Dom to żywy organizm

Dom to żywy organizm

24 sierpnia, 2025 Wyłączono przez Redakcja

Dokądkolwiek idę, codziennie przechodzę obok domów. Jedne z nich mijam obojętnie, inne przyciągają jakąś trudną do nazwania atmosferą. Niektóre domy wydają się zdrowe, pełne życia. Inne sprawiają wrażenie zmęczonych, wręcz depresyjnych. Są i takie, które emanują pustką lub grozą. W tych ostatnich rzadko widzę światło w oknie i nigdy nie natknęłam się na ludzi wchodzących lub wychodzących przez drzwi czy furtki. Spotykam na swej drodze także domy niedorzeczne, ja ten z ubranym w bożonarodzeniowe światełka iglakiem w sierpniu lub deklaracjami wywieszonymi w oknach kogo jego mieszkaniec popiera w wyborach, że Presley jednak żyje i zdecydowanie nie chce wybaczyć wojny w Iraku.

Nastrojowość domu ma niewiele wspólnego ani z wiekiem murów, ani z zasobnością portfela właścicieli. Bo w istocie nie chodzi o cegły i tynk czy wielkość posesji, ale o to, czy we wnętrzu tętni dobra czy zła energia. Dom może być miejscem, które żyje – albo tylko magazynem mebli i przedmiotów, przystankiem dla ludzi wpadających i wypadających zgodnie z rozkładem pracy i szkoły.

Działanie domu ma wiele aspektów. Dom – ten najbliższy człowiekowi świat – od zawsze był czymś więcej niż tylko zamkniętą przestrzenią. W swojej istocie przypomina żywy organizm, w którym krążą energie, pulsują rytmy i splatają się dwie siły: działanie materii i obecność człowieka. I aby chciało się do niego wracać, wszystko w nim powinno działać prawidłowo – i urządzenia, i ludzie.

Swój dom noszę w sobie i gdziekolwiek się przeprowadzam, buduję go na nowo – napisałam kiedyś na swoim blogu. A że w swoim życiu przeprowadzałam się często, to i domy „budowałam” różne. Z jednego uciekałam, dosłownie i w przenośni, do innego bałam się wracać, bo cokolwiek nie robiłam i jak bardzo się starałam, i tak obrywałam po głowie – też dosłownie i w przenośni. Aż „zbudowałam” na tych doświadczeniach taki, w którym lubię przebywać, chce mi się do niego wracać, a i zapraszani goście chętnie wpadają na kawę czy dłuższy pobyt.

Zawsze uważałam, że wszystkie sprzęty, rzeczy i urządzenia domu muszą albo poprawnie działać, albo należy je usunąć z jego przestrzeni. Nie uznaję przedmiotów, które mogą się ewentualnie przydać kiedyś, w bliżej niedoprecyzowanej przyszłości, bo jak czas i doświadczenie mi pokazało, jeżeli czegoś nie użyłam w ciągu ostatniego roku, to widocznie nie jest mi to potrzebne. Zbawieniem okazały się w Anglii „charity shopy”. Co zbyteczne, ląduje tamże. Niech przyda się innym. Ale o te, które zostają i działają, dbam jak najlepiej, by służyły długo, cieszyły oko i sprawiały przyjemność w codziennym towarzyszeniu. Bo to ciało domu i musi być sprawne. Sprzęty codzienności – lodówka, pralka, lampy, czajnik, ekspres do kawy, zegary, mikrofalówka, płyta do gotowania, stół z krzesłami, kanapa, łóżka, okna, drukarki, laptopy, prysznic, toaleta, umywalka (długo jeszcze można wymieniać) na pierwszy rzut oka wydają się jedynie martwymi narzędziami. A jednak, jeśli wsłuchać się uważnie, łatwo dostrzec, że pełnią rolę organów w ciele domu. Każdy z nich ma swoje miejsce i swoje zadanie: lodówka przechowuje jedzenie, jakby była sercem pamięci smaków; pralka niczym nerki i wątroba oczyszcza nasze ubrania; lampa daje światło, niczym oko rozświetlające mrok; czajnik i ekspres do kawy syczy i bulgocze, przypominając oddech – rytuał codziennego budzenia; gotowanie na kuchni to żołądek odżywiający ludzkie organizmy. Do tego dochodzą inne elementy – kaloryfery, które niczym krwiobieg rozprowadzają ciepło po całym wnętrzu; drzwi jak stawy poruszającego się ciała; okna, które są płucami, wpuszczającymi świeże powietrze i światło dnia. Nawet zegar na półce bije swój rytm, jakby był biciem serca.

Żyjący dom nigdy nie jest cichy. Każdy wydaje odgłosy: szum lodówki i okapu nad kuchnią, buczenie pralki, klik przełącznika światła, tykanie zegara, odgłosy płynące z urządzeń elektronicznych, praca silnika w odkurzaczu czy nawet odgłos podjeżdżającego samochodu członka rodziny wracającego z pracy – to wszystko tworzy tętno domu, jego biologiczny rytm. I w każdym domu te dźwięki są inne. I każdego domu, w którym mieszkałam uczyłam się od nowa. Na inną odległość trzeba wyciągnąć rękę do włącznika światła za progiem, w innym kierunku odwrócić ciało po ścierkę do naczyń czy do miejsca, w którym stoi kosz na śmieci. W innych miejscach stoją środki czystości, odkurzacz czy konewka do podlania roślin, z innego kierunku pada dzienne światło na kartki czytanej książki. Dom, dokładnie tak samo organizm ludzki, wymaga troski. Zaniedbane urządzenia pokrywają się kurzem i milkną lub psują się. Organizm słabnie, a moje życie zaczyna się potykać o brak, o nieobecność tego, co wcześniej działało niezawodnie. Zepsuta pralka, przepalona żarówka czy ekspres, który zamiast parzyć kawę, pali ją, nie są jedynie problemem technicznym, to olbrzymia niedogodność, która zakłóca moją egzystencję i rutynę. Jest też przypomnieniem, że muszę się tą niesprawnością rzeczy zaopiekować. Sprawne ciało domu to takie, które potrafi nie tylko funkcjonować, ale też służyć – być miłą i przyjazną przestrzenią dla mnie i pozostałych mieszkańców. Każdy sprzęt staje się nie tyle przedmiotem, ile sprzymierzeńcem w codziennym rytuale życia. I bardzo boleję nad tym, kiedy taki sprzęt przestaje działać i trzeba go wymienić na nowy, bo szpitali dla urządzeń już prawie nie ma. Odczuwam to jak małe pożegnanie przyjaciela.

Jednak nawet najbardziej doskonały sprzęt nie nada domowi życia. To mieszkańcy wnoszą energię, której nie da się zastąpić żadnym urządzeniem, nawet telewizorem czy muzyką płynąca z głośników. Ich głosy, ruchy i gesty mają niebagatelny wpływ na atmosferę, jak panuje w każdym domu. I każdy mieszkaniec powinien pamiętać, że jest odpowiedzialny za to, czy w domu panuje radość, obojętność czy wrogość. Bo to jak ze zgniłym jabłkiem w koszyku. Nie uzdrowi się od tego, że pozostałe są jędrne i rumiane. To te zdrowe zostaną zainfekowane i umrą. Jeżeli jeden z mieszkańców, w porę niezatrzymany, zacznie rozsiewać narzekanie, defetyzm i czarnowidztwo, pozostałym się to udzieli i ich też zatruje – zaczną tracić energię do życia i pozytywne nastawienie do świata. Kiedy jeden z mieszkańców zacznie się kłócić o byle co, zamiast ustalać i rozmawiać, inni też będą pełni pretensji do świata i siebie nawzajem. Każdy nierozwiązany problem urośnie z czasem do niewyobrażalnych rozmiarów, zatruje otoczenie, przyczyni się do rozpadu więzi i relacji. Niejeden zlewozmywak ciągle pełen brudnych naczyń czy nierozpakowana zmywarka stał w niejednej rodzinie stały się zarzewiem sprzeczki i przypominania o innych niecnych występkach członków rodziny, co w rezultacie doprowadziło do rozpadu życia rodzinnego.

Dobra atmosfera nie rodzi się z niczego. Wymaga pracy, empatii i zrozumienia dla potrzeb i słabości współmieszkańców. Zachowania ciszy, gdy ktoś śpi; posprzątania po sobie, by ktoś inny mógł ugotować sobie to, co lubi; wyjęcia z pralki i rozwieszenia prania, bo ktoś zapomniał; podania herbaty bez pytania; kupienia czegoś, co ktoś lubi, chociaż nie prosił. Dom powinien być wytchnieniem i odpoczynkiem po ciężkim dniu, a nie miejscem do spania, umycia i porannego trzaśnięcia drzwiami w drodze do pracy, by spłacić za niego kolejną ratę kredytu. Żaden człowiek nie żyje w domu w samotności, nawet jeżeli dom jest podzielony na odrębne światy z żyjącymi w nim współlokatorami. Każdy mieszkaniec wnosi bowiem swoją energię, rytm korzystania z łazienki czy gotowania w kuchni. I ta energia, pozostawiony po sobie nieład lub smakowite zapachy oddziałują na innych. Czasem bezpośredni, czasem jak echo, które niesie się po pokojach. Działanie domu przekłada się też na umiejętności domowników. Dobrze, jeżeli każdy dorosły człowiek jest samodzielny i potrafi zadbać o siebie i swoją egzystencję, ale są czynności i działania, które poszczególnym osobom nie sprawiają wysiłku i zabierają mniej czasu. W moim królestwie to na mnie czeka pranie do rozwieszenia i wysuszenia, pakowanie prezentów i wysyłanie paczek. Mój partner od planowania podróży i rezerwacji hoteli, a córka od załatwiania spraw urzędowych i komunikacji z landlordem. Każde z nas robi zakupy, ale niechętnie kupuje coś dla kogoś, bo prawie zawsze okazuje się nie od tego producenta, o niewłaściwej kruchości, zawartości tłuszczu, cukru czy czekolady, ale w razie braku czasu na chodzenie po sklepach wiemy, co kto lubi, pije i jada. Wiemy, z której apteki odbieramy leki, do kogo przychodzi przesyłka, gdzie aktualnie przebywamy i o której wrócimy, by w razie braku tego powrotu móc szybko zareagować. Wiemy, gdzie wiszą nasze kalendarze z zapisanymi wizytami, podróżami i godzinami pracy, by móc sprawdzić, czy ktoś z nas będzie mógł zaopiekować się psem. Znamy swoich znajomych i przyjaciół, wiemy o naszych sympatiach i niechęciach oraz o tym, kogo zapraszamy i kto do naszego domu ma wstęp zabroniony. I kiedy obserwuję nasze relacje, myślę, że oszustwo w naszym domu na pobranie pieniędzy za fikcyjną przesyłkę, wpłata komuś za jakikolwiek rachunek, mandat czy kaucję jest raczej niemożliwa, bo my o sobie wszystko wiemy. W ten sposób troska jednego człowieka potrafi ocalić dzień drugiego.

Czasami wchodzę do czyjegoś domu i wiem, że nie dzieje się w nim dobrze. Brak uważności, ciężka cisza lub przeciwnie – hałas płynący z każdego pomieszczenia, narzekania na wszystko wokół i źle działający świat, fizyczny chłód, pretensja i nieuprzejmość w tonie głosu i słowach pomiędzy domownikami. Dom, chociaż pełno w nim ludzi, wydaje się pusty, a każdy pokój zamienia się w osobną wyspę. Brak troski i powtarzające się nieporozumienia o niedomkniętą lodówkę, niedokręcony kran czy niepozmywane naczynia – to wszystko powoli dławi duszę domu, aż w końcu zostaje tylko ciało: sprzęty, meble, ściany, które już niczego nie podtrzymują.

Atmosfera domu jest jak pogoda w górach lub nad morzem – zmienna, kapryśna, ale mająca moc kształtowania nastroju. W dobrym domu nawet wichura i deszcz za oknem nie wzbudzi lęku. W złym domu nawet słoneczny dzień, nieskazitelna czystość i piękny wystrój nie przyniesie radości. Zdarza się, że domownicy irytują mnie i w czymś przeszkadzają. Najczęściej wystarczy spokojne wytłumaczenie, co mi to robi i co uniemożliwia. I jak to przełoży się na zepsucie atmosfery także im. Mam swoje małe rytuały i za nic nie dam ich sobie odebrać, nie dlatego, że to moje widzimisię i chęć postawienia na swoim, ale realna poprawa mojego samopoczucia, co przełoży się na brak irytacji. Na przykład: nienawidzę po zapadnięciu zmroku włączonego górnego światła w pomieszczeniach, zwłaszcza, kiedy wracam bardzo późno z pracy. Wejście w cichy mrok i chłód mocy, z rozgrzanych, hałaśliwych i roziskrzonych światłem pomieszczeń daje wytchnienie. Wejście do domu z włączonymi światłami, przy dużym zmęczeniu po wielu godzinach pracy sprawia, że mój system nerwowy już nie wytrzymuje. Uśmiecham się do siebie, kiedy widzę naprędce wyłączane światło w salonie i zapalanie bocznych lamp przez członków rodziny, kiedy słyszą, że przekręcam klucz w zamku. Ja z kolei, sprzątam po swoim partnerze okruchy z deski do krojenia, bo wiem, że córkę to drażni, a nie mam sumienia kazać tego robić człowiekowi, który wrócił z dwunastogodzinnej nocnej zmiany.

Współzależność mieszkańców domu nie jest słabością, lecz siłą. To ona sprawia, że codzienność zyskuje sens i ładuje baterie do stawienia czoła zewnętrznemu światu i jego problemom. Wspólnie zjedzony obiad bez telefonów i telewizji, przegadanie jakiegoś problemu, wygłoszenie swoich opinii bez lęku sprawia, że powstaje krąg bezpieczeństwa, w którym każdy może czuć się bezpiecznie, wiedząc, że nie musi nieść swojego życia sam. Można uznać, że dom jest nie tylko ciałem i nie tylko duszą. Dom jest wspólnotą oddechów i kroków, splotem ludzkich historii. I kiedy ta wspólnota działa, kiedy atmosfera sprzyja, a troska krąży po poszczególnych pomieszczeniach – wtedy dom naprawdę żyje i dobrze działa. W przyjaznym, szczęśliwym domu nawet naczynia zdaja się zmywać same.


Róża Wigeland

Miłośniczka sztuki współczesnej, twórczyni asamblaży i kolaży, pisarka, felietonistka i wydawczyni. Autorka książek non-fiction. Jej priorytetem jest po prostu dobre życie. Obywatelka Europy, mieszkająca obecnie w Anglii nad Morzem Północnym.

https://rozawigeland.com/