Namiastka oryginału która cieszy

Namiastka oryginału która cieszy

23 czerwca, 2025 Wyłączono przez Redakcja

Wspaniale byłoby być na koncercie Queen i uczestniczyć w oszałamiającym widowisku muzycznym kreowanym przez Freddiego Mercury i spółkę. Albo móc przeżywać niesamowitą atmosferę występów nieistniejącej już grupy Pink Floyd, gdyby jej członkowie zdecydowali się wrócić do wspólnego grania. Ich muzyka tak oryginalna, nieziemska i monumentalna na pewno znów poruszyłaby do głębi tłumy. Kolejny legendarny band, o którego koncercie marzę to Dire Straits. Wspaniałe piosenki Marka Knopflera i jego przejmująca gra na gitarze, towarzyszą mi od lat młodości i ciągle rozwalają system mojej wrażliwości.

Niestety, wszystkie wymienione wyżej grupy nigdy już razem nie zagrają. Nigdy więcej ich na żywo nie ujrzymy i nie usłyszymy. Jednym z powodów tego jest to, że część członków tych grup już niestety nie żyje, a innym, że ich członkowie definitywnie zapowiedzieli, że nigdy więcej już razem nie wystąpią pod szyldem macierzystej grupy. To z pewnością smutne dla fanów i słuchaczy, ale takie jest życie, taki jest rynek muzyczny. Zostają nagrania, płyty, zapisy video koncertów. Ale jest coś jeszcze. Jest coś, co może zrekompensować, przynajmniej częściowo, brak występów na żywo ulubionej kapeli, a mianowicie są tribut bandy. Działalność takiego bandu polega na graniu na żywo muzyki sławnego, klasycznego zespołu, niejednokrotnie łącznie z odtwarzaniem jego wizerunku scenicznego.

A więc takie tribut bandy grają tak samo (grają ich piosenki, ich repertuar), wyglądają tak samo i zachowują się tak samo jak grupy, na których się wzorują. Oczywiście pośród fanów są zwolennicy takiej działalności muzycznej, ale są też przeciwnicy. O pozytywach istnienia takich zespołów pisałem już wyżej, natomiast niektórzy twierdzą, że działalność takich grup to kompletne nieporozumienie. Zarzucają muzykom grającym w tribut bandach bezczeszczenie boskiej nietykalności muzyki ich idoli, bo oczywiście nikt nie potrafi zagrać identycznie ukochanych piosenek jak hołubiony, oryginalny autor czy wykonawca.

Może i jest w tym ziarenko prawdy, ja jednak niekiedy chodząc na takie koncerty mogę powiedzieć, że bardzo często muzycy tribut bandów są technicznie lepszymi instrumentalistami od muzyków, których utwory wykonują. Co do zaangażowania emocjonalnego w obcy autorsko utwór, który się wykonuje na scenie, to jako muzyk od czasu do czasu grający właśnie takie utwory mogę stwierdzić, że każdy naprawdę kochający i czujący muzykę artysta stara się przekazać publiczności, niezależnie od tego czy gra swoją kompozycję czy nie, jak najwięcej dobrych emocji ze sceny. A publiczność oddaje później artyście te emocje z nawiązką. Poza tym, muzyka nawet nie swojego autorstwa, w trakcie osobistego wykonywania, sprawia ogromną frajdę, po prostu „niesie”, przenosi instrumentalistę w inne rejony rzeczywistości, jakby w inny wymiar. Nie można jej, ot tak tylko, odegrać, odwalić jak nielubianą robotę. Taki ktoś nie jest prawdziwym muzykiem-artystą, tylko marnym rzemieślnikiem. Takiego kogoś na scenie od razu się zdemaskuje. Dostrzeże się w jego grze i przekazie fałsz, brak autentyczności i zaangażowania. Na występy takiego muzyka publiczność szybko przestanie przychodzić.

Zaliczyłem już trochę koncertów tribut bandów różnych klasycznych zespołów i zawsze widziałem na twarzach artystów prawdziwą radość grania i tą magię dzielenia się jakimś dobrem płynącym z muzyki. To nie może nie bawić i nie cieszyć.

Jest jeszcze jeden pozytywny aspekt istnienia tribut bandów. Bardziej prozaiczny i przyziemny. Zdarza się i to bardzo często, że słynny zespół czy solista cały czas jest czynny zawodowo i występuje a mimo to powstają kolejne tribut bandy grające jego muzykę. O co zatem chodzi? Ano chodzi o pieniądze.

Rynek muzyczny w tej chwili wygląda tak, że płyty sprzedają się bardzo słabo. Z odtworzeń na platformach streamingowych czerpią zyski tylko najwięksi i najpopularniejsi artyści i oczywiście właściciele tych platform. Niestety tu liczy się ilość kliknięć. Większość muzyków żyje więc z koncertów i dlatego wejściówki na oryginalnych wykonawców są po prostu drogie. A ci najwięksi każą słono płacić za swoje występy. Tym sposobem dzisiaj koncerty muzyki popularnej stają się rozrywką dla ludzi zamożnych. Ci mniej zamożni mają tribut bandy. To smutna prawda, ale w ten sposób ludzie gorzej sytuowani materialnie maja bardziej ograniczony dostęp do szeroko pojętej kultury. Można oczywiście z tym twierdzeniem dyskutować, ale wystarczy spojrzeć na ceny biletów na koncerty najsłynniejszych wykonawców by szybko zacząć szukać tańszej alternatywy zakosztowania muzycznej rozrywki, czyli namiastki oryginału w postaci tribut bandu. Dlatego właśnie niektórzy muzycy twierdzą, że internet i platformy streamingowe zabijają rynek wydawniczy i twórczość muzyczną. Trudno się z tym nie zgodzić patrząc na to, co się obecnie dzieje z muzyką. Wykonawcy twierdzą, że nie opłaca się już wydawać całych albumów, a jedynie co jakiś czas wypuszczać do sieci kolejny singiel. O większości tych produkcji mających premierę obecnie za pół roku już nikt nie pamięta, trudno więc, żeby kiedyś stały się klasykami. Ale myślę, że to temat na osobny artykuł.

W UK rynek tribut bandów działa prężnie od dawna i jest na wysokim poziomie. W Polsce ta branża muzyczna jeszcze raczkuje, ale obserwując niektóre tego rodzaju zespoły muszę powiedzieć, że nie mamy się czego wstydzić. Wystarczy znaleźć na YouTube fragmenty występów grupy Another Pink Floyd – polskiego tribut bandu legendarnych Flydów, aby przekonać się z jakim rozmachem, rzetelnością i pasją prowadzony jest ten projekt. Wiele wspaniałych grup, które do historii muzyki wniosły wielki wkład i ją ukształtowały, już nie istnieją. Ale dzięki tribut bandom ich muzyka ciągle żyje na scenach i jest na nowo odkrywana przez młode pokolenia.

Nikt nie zastąpi Elvisa i nikt nie będzie drugim Freddiem Mercury. Beatlesi i ABBA byli wyjątkowi i jedyni, ale na szczęście są wykonawcy, którzy mogą nam dać ze sceny chociaż część tych wrażeń, które kiedyś fundowali nam ci niezapomniani artyści.

Fotka pochodzi z koncertu tribut bandu ABBY.

Pozdrawiam serdecznie


Jacek Raputa

pochodzę z Liszek pod Krakowem a Londyńczykiem jestem od kilkunastu lat. Jestem też mężem, ojcem, muzykiem, poetą i budowlańcem. Lubię naturę i dobrą literaturę.A w piosenkach które tworzę łącze to co kocham najbardziej czyli muzykę i słowa. Dzięki muzyce emocje przenoszą nas w inne wymiary a dzięki słowom rozwijamy się i wzrastamy.

https://www.facebook.com/profile.php?id=100063724474851