Korczak

Korczak

20 stycznia, 2024 Wyłączono przez Redakcja

Trafiłem niedawno na zapowiedź filmu, który przynajmniej tytułem – „Kajtek czarodziej” nawiązuje do przedwojennej, polskiej powieści dla dzieci. Przypomniałem sobie wtedy z jak wielkim zdumieniem, graniczącym wprost z szokiem, odebrałem pewien czas temu stwierdzenie, że Janusz Korczak, twórca literackiego pierwowzoru „Kajtka” jest dziś dla wielu młodych ludzi, postacią kompletnie nieznaną. I nie mówimy tu wcale o wiedzy dotyczącej jego działalności zawodowej i społecznej, gdzie jako lekarz pediatra, dziecięcy psycholog i wychowawca proponował nowatorskie podejście do wychowania w okresie międzywojnia. Nie mówimy też o dorobku pisarskim, który – tak przynajmniej mi się wydawało – jest klasyką rodzimej literatury dziecięcej. Pomijając powyższe, miałem przez długie lata wrażenie, że przybrane nazwisko „Korczak” kojarzone jest przynajmniej z legendarną końcówką życia człowieka, który poszedł do obozu śmierci wraz ze swoimi podopiecznymi – żydowskimi sierotami z warszawskiego getta. Ten marsz, w którym Korczak wraz z dziećmi szedł do wagonów bydlęcych, mających odtransportować ich do Treblinki, obrósł najprawdopodobniej pewnym mitem, który kilkanaście lat temu był dość powszechnie utarty. W tej szeroko do niedawna znanej wersji, dzieci miały iść do wagonów bez lęku, wręcz wesoło, uspokajane i pocieszane przez samego Korczaka. Dziś przebijają się też relacje inne, które idą w poprzek tej wizji i wskazują na dojmujący smutek marszu i załamanie się samego Korczaka, który miał z nisko zwieszoną głową włóczyć nogami i mamrotać niezrozumiale pod nosem. Pierwsza wersja jest piękna i wzruszająca. Druga, w moim odczuciu, bardziej prawdopodobna i nie ujmująca nic z postawy Korczaka, który mając możliwość ucieczki z getta pozostał z dziećmi do końca. Miał też prawo zwiesić głowę i załamać się, najprawdopodobniej świadomy końca jaki ich czeka po wywózce do obozu. Człowiek, który służył jako lekarz na frontach trzech wojen, widział dwie rewolucję, obserwować musiał w życiu ponad miarową ilość okropieństw i cierpienia. Ale nawet i to mogło nie wykształcić w nim odporności na to, co przyniosła czwarta w jego życiu wojna i okupacja niemiecka. W pamiętniku Korczaka, pisanym już w getcie, daje się odczuć groza i zapadający nad sierocińcem wyrok. Jeżeli rzeczywiście opadły na siłach starzec dał radę wykrzesać z siebie tyle nadludzkiej woli, by ten marsz śmierci przedstawić dzieciom jak zabawę, był to absolutny heroizm. Jeżeli, zwyczajnie po ludzku, upadł na duchu, odprowadzając swoich podopiecznych na śmierć, to nie ma w tym nic zdrożnego czy obrazoburczego. Na pewno nie dla tych prowadzonych do wagonów. Osobną kwestią jest to, w jaki sposób ta scena oddaje obraz narodu, który rękami młodych żołnierzy prowadził wygłodzone dzieci i zniedołężniałego starca do zagazowania jak robactwo.

Wydźwięk tej chwili i poświęcenia wychowawcy, który nie opuścił swoich podopiecznych aż do tak parszywego końca był na tyle duży, że przetrwał długie lata po wojnie. I to tej wojnie, w której nasz naród znieść musiał grozę tak wielu okrucieństw i barbarzyństwa. Postawa Korczaka została zapamiętana, co na tle ogromu cierpienia podczas lat okupacji i przetaczania się frontów jest bardzo znamienne. Wskazuję, jak mocno poruszyła tych, którzy wojnę przeżyli. Ale byłoby bardzo krzywdzące dla pamięci Korczaka, by skupić się tylko na jego ostatnich dniach i godzinach życia, bo przecież cały życiorys miał wyjątkowy. Lekarz pediatra i społecznik. Propagator nowoczesnych, jak na swoje czasy, metod wychowawczych. Pisarz, próbujący z powodzeniem swoich sił w wielu gatunkach literackich. Zasymilowany polski Żyd, określający swoja tożsamość jednym słowem – „warszawiak”. A obok tego, a może przede wszystkim, człowiek, który na pewnym etapie doczesnej wędrówki postanowił świadomie nie zakładać rodziny, by całe swoje życie poświęcić dla obcych dzieci. To postawa bardzo odmienna od często dziś spotykanej, gdy wielu decyduje się nie zakładać rodziny, by własne dzieci nie odebrały możliwości poświęcenia życia samemu sobie. W tym kontekście publikację Korczaka odnoszące się stricte do wychowania można by potraktować ironiczną uwagą, że jest to kolejny przykład na to, że najwięcej w tej kwestii mają do powiedzenie ci, którzy sami dzieci nie mają. Korczak nie przemawiał jednak z ambony czy profesorskiej katedry. Doświadczenie, które zbierał było oparte na bezpośrednim kontakcie z dziećmi w domach sierot lub praktyce lekarza rodzinnego. Stąd, obok najbardziej znanych utworów dla dzieci w jego dorobku znajdują się też książki dla rodziców i wychowawców – „Prawo dziecka do szacunku”, czy „Dziecko w rodzinie”. Ciężko mi ocenić na ile są to pozycje aktualne, ale gdy powstały, odbierane były jako rewolucyjne. Traktowanie przez Korczaka dzieci z szacunkiem i powagą nie oznaczało też wynoszenia dziecka na piedestał. Pracując z grupami dzieci, a szczególnie z dotkniętymi brakiem rodziców sierotami, zwyczajnie nie miał możliwości każdemu z nich stworzyć idealnego świata. Ale swoją postawę z bezpośredniego kontaktu przenosił też na dziecięcego czytelnika wiedząc, że ból, smutek, tęsknota czy złość też należą do rzeczywistości nawet kilkuletniego człowieka. Najbardziej znana kreacja literacka Korczaka – król Maciuś I – na pierwszych stronach książki traci ojca i zostaje sierotą. Tak, jak wielu z podopiecznych samego Korczaka.

Powieści dla dzieci zapewniły mu miejsce w rodzimej kulturze miejsce, nawet jeżeli mały król Maciuś jest bardziej znany od swojego twórcy, i nawet jeżeli jego prawdziwe nazwisko – Henryk Goldshmit – zostało przykryte pseudonimem. Bo to właśnie pseudonim, przybrany z kart powieści Kraszewskiego, patronuje wielu szkołom, domom dziecka, fundacjom czym ulicom. „Korczak” wypisane na kartach tytułowych książek, na tablicach czy dokumentach może sugerować, że współcześni wciąż o nim pamiętają. Inna jest jednak pamięć, która przejawia się w kształcie pomnika, a inna jest taka, która niesie świadomość o samym człowieku.

Korczak, niedowiarek i ostatecznie chyba ateista napisał w pewnym momencie życia zbiór „Sam na sam z Bogiem. Modlitwy tych, którzy się nie modlą”. To krótkie utwory z pogranicza prozy i liryki, które dają pewien obraz jego osobistej wrażliwości. Zawarł w nich różne emocje i stany zarówno fikcyjnych postaci, jak płacząca nad poległym synem matka czy dwuletnia Zosia, ale także prawdziwych emocji jak „modlitwa smutku” czy „zadumy”. A utwory zakończył dedykacją dla rodziców. W jej ostatnim zdaniu napisał: „Dziękuję, żeście nauczyli słyszeć szept zmarłych i żywych, dziękuję, że poznam tajemnicę Życia w pięknej godzinie śmierci.” Dojmujące proroctwo. Mam nadzieję, że pomimo wszystkiego – poznał „tajemnicę Życia”. Bo sam sens odkrył dużo wcześniej. A my, jeżeli zapominać będziemy o ludziach takich jak Korczak, ryzykujemy, że stracimy ten sens z oczu.

Czytaj także: O Lemie – nie tylko pisarzu s-f


Andrzej Smoleń

autorów felietonów i krótkich artykułów historycznych, które nieregularnie ukazywały się w kilku punktach „emigracyjnego” internetu od 2019 roku. Od czerwca 2023 odpowiedzialny za stronę emigraniada.com, która z dawnego bloga, wspólną pracą kilku osób przekształciła się w obecną witrynę.