Nie denerwuj kelnerki
1 grudnia, 2022Ludzie (z mojego doświadczenia i obserwacji to ok. 95%) bywający w restauracjach, kawiarniach i pubach starają się być miłymi dla personelu serwisu. Uprzejmie się witają i żegnają, mają wzgląd na innych gości lokalu, wynagradzają pracowników pochwałą, uśmiechem i napiwkiem. Bywa jednak, że nieświadomie, często ze źle pojętej uprzejmości i pomocy robią coś, co przeszkadza pracownikom lub jest wręcz niebezpieczne. O takim zachowaniu napisałam w swojej książce pt. „Gastronautka” po to, by uświadomić to, co nieoczywiste.
„Sobota to tradycyjny dzień wszelakich spotkań. Rodzinne obiady, podczas których przy stole często siedzą cztery pokolenia. Urodzinowe imprezy urządzane przez nastolatków, dorosłych i dziadków. Kiczowate w swojej oprawie wieczorki panieńskie. I party z okazji rozwodu, tu delikwentka paraduje w czarnej szarfie z białym napisem, że właśnie przestała być zamężna. Ciekawe, że zawsze to są kobiety. Faceta jeszcze z taką odznaką nie widziałam. Kilka stolików jest obłożonych różnymi torbami, pakunkami i reklamówkami, a podejście i postawienie na ich blatach talerzy graniczy z cudem. Znak, że zakupy były udane. (…)
Jest kilka rzeczy w zachowaniu gości, których nie znoszę i które niezmiennie mnie irytują. Pierwsze to zarzucanie stołu tym, co aktualnie mają pod ręką. Na blacie jest wszystko: telefony, laptopy i tablety, zabawki, kolorowanki i kredki, torebki, szaliki i swetry, gazety, książki i kosmetyki. Tylko miejsca na naczynia nie ma. I żeby chociaż wzięli i odsunęli jakoś te rzeczy albo je zabrali. Gdzie tam! Przyglądają się tylko, jak lawiruję i przesuwam ich ekwipunek.
Drugie to odbieranie mi z ręki talerza, zanim go postawię. To nie jest pomoc. To jest po prostu niebezpieczne. Nigdy nie wiem, czy ktoś go już dobrze chwycił i trzyma, czy jeszcze nie. Kiedyś raz już mi się zdarzyło, że ja już puściłam, a kobieta jeszcze go nie trzymała i sałatka wylądowała na obrusie. A gdyby to była gorąca zupa? Poza tym, naczynie często jest gorące i ciężkie. Konsument nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo gorące i ciężkie. Jak się oparzy albo gdy nie spodziewa się aż takiej masy, to puszcza – naturalny odruch. I nieszczęście gotowe.
Trzecie to zabieranie znienacka czegoś z tacy. Układam ją na jednej dłoni tak, żeby była równowaga. Kiedy z jednej strony ktoś coś weźmie, to wiadomo, że zostaje ona zachwiana, więc reszta może się zsunąć. Szczęściem będzie, jeżeli tylko na podłogę. Kiedy sama coś zdejmuję, wiem, jak balansować drugą ręką, żeby wszystko utrzymać i żeby nic nie spadało.
Czwarte to niepilnowanie przez rodziców małych dzieci, które biegają pomiędzy stolikami. Gdy idę szybko, zazwyczaj niosąc tacę, półmiski lub talerze, patrzę albo na to, co mam w ręku (chwilami), albo przed siebie – nigdy na podłogę. Poza tym to, co trzymam, zasłania mi w pewnym stopniu pole widzenia. Jeżeli malec wbiegnie mi pod nogi, mogę go po prostu nie zauważyć. Małe dziecko nie jest w zasięgu mojego wzroku i łatwo mi się o nie potknąć i upuścić to, co akurat niosę. To nie jest aż tak niebezpieczne dla mnie, najwyżej kucharze zrobią dania jeszcze raz, a ja pomacham ścierką czy zmiotką. Za to stanowi ogromne zagrożenie dla dzieciaków. Dlatego nieodmiennie dziwi mnie, że rodzice nie zdają sobie z tego sprawy i narażają własne pociechy na wypadek”.
A jak to wygląda z Państwa strony jako gości? Co Was denerwuje w zachowaniu personelu?
Czytaj także: Życie z gastronautką
Róża Wigeland
Miłośniczka sztuki współczesnej, twórczyni asamblaży i kolaży, pisarka, felietonistka i wydawczyni. Autorka książek non-fiction: „Gastronautka” (2017, wznowienie 2022) o codziennej pracy w branży gastronomicznej i „Mentalistka” (2021), stanowiącej zbiór felietonów napisanych na przestrzeni ośmiu lat na podstawie życia w kilku europejskich krajach.