Kiedyś to były czasy, dzisiaj nie ma czasów
7 maja, 2024Zaczęłam boomersko i po dziadersku, bo coraz częściej tak się czuję. Mając piętnaście lat nie rozumiałam nostalgii trzydziestolatków za „czasami naszej młodości”. Wydawało mi się, że robią z siebie starszych, niż naprawdę są i robią to po to, aby się dowartościować. Dzisiaj rozumiem ich doskonale i kilka dni przed kolejną cyferką, która wskoczy na mój życiowy licznik, myślę: kiedyś to były czasy. A wszystko zaczęło się od szczypioru!
W moim debiutanckim wpisie na Emigraniadzie (Lato), odwołałam się do smaku i zapachu warzyw z dziadkowego zagonka. Wśród tych doświadczeń w mojej pamięci zapadł mi także młody szczypior z białą słodkawą cebulką. Uwielbiałam ten zapach i smak, szczególnie w połączeniu z wiejskim jajkiem od szczęśliwej kury. Domową wiosenną tradycją były także „kolorowe kanapki” przygotowywane przez mamę. Na co dzień jedliśmy normalnie, wręcz prosto i pospiesznie: kromka chleba z jakimś smarowidłem, na to plaster wędliny lub sera, pomidor lub inna musztarda. Ale bywały niespieszne wieczory, kiedy wszyscy: rodzice, ja i brat, byliśmy w domu i wtedy przygotowywaliśmy kolację, którą jedliśmy w komplecie. To był smak czarnej indyjskiej granulowanej herbaty zaparzanej w duraleksowych ciemnych szklankach oraz wspomniane kolorowe kanapki.
Na nich było wszystko: sałata, wędlina, ser, jajka, pomidory, ogórki świeże lub domowe kwaszone, czerwona papryka. Wszystkie składniki we wszelkich możliwych konfiguracjach, nie było nudy. A to wszystko zwieńczone drobno posiekanym świeżym zielonym szczypiorkiem. Co to był za smak, co to był za aromat! Wiosnę… ba! Lato było czuć w powietrzu.
Żyjąc na emigracji, chociaż był to wybór świadomy i podyktowany bardzo twardymi argumentami „za”, człowiek z nostalgią wspomina dom i bardziej lub mniej świadomie poszukuje na obczyźnie tego, co znane z ojczyzny. Tak też jest w moim przypadku w związku z tym nieszczęsnym szczypiorem. Taki, który lubię i który pachnie jak szczypior, a nie tektura z marketu, jest bardzo trudno osiągalny. W sezonie letnim z ratunkiem przychodzi polski sklep, w którym rzeczywiście dostępna jest szeroka gama świeżych warzyw i owoców z Polski. Gdy patrzę na półki w warzywniaku Lidla lub Tesco, nie dowierzam, że tutejszy szczypior rozmiarami niemal dorównuje porowi! Jest wielki, a cała jego magia przecież polega na tym, że on powinien być drobniutki i jędrny! W dodatku smak jest nie ten… Kolor też jakiś taki niewyraźny. I jeszcze twardość – niemal jak zielone liście pora. O co tu chodzi?!
I tak robiłam to śniadanie w sobotni majowy poranek w moim irlandzkim domu, który moim nie jest, obierałam szczypior (kto w ogóle widział, żeby obierać szczypior?!), wąchałam go, kontemplowałam, a na końcu, przy siekaniu, wspominając smaki dzieciństwa i młodości, kiedy mieliśmy na obrzeżach swój własny ogródek działkowy, stwierdziłam po dziadersku: kiedyś to były czasy, dzisiaj nie ma czasów.
Dziękuję za uwagę.
Podpisano: trzydziestoletni dziaders Natalia.
Zdjęcie w nagłówku: Natalia Sobiecka, Limerick, 04.05.2024.
Czytaj także: Z czym Wam kojarzy się lato?
Natalia Sobiecka
Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.