
Romantyczny Metal
30 kwietnia, 2025Projekt Spinofonia powstał w 2012 roku i skupił wokół siebie kilku krakowskich muzyków na co dzień grających w różnych formacjach. Zapewne dlatego dwa pierwsze wydawnictwa grupy były bardzo zróżnicowane stylistycznie. Nie bez racji recenzenci zarzucali szczególnie pierwszemu krążkowi niespójność powodowaną zbyt dużą liczbą gatunków którą posługują się artyści.
Album muzyczny jest dziełem, pewną zamkniętą całością i różne środki wyrazu dodają mu kolorystyki. Jednak przesada w użyciu tych środków powoduje, że album nie jest już tak zcementowany a kolorystycznie staje się bohomazem. Dlatego właśnie tak ważny jest balans stylistyczny. Piosenki jako pojedyncze utwory mogą spełniać swoją rolę odrębnego dzieła, jednak w zestawie kilku czy kilkunastu w jednym albumie diametralnie różne style czy różne gatunki to już istny miszmasz.
Trzeci album grupy wydany na początku 2025 roku to inna bajka. Pierwszą i podstawową cechą różniącą go od poprzednich krążków jest brak wokalu. Album jest w całości instrumentalny i może nie jest to konwencja zbyt komercyjna w naszych czasach, ale myślę, że muzyce Spinofonii wyszło to na dobre.
Co do różnorodności gatunkowej na albumie – też jej nie brakuje. Jest ona jednak podawana z umiarem, a muzycy bardziej skupili się na szafowaniu nastrojami niż łączeniu diametralnie różnych gatunków muzycznych.
Mimo tego wcale nie było mi łatwo określić styl muzyczny w jakim porusza się grupa.
Bo jak sklasyfikować muzykę, która łączy przepiękne partie fortepianu z ostrym graniem gitarowym? Do jakiego gatunku przypisać zespół, który swoją twórczością muzyczną maluje obrazy pełne melancholii, zadumy, przestrzeni oraz stwarza klimat, w którym słuchacz zapomina o pośpiechu, ulicznych korkach i gęstej rzeczywistości,a chwilę później agresywnością swojej muzyki wręcz poraża.
Słuchając tych nagrań nasuwały mi się różne skojarzenia co do szufladek, w których mógłbym zamknąć twórczość Spinofonii z ich trzeciego albumu. Jest tu bowiem rock, hard rock, metal, metal progresywny a nawet folk w wersji starosłowiańskiej. Z uwagi na środki wyrazu, którymi posługują się muzycy, a także nastroje i emocje, które wywołują swoją twórczością, nazwałbym ich muzykę romantycznym metalem, chociaż to określenie i tak zawęża ich pole działania. Niemniej syntetyzując wszystkie gatunki, w których się poruszają muzycy, wychodzi mi właśnie szufladka z taką nazwą.
Nigdy nie przepadałem za zbyt jazgotliwymi i hałaśliwymi gitarami, jednak panowie ze Spinofonii oprócz tego, że grają głośno, agresywnie i gęsto, potrafią też zagrać pięknie, finezyjnie, precyzyjnie, z uczuciem i balansem. Połączenie sprawności technicznej z wrażliwością muzyczną to najlepsze co może być w grze na gitarze. Talentu więc panom gitarzystom ze Spinofonii nie brakuje.
Dodając więc do tych struktur gitarowych fortepianowe spoiwo, wychodzi całkiem interesująca ściana dźwięków. Poza tym, ta ściana dzięki mocnej sekcji rytmicznej ma solidne fundamenty. Można to zauważyć i docenić zwłaszcza w dwóch najmocniejszych i najszybszych utworach na płycie, czyli „Ciężarze obojętności” i „Ślepym instynkcie”. Właśnie w nich dwóch dostrzegam też echa pewnych inspiracji, a mianowicie pierwszy z tytułów kojarzy mi się nieco z dokonaniami zespołu Metallica, drugi natomiast swoją dzikością przypomina Panterę. Co jak co, ale wzory do naśladowania godne.
Oczywiście, różnorodność materiału zawartego na płycie oraz poprzednie wydawnictwa pokazują, że grupa wciąż jest na drodze poszukiwań własnego stylu, niemniej jest to droga już bardzo świadoma i dojrzała, co czyni ich muzykę niezwykle oryginalną. Konstrukcja kompozycji i przemyślany układ utworów na krążku dowodzą dużej inteligencji muzycznej instrumentalistów, bo budować napięcie na blisko 40-minutowym albumie trzeba umieć, a to na Spinofoni III udało się znakomicie.
Wisienką na torcie muzycznym krakowskiej formacji jest ostatni utwór – „Pocałunek”. Przepiękna kompozycja, w której przez większość czasu pianista bryluje po klawiaturze swojego instrumentu niczym słynny Richard Clayderman, by później oddać pole reszcie instrumentów na czele z gitarami elektrycznymi. Te po mistrzowsku rozwijają to dzieło aż do kulminacji. A finał to już magia zawarta w kilku muśnięciach palców o klawisze fortepianu. Cudo. O to właśnie chodzi w muzyce. I tylko żal, że to nie trwało dłużej.
Gratulacje dla panów ze Spinofonii.

Jacek Raputa
pochodzę z Liszek pod Krakowem a Londyńczykiem jestem od kilkunastu lat. Jestem też mężem, ojcem, muzykiem, poetą i budowlańcem. Lubię naturę i dobrą literaturę.A w piosenkach które tworzę łącze to co kocham najbardziej czyli muzykę i słowa. Dzięki muzyce emocje przenoszą nas w inne wymiary a dzięki słowom rozwijamy się i wzrastamy.