Jednorożce

Jednorożce

19 stycznia, 2025 Wyłączono przez Redakcja

W 1566 roku, na zamku w Gripsholm w chłodnej Szwecji przyszedł na świat chłopiec. Imię, które wybrała mu matka nie było przypadkowe, wyraźnie nawiązywało do jagiellońskiej krwi płynącej w żyłach noworodka. Nadane zostało po dziadku, Zygmuncie, zwanym już za życia Starym, królu Polski i Wielkim Księciu Litewskim. Jednak naturalna radość z tak ważnego w każdej rodzinie wydarzenia przytłumiona mogła być w tamtym momencie dość szczególną sytuacją w jakiej znajdowali się rodzice noworodka. Mały Zygmunt urodził się w niewoli, w warunkach które dziś nazwalibyśmy zapewne aresztem domowym. Ojciec chłopca, Jan Waza i jego matka, Katarzyna Jagiellonka zostali uwięzieni przez szwedzkiego króla Eryka XIV po zawarciu małżeństwa, które na dworze uznano za zdradę stanu. Już sam ten fakt wskazuje na pewne skomplikowane relacje w rodzinie szwedzkich Wazów, wkraczających wtedy z rozmachem do europejskiej historii. Po latach to jednak ojciec Zygmunta był górą, obalił rządy brata i koronował się na króla Szwecji, przechodząc do kronik jako Jan III Waza. Była to postać, jak chyba każdy z Wazów, skomplikowana. Pisarz historyczny, Paweł Jasienica, pisał o nim „samowolny, brutalny, własnych tylko argumentów chętnie słuchający, siłą wlókł syna na moralne i duchowe bezdroża”, w innym miejscu określając go jako: „winowajcę kalectw duchowych młodego człowieka”. Jednakże jako władca wzmocnił pozycję Szwecji w regionie, starał się nawet o tron polski. Tym niemniej wychowanie syna w wierze katolickiej (sam Jan III był protestantem) i fakt pokrewieństwa Zygmunta z wygasłą już wtedy dynastią Jagiellonów, sprawiły że to on stał się dla polskiej szlachty bardziej odpowiednim kandydatem. Nie był jednak pretendentem jedynym. Stronnictwo Zygmunta, kierowane przez kanclerza Jana Zamoyskiego musiało stoczyć krótką wojnę z wojskami austriackiego arcyksięcia Maksymiliana. Ale po wygranej bitwie pod Byczyną nic już nie stało na przeszkodzie by Zygmunt koronował się na władcę Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Dwudziestojednoletni młodzieniec pojawił się w Polsce jesienią 1587 roku. Witany był z wielkimi nadziejami, ale już od początku przejawiły się jego niełatwe cechy charaktery. Zamoyski, ten sam który musiał pokonać Austriaków, by osadzić młodego Wazę na tronie po pierwszym spotkaniu miał krzyknąć: „A cóżeście za nieme diablę przywieźli nam ze Szwecji?” Krzyk zdumienia Zamoyskiego, owe „nieme diable” bardzo mocno przypomniało mi się podczas lektury książki „Wsparcie dla dorosłych synów z dysfunkcyjnych domów i ich bliskich” Roberta J. Ackermanna. Autor nazywa bohaterów swojej książki „milczącymi synami”, co według jego jest główną cechą łączącą ludzi, którzy swoje cierpienie z początkowych lat życia noszą przez w ukryciu przez całą dorosłość. Byłoby szaleństwem rozważać dziś kwestię czy małomówność króla Zygmunta III była spowodowana niełatwą relacją z ojcem, czy też była to wrodzona cecha jego osobowości. Charakterystyczne jest jednak, że pierwszy Waza na polskim tronie miał też masę cech pozytywnych, które Ackermann również łączy z trudnym dzieciństwem. Długie panowanie Zygmunta III do dziś ma gorliwych zwolenników jak i zaciekłych antagonistów. Przywołany już Jasienica nazwał go „sługą doktryn” (w domyśle: katolickich) i w moim odczuciu jest to główna linia podziału oceniających jego rządy. Ale stawianie go w dobrym lub złym świetle jest o tyle łatwiejsze, że jego osobowość była bardzo skomplikowana, pełna cech paskudnych, ale jednocześnie i pozytywnych. Być może też w części wynikających z pewnych elementów charakterystycznych dla „milczących synów”.

Słuchaj dzieciaku
Za moich czasów
Zobaczyć gdzieś trzeźwego ojca co wszystko ogarnia
I dobrze zarabia
I pomóc gotowy to jak widzieć jest jednorożca

Raper Kękę – „Jednorożec” (2.3 mln wyświetleń na youtube)

Moją uwagę przykuła sylwetka mężczyzny, którego jeszcze można było określić jako stosunkowo młodego, jednocześnie zauważając że dotknął go upływ czasu. Ruchy miał wciąż sprężyste, aczkolwiek przy krótszej obserwacji można było zauważyć, że lekko kulał. Jeszcze silny fizycznie, ale założyłbym się o wszystko, że już szybko się męczył. Był jednym z kilku podobnych sobie mężczyzn, z których twarzy i sylwetek można bardzo łatwo wyczytać życiorys. Zobaczyłem ich na pogrzebie. Pożegnanie pewnego etapu w życiu. I symboliczne pożegnanie się z nimi, facetami starszymi o pokolenie, których poznałem w przeszłości od wielu stron. Wielokrotnie wpuszczony przez zasieki, którymi oddzielali się od świata do poznania ich przeżyć i odczuć. Nauczyli mnie pić wódkę i kląć. Ale niejednokrotnie w gęstych kłębach papierosowego dymu wybrzmiewały też opowieści o ich własnej młodości. O dziwnych latach, kiedy świat nagle zupełnie się zmienił i postawił przed nimi wiele wymagań z którymi tylko częściowo umieli sobie poradzić.

Czas zmian, który nastąpił w wyniku rozpadu Związku Sowieckiego i przetasowań politycznych w państwach satelickich jest z pewnego dystansu tematem bardzo ciekawym. Tym niemniej, abstrahując od teoretycznych rozważań, była to operacja na żywym organizmie, którą musiało przetrwać całe społeczeństwo. Kompletne przestawienie rzeczywistości ekonomiczno-prawnej nie było abstrakcją. Przeglądanie roczników statystycznych daje obraz tamtej rzeczywistości. Ale wciąż żyją miliony ludzi, którzy cyfry, takie jak bezrobocie, czy inflacja odczuwali na własnej skórze. Zaciskali zęby i brnęli przez życie dalej, krok za krokiem, bo najczęściej po prostu nie mieli innego wyjścia. Co dziś przecież niewyobrażalne, przez długie lata nawet legalny wyjazd za granicę do pracy był nie do pomyślenia, zachodnie państwa broniły się przed zalewem pracowników z biednej Polski, w której szalało wprost bezrobocie. Dla wielu miejsc w kraju nędza i brak perspektyw był stanem wręcz naturalnym. W tym czasie powstało wiele filmów dokumentalnych, które ukazują całkiem niedawną rzeczywistość, dziś sprawiającą wrażanie oglądania życia na innej planecie. Gdy ktoś zakładał rodzinę jeszcze w latach 80-tych, mógł mieć poczucie że miejscowy zakład pracy będzie dawał stabilizację tak konieczną do zwykłego życia. A kilka lat później, wielu trzydziesto czy czterdziestolatków traciło grunt pod stopami przy masowej likwidacji fabryk i zamykaniu wręcz całych gałęzi przemysłu. Gdyby im powiedzieć, że po trzech dekadach Polska w wielu dziedzinach będzie krajem wprost przyjemniejszym do życia niż kraje zachodnie, uznali by zapewne takie słowa za obaw otumanienia alkoholem. Bo wielu starało się tak właśnie uciec od tej rzeczywistości, znajdując różne sposoby na odcięcie się od problemów. Czasami ucieczki przyjmowały inną formę, jak fizyczne zniknięcie czy kompletna życiowa apatia. Do tego należy dołożyć przemoc i inne formy dysfunkcji w rodzinach, by zrozumieć źródło „milczenia” wielu współczesnych, polskich mężczyzn, którzy dorastali w takim właśnie otoczeniu. Ale najczęściej o tym wpływie na dzieciństwo i dalsze życie w większości przypadków nie powiedzą nic. Z definicji. Są przecież milczącymi synami.

Dlatego czuję lęk, kurwa jego mać
Czuję strach, czuję wstręt i czuję brak i czuję gorycz

Kękę – „Gorycz” (450 tys wyświetleń na youtube)

Ackermann w swojej książce spisuje szereg mechanizmów i skutków, które powodują problemy wśród chłopców dorastających w dysfunkcyjnych rodzinach. Najczęściej są to reakcje nie tyle nawet skrywane, co wręcz nieuświadomione. Dlatego też bywają niewypowiedziane. Co nie oznacza, że nie są prawdziwe i mocne. A przypominając sobie ostatnie trzydzieści lat można dojść do wniosku, że całe pokolenie dorosłych już mężczyzn w Polsce jest milczącymi synami. I zarówno im samym bywa w tym milczeniu wygodnie, bo nie rozdrapuje się bardzo bolesnych ran, jak i całemu otoczeniu, które tych facetów kompletnie nie zauważa. Mówię o tych mężczyznach, którzy robią swoje w życiu, zajmują się swoimi rodzinami, pracą i zwykłym życiem. Oni nie robią szumu, najczęściej są zbyt zmęczeni by zająć się choćby sobą, nie mówiąc o byciu ideologicznymi aktywistami, a już szczególnie aktywistami w swoich sprawach. Dlatego w ogólnym przekazie ich nie ma. Milczą. I nie będzie ich dalej, bo cisza nie przyciąga. Z tego powodu całkiem możliwe, że przynajmniej w jednej kwestii powielą drogę swoich ojców. Statystycznie polski mężczyzna wciąż żyje krócej od kobiet. Jest to w pewnym stopniu zbawienne dla systemu emerytalnego, bo wielu z nich jedynie wkłada do puli, wyciągając z niej niewiele. Dodatkowo liczba samobójstw wśród polskich mężczyzn nie chce spadać i fakt ten jest bardzo znamienny. Gdzieś cały czas tlą się problemy, których absolutnie nie widać pod przykrywką codziennie wypełnianych obowiązków. A jej zdjęcie wcale nie jest bez kosztowe i wymaga dużo odwagi bo przy pokazaniu swoich problemów skutkuje obrazem „ofiary losu”, lub w przypadku postawienia wyraźnych granic krzykiem oburzenia na „toksyczną męskość”.

Moja presja kroczy za mną kolejny dzień
Moja presja, otwieram oczy, ona tam jest
Moja presja – nie wiem jak mam żyć i jak kochać
Znowu się duszę, muszę działać
Proszę Boże poprowadź!

Kękę – „Presja” (45 mln wyświetleń na youtube)

Po skończeniu liceum spotkaliśmy się tylko raz. Tak się złożyło, że jednostka, w której służył była blisko mojej uczelni. Kończył już służbę i któregoś wieczoru poszliśmy razem na piwo. A kilka lat temu dowiedziałem się, że bardzo rzadka jednostka chorobowa, zabijająca w kilka dni przytrafiła się właśnie jemu. Zostawił dwójkę dzieci, małych chłopców, w tym jednego w wieku kilku miesięcy. Rodzina umieściła informację ze zdjęciem nad którym przez długi czas się zastanawiałem. Wyglądał na nim nieszczególnie, złapany z otwartymi ustami i dziwacznym wyrazem twarzy. Prawdopodobnie jedyne zdjęcie, które miał z oboma synami. Prawdopodobnie dzieci miały zrobione tysiące fotografii. A kto myśli o uwiecznieniu ojca? We wpisach z kondolencjami ktoś wpisał, że był „prawdziwym gliną”. I wierze w to bardzo mocno, bo choć jego na służbie nie widziałem nigdy, tak znam setki przypadków, gdy moi rówieśnicy najzwyczajniej sprawdzają się w swoich rolach. Spotykam się z wieloma na drodze zawodowej i jest to zawsze pozytywne doświadczenie. Przeskok gospodarczy dokonał się dzięki warunkom zewnętrznym, ale też dzięki ogromnej pracy i ambicji tych, którzy z zaciśniętymi zębami, wytrwale torują sobie i swoim rodzinom drogę do lepszego życia.

***

Wakacje w ośrodku na południu Polski, który okazał się bardzo family friendly. Masa rodzin z kilkuletnimi dziećmi. Ale pięć gwiazdek i niemały cennik spowodował, że przeważająca większość gości była jakby wybita z jednej matrycy. Skutkiem tego w basenie bawiły się dzieci, na leżakach opalały się matki, a przy długich stolikach pod parasolami siedzieli rządami ojcowie – faceci w moim wieku. Każdy w koszulce polo, szortach i klapkach z zimnym napojem obok i laptopem. Stukały klawiatury od pisanych maili, co jakiś czas ktoś odzywał się do słuchawki uczestnicząc w telekonferencji. Open space pod chmurką z widokiem na dzieci szalejące w wodzie i żonę w stroju kąpielowym. Żadna z pań nie przejawiała frustracji taką sytuacją. Wiedziały dlaczego mogły się tam znaleźć. Siedzący przy komputerach też wiedzieli. I jestem absolutnie przekonany, że w większości postrzegali tamtą sytuację jako urlop.

***

Wyszedłem z urodzin bliskiej osoby, by przenocować w hotelu na lotnisku i złapać poranny lot do innego miasta i pojawić się na spotkaniu, na które druga strona nalegała. Przeprosiłem, że nie mam ze sobą kilku rzeczy.

– Ja w zasadzie jestem na urlopie, wyrwałem się na jeden dzień tutaj…

– Wie pan co… Tak z doświadczenia panu powiem, że jak pan raz wyszedł z urlopu, to już nigdy na niego nie wróci.

***

„Trzeba cisnąć” mawia mój dobry przyjaciel, który sam urzeczywistnia swoją dewizę. Wielogodzinna praca każdego dnia i rodzinne obowiązki. Nie daje po sobie poznać, ale jestem przekonany, że czuję napięcie i presję. Potrafię je sobie wyobrazić bardzo dobrze, znam uczucie napięcia całego systemu nerwowego. To jak podłączenie do prądu, które daję napęd do działania. Organizm pod presją może reagować różnie, ale jeżeli jest to działanie motywacyjne to pojawiają się adrenalina przy natężonej pracy i dopamina przy osiąganych wynikach. To może uzależniać, a jest to uzależnienie społecznie akceptowane, tak jak panie na leżakach akceptowały, że mężowie zamiast spędzać czas z nimi omawiają sprawy biznesowe. Ale jest to też czynnik składający się na mieszankę w dłuższym okresie wyniszczającą. Jedyną niewiadomą jest to, co i kiedy strzeli pierwsze – psychika czy zdrowie fizyczne. Wtedy można udzielić tych złotych rad o dbaniu o siebie, które można odłożyć na półkę ze złotymi myślami, bo jednocześnie musiałoby to iść ze zdjęciem presji. A jest to o tyle trudne, że po pierwsze milczący, pracujący i nie narzekający chłop to maszyna, której nie ma po co sypać piasku w tryby, dopóki sama nie stanie, a po drugie, według Ackermana nieujednorodnienie samodyscyplina i ciągłe poczucie potrzeby parcia do przodu są domyślną konstrukcją tych ludzi. Dlatego milczący synowie muszą uczyć się trzymać ciśnienie i oswajać je tak, by można było jej choć w części kontrolować.

tylko rutyna
znowu daje mi spokój
tylko rutyna
znowu pozwala mi w lustrze nie widzieć tych szalonych oczu
tylko rutyna
jedyna kochana
znowu ratuje przed światem
tylko rutynadociska mnie mocno do ziemi
gdy czuje że styczność już tracę

Kękę – „Rutyna” (7,9 mln wyświetleń na youtube)

Rutyna jest w jakiejś mierze milczeniem. Powtarzalne czynności i utarte schematy dają poczucie zakotwiczenia i stabilności. Czując niepewność, wchodzenie w tryby rutyny staje się bardzo bardzo wygodne i zapewnia podstawowe poczucie bezpieczeństwa. I wiąże się też z poprzednim puntem, świetnie pasuje jedno do drugiego, tworząc człowieka, który obraca się niemal w kieracie. Ciężko pracujący, milczący, posiadający rodzinę i jednocześnie wciśnięty w sztywne ramy swojej rutyny mężczyzna to przypadek idealny z punktu widzenia życia społecznego i ekonomicznego. Nakręcający ruch koła zamachowego ekonomii, pracujący, zmotywowany i wydający pieniądze. Często zbyt zmęczony i znużony by wychodzić poza ustalone schematy i przez to przewidywalny. Bardzo często też zupełnie niezauważany. Laurka od dzieci na urodziny, uścisk ręki szefa i premia świąteczna co roku. A poza tym bliźniaczo podobne do siebie dni i godziny, przelatujące przez palce życie, pojawiająca się często rozpacz nad traconym czasem. I kolejne próby wejścia w rutynę pod różnymi postaciami. Sport, szklanka z alkoholem co wieczór, zamykanie się w garażu czy warsztacie ze swoją dłubaniną. Czasami to pomaga. A czasami prowadzi człowieka w niewolę swoich nawyków i schematów, obudowanych niczym kokon skrywający wewnętrzny ból. I pomaga jeszcze bardziej się schować, jeszcze mocniej milczeć.

Mrugnąłem tylko raz, ledwo zamknąłem oczy
Gdy je otworzyłem się zmienił cały świat
Czy jest mi czegoś żal?
Długo by gadać o tym

Kękę – „Mrugnąłem tylko raz” (1,9 mln wyświetleń na youtube)

Pewną oczywistością jest to, że opisany powyżej schemat jest abstrakcyjną konstrukcją, w której nie da się umieścić każdego. Bywa, że rzeczywistość jest dokładnie odwrotna. Łatwo przejąć też złe schematy, bo jednak niezwykle prosta droga prowadzi w znane rejony. Dotychczasowy opis milczącego syna jest pewnego rodzaju teoretyczną konstrukcją, która wcale nie jest przypisana do każdego indywidualnego przypadku. Jedyne co naprawdę łączy ich wszystkich jest potrzeba uśmierzenia wewnętrznego bólu i zasypania pustki w duszy. I wcale nie oznacza to, że każdy z nich wybiera tą samą drogę i odnosi zawodowe sukcesy. Wielu wpada w bardzo dobrze znane życiowe koleiny i porusza się w nich ku smutnemu końcu. Ktoś robił kiedyś z Pudzianem spacery farmera, a później „chlał tak, że jego pracownicy brali go pod pachy i wlekli na podpisanie kontraktu, żeby mu się ta firma nie rozleciała”, ktoś sepleni i nie może zebrać myśli w zniszczonym przez narkotyki mózgu, ktoś rozpieprzył się na motocyklu, kogoś zostawiła żona, po kimś zupełnie słuch zaginał, ktoś oparł swoje życie jedynie na rodzinie, a gdy tego oparcia zabrakło pod stopami na szyi miał zaciśniętą linkę. A pewien tragizm i jednocześnie przedziwne piękno polega na tym, że wszyscy są z tego samego podwórka. Tak samo ci, którzy z buta weszli w życie i odnaleźli się w dorosłości, pokazali swoją wartość, tak samo ci, którzy się w nim zagubili. Szarość polskich lat dziewięćdziesiątych sprawiła, że w zasadzie każdy startował z dokładnie tego samego poziomu, na dobrą sprawę bardzo niskiego. Nie wykształciły się jeszcze wtedy większe podziały, nie było strzeżonych osiedli, zamkniętych towarzystw. Dzisiejszy biznesmen, szanowany specjalista, finansista, alkoholik czy złamany życiem bezrobotny mieli te same problemy, zwykle niewygórowane marzenia, biegali za tą samą piłką, razem pili pierwsze piwo i palili pierwsze papierosy. W ogólnym jednak rozrachunku pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków dało radę kontynuować to, co zaczęli poprzednicy. I smutne może być jedynie to, że rozliczani są najczęściej ze słabości, a jakiekolwiek sukcesy zaczynają być pokazywane jako porażki. W nieuniknionej sztafecie pokoleń po raz kolejny w historii świata ma miejsce zjawisko, gdzie dzieci urodzone w lepszych warunkach deprecjonują trud przodków, choć kompletną aberracją jest zarzucanie poprzednikom „kultu zapierdolu” korzystając jednocześnie z jego owoców. Metaforycznie i zarazem dosłownie można powiedzieć, że ojciec marzył o dobrym samochodzie, syn go już kupił, a wnuk przykleja się do ulicy chcąc zabronić wszystkim ich posiadania. Ale to nie jedyny kierunek z którego współcześni mężczyźni są poszturchiwani. Bardzo często są to szturchnięcia przeciwstawnych oczekiwań. Twardy, ale wrażliwy. Z planem na życie, ale i z fantazją. Stanowczy, ale elastyczny. A przede wszystkim pokutujący za dawne grzechy patriarchatu, dzisiejsze względem nierówności społecznych, a jeżeli ma dzieci, to i za przyszłe względem planety.

***

We wspomnieniach wojennych opisujących bitwę o Atlantyk napotkałem opis, który charakteryzował różnicę między „młodymi” a „starymi” marynarzami na okrętach podwodnych. Podkreślić tu trzeba, że „starzy” odnosiło się do ludzi maksymalnie w czwartej dekadzie życia, zwykle mających już rodziny, a młodzi do tych, którzy byli w okolicach lat dwudziestu. Ci młodsi wykazywali się zwykle większą odpornością przy wielogodzinnych atakach bombami głębinowymi, starsi częściej pękali psychicznie w sytuacji bezczynnego oczekiwania na śmierć. Gdy jednak trzeba było powalczyć, na przykład z falami jako rozbitkowie, to ci bez rodzin o wiele szybciej szli na dno nie widząc sensu w dalszym wysiłku. „Starzy” walczyli do samego końca… Chcąc rozrysować społeczeństwo w miarę dokładnym szkicu nie można pomijać pewnych elementów, które są może i nudne, ale bez których obraz jest zafałszowany. Taką rolę może pełnić na przykład proste pytanie: „kto za to płaci?” A badania wskazują, że mężczyźni z rodzinami najczęściej zarabiają więcej i są bardziej wydajni w pracy zawodowej. Dodatkowo, najczęściej od razu puszczają pieniądze w ruch, bo czterdziestolatek ma ograniczone możliwości kumulowania kapitału, najczęściej w tym wieku pieniądz „parzy” w obliczu regularnych i ciągłych wydatków. To wprost koło zamachowe ekonomii, bo nawet zamożny starzec nie będzie korzystał z tylu usług co młoda rodzina, a jego potrzeby również zostaną zredukowane. Czasami do samej opieki i leków. Nie jest to zbyt skomplikowana konstrukcja, ale jednocześnie dość logiczna. Z prostym wnioskiem – rodzina nie jest tylko konieczna do pełnego wychowania dzieci (a więc przyszłych dorosłych tworzących społeczeństwo, nie tylko rozdarte „kaszojady” czy „gówniaki”), ale jest też korzystna z punktu widzenia całej gospodarki. Warto mieć to na uwadze w realiach, gdzie jest o taki układ coraz trudniej i przynajmniej zostawić w spokoju tych, którym się chciało i nadal chce je tworzyć.

***

Dość nagle okazało się, że lata 90-te to historia o której robi się dziś np. filmy, pokazujące tamte czasy, właśnie z perspektywy… historii. Niespodziewanie okazało się też, że było to wspólne doświadczenie wielu dzisiejszych dorosłych. W tym i zapewne ogromnej licznie milczących synów. Felieton przetkałem cytatami rapera Kękę, dość popularnego wśród moich rówieśników. Nie są to najczęściej teksty zbytnio wyrafinowane, tym niemniej trafiają do wielu, co moim zdaniem spowodowane jest pewną wspólnotą doświadczeń i widzenia świata. Gorycz, presja, rutyna, żal… Czasami sukces lub sukcesik, czasami upadek. W tym kontekście też warto spojrzeć na całe pokolenie współczesnych, polskich mężczyzn. Spojrzeć jak zmienił się kraj przez trzydzieści ostatnich lat. Zamiana jest tak wielka, jak przeobrażenie się tych chłopców w dorosłych ludzi i jedno jest bardzo mocno związane z drugim. Warto widzieć te zmiany w szerszym kontekście, bo tylko taki zabieg może odsłonić coś, co najczęściej przykrywane jest milczeniem.


Andrzej Smoleń

Autor felietonów i krótkich artykułów historycznych, które nieregularnie ukazywały się w kilku punktach „emigracyjnego” internetu od 2019 roku. Twórca bloga emigraniada.com, który w 2023 przekształcił się w portal publicystyczno-kulturalny. Z zawodu inżynier rozwoju produktu. Mieszkaniec Liverpoolu.