Urodzeni pod lepszym niebem
12 listopada, 2023Spotkałam niedawno człowieka, który pochodzi z miejsca, o którym nie miałam pojęcia. Makau, bo o tym miejscu mowa, jest specjalnym regionem administracyjnym Chin. Był portugalską kolonią nieprzerwanie od XVI wieku aż do 1999 roku, kiedy to cały obszar został, pod pewnymi warunkami, przekazany Chinom. W ramach obopólnej deklaracji portugalsko-chińskiej, Chiny mają pieczę nad obronnością oraz polityką zagraniczną całego obszaru, natomiast w pozostałych dziedzinach takich jak system prawny, edukacja, administracja Makau posiada autonomię.
Po długich rozmowach z obywatelem Makau, doszłam do wniosku, że świat bywa bardziej skomplikowany, niż nam się czasami wydaje. Ale nie dlatego, że jesteśmy nieświadomi niedogodności czy problemów, a dlatego, że jesteśmy przyzwyczajeni do wygód, które są wpisane w nasz społeczny krajobraz, że aż trudno wyobrazić sobie, żeby było inaczej.
Przykłady? Proszę bardzo! Elektryfikacja. Czy ktokolwiek z nas tu obecnych czuje wdzięczność od losu, kiedy zapala światło w łazience? A kiedy odkręcasz ciepłą wodę w kranie, wznosisz dziękczynne modły do siły wyższej? Podejrzewam, że równie bezrefleksyjnie pijesz czystą wodę, niezależnie od tego czy kranową, czy butelkowaną.
Ja mam również jeszcze jedną bezrefleksyjność w sobie. Kolejki na granicach i odprawy znam tylko z opowieści i z telewizji. Pierwszy raz za granicę, do Berlina, pojechałam w 2007 roku, tuż po wstąpieniu Polski do strefy Schengen. Miałam piękny, pachnący jeszcze nowością paszport i… w zasadzie okazał się bezużyteczny, bo nie wstawiali tam już żadnych stempelków. Po osiągnięciu pełnoletności podróżowałam już tylko z dowodem osobistym.
Jako obywatelka Unii Europejskiej, kiedy podjęłam decyzję o przeprowadzce do Irlandii, spakowałam swój cały dobytek, kupiłam bilet lotniczy w jedną stronę, wsadziłam do kieszeni mój kolejny czysty, nieskażony żadnym stemplem paszport i ruszyłam przed siebie w nieznane. Nie musiałam nikogo pytać o zgodę, a jedyną formalnością było złożenie wypowiedzenia stosunku służbowego z wojska i zgłoszenie wyjazdu za granicę w urzędzie miasta – też tylko po to, abym, już jako żołnierz rezerwy, nie była wzywana przez wojskową komendę uzupełnień na okresowe ćwiczenia. Nie musiałam nikogo prosić o zgodę na wjazd do Irlandii, zamieszkanie tu i pracę.
Oczywiście miejscowe formalności, takie jak wyrobienie numeru PPS i założenie konta bankowego, musiałam pokonać, ale nadal – przysługiwały mi dokładnie takie same prawa jak obywatelowi Irlandii. Nie musiałam chodzić do urzędów imigracyjnych, wykazywać źródeł dochodu bądź posiadanego zabezpieczenia finansowego na start. Szukanie pracy odbywało się na zasadach ogólnych – złożenie CV, rozmowa kwalifikacyjna i tyle.
W pierwszej pracy dostałam odmowę ze względów formalnych, ponieważ aplikowałam do państwowej spółki i musiałam posiadać irlandzkie prawo jazdy. Nadal nie była to przeszkoda, ponieważ zamiana polskiego prawka na irlandzkie odbyła się bez większych komplikacji. Poszłam do urzędu, gdzie wypełniłam formularz, zrobiono mi zdjęcie i po krótkim czasie dostałam tutejszą licencję pocztą z uznanymi wszelkimi kwalifikacjami z Polski.
W drugiej pracy dostałam odmowę ze względu na brak wystarczających umiejętności językowych, co w dalszej perspektywie wyszło mi na dobre, bo trzecia praca, o którą aplikowałam i ją w końcu dostałam, była nie tylko doskonałym treningiem języka angielskiego, ale także okazją do zaznajomienia się z irlandzką kulturą, która ma niewiele wspólnego z tym, czego uczono mnie w szkole.
Ale nadal – to były sprawy, na które nie potrzebowałam niczyjego pozwolenia, a jedynie uporządkowania formalności i podniesienia kwalifikacji. Czyli dokładnie to samo, z czym spotykałam się w Polsce i dokładnie to samo, z czym spotykają się Irlandczycy w Irlandii.
Ilu z Was ma podobne doświadczenia?
Oczywiście wiem, że upraszczam, bo przecież są kraje, do których potrzebujemy wizy na wjazd i pozwoleń, ale ja na chwilę obecną tam nie podróżuję i bazuję tylko na moich własnych uczuciach i doświadczeniach. Biorąc pod uwagę jednak, że Emigraniada skupia w większości emigrantów żyjących w Wielkiej Brytanii, liczę, że opowiecie jak to wygląda z Waszej perspektywy, odkąd Wasz kraj wystąpił z Unii Europejskiej.
Wracając jednak do kolegi z Makau, bo od niego wszystko się zaczęło. Do Irlandii przyjechał na podstawie uzyskanego pozwolenia na pracę. Oczekuje na wizę pracowniczą, która da mu trochę więcej praw, w tym prawo do zmiany pracy, ponieważ obecne pozwolenie uprawnia go do pracy tylko dla jednego, konkretnego pracodawcy. Warunki pracy – sześć dni w tygodniu po 8-10 godzin dziennie. Jeden dzień wolny w tygodniu.
A uzyskanie wizy nie polega na złożeniu prostego wniosku przez Internet. Trzeba wypełnić szczegółową aplikację, dołączyć dwie paszportowe fotografie, załączyć kopie wszystkich paszportów, jakie się posiadało, wykazać się kwalifikacjami, ujawnić zabezpieczenie finansowe na życie tutaj, przedstawić kontrakt na pracę wraz z listem od pracodawcy, posiadać prywatne ubezpieczenie zdrowotne.
Ponadto ja, jako obywatelka Unii Europejskiej, dzisiaj mogę w Irlandii załatwić wszystko, legitymując się polskim dokumentem tożsamości lub irlandzkim prawem jazdy. On, przebywając w Irlandii na podstawie zezwolenia na pracę, ma problem nawet z wykupieniem abonamentu na stałe łącze internetowe!
Owszem, wszystko jest do załatwienia, czasami wymaga to więcej czasu i wysiłku, ale chyba dopiero teraz zobaczyłam, jak niewiele trzeba, żeby człowiek przyzwyczaił się do luksusu i wygód, bezrefleksyjnie korzystając z przywileju bycia urodzonym pod lepszym niebem. Bo ani Ty, ani ja, ani on nie wybraliśmy sobie kraju pochodzenia.
Czytaj także: Dobre życie
Natalia Sobiecka
Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.