury, to w końcu w to uwierzymy i nawet nie zapytamy siebie: dlaczego? Przyzwyczaimy się i nie dopuścimy, by było inaczej. Chyba że pozwolimy sobie na ponadprzeciętność. Wtedy „szaro, buro i ponuro”stanie się sprzymierzeńcem w drodze do dobrego życia, nie przeszkodą.



Róża Wigeland

Miłośniczka sztuki współczesnej, twórczyni asamblaży i kolaży, pisarka, felietonistka i wydawczyni. Autorka książek non-fiction. Jej priorytetem jest po prostu dobre życie. Obywatelka Europy, mieszkająca obecnie w Anglii nad Morzem Północnym.

https://rozawigeland.com/