Cierpienie to nie przywilej

Cierpienie to nie przywilej

12 listopada, 2025 Wyłączono przez Redakcja

Gdybym miała odpowiedzieć krótko na pytanie, czym różni się depresja od żałoby, powiedziałabym, że żałoba to ból, który ma kierunek, jest reakcją na stratę i procesem, który z czasem pozwala powrócić do życia; depresja to ból, który nie prowadzi nigdzie, chyba że – w przypadku braku leczenia – wprost ku samounicestwieniu

To zasadnicza różnica, którą zbyt często gubimy w naszej codzienności. Bo choć i w żałobie, i w depresji doświadczamy poczucia ciemności, to są to dwa zupełnie inne cienie. I tu, i tu obecny jest psychiczny ból, poczucie beznadziei, poczucie utraty i niechęć do podejmowania decyzji. Ale kto przeżył jedno i drugie, ten wie, że to są dwa zupełnie inne doświadczenia.

Depresja nigdy nie przychodzi nagle. Zwykle trwa już od jakiegoś czasu, czasem miesięcy, czasem lat. I dopiero gdy jest już bardzo źle, mogą zostać zauważone jej symptomy. Depresja przychodzi wtedy, gdy na coś się nie zgadzamy, ale trwamy w tej niezgodzie bardzo długo, udając sami przez sobą, że wszystko jest w porządku, a tak naprawdę coś jest dla nas nieakceptowalne.

Żałoba przychodzi wraz ze stratą i dopada znienacka. Powoduje ją śmierć kogoś bliskiego, rozwód, wypadek, katastrofa życiowa typu pożar domu lub nawet kłótnia, po której z naszego życia znika przyjaciel. Jest również trudna i bolesna, ale znając jej poszczególne etapy (zaprzeczenie, złość, targowanie się, przygnębienie i akceptacja), możemy ją w jakimś stopniu kontrolować i przeżyć. Depresja takich etapów nie ma. To równia pochyła. Stan, w którym może być tylko gorzej i gorzej, aż do ostatecznego końca. Nie jest reakcją na stratę, lecz stanem, który wysysa z człowieka wolę i chęć życia, gdy obiektywnie „nic złego się nie wydarzyło”. To mrok bez horyzontu, noc, która wmawia, że świt nigdy nie nadejdzie, a w słoneczny dzień osoba pozostająca w stanie depresji widzi czarne chmury na niebie wbrew temu, co widzi realnie. Depresja nie uczy, nie prowadzi, nie oczyszcza. Ona paraliżuje. Zabiera wolę decyzji. Odbiera nadzieję. Człowiek nawet nie myśli, że może być inaczej. Trafia do czarnego tunelu, w którym nie ma na końcu żadnego światełka.

Niebezpieczne jest utożsamianie żałoby z depresją. Bo człowiek w żałobie potrzebuje czasu i przestrzeni, by przejść przez ból i pozwolić się przemienić. Człowiek w depresji potrzebuje pomocy, żeby w ogóle uwierzyć, że przemiana jest możliwa. Nie mylmy więc tych doświadczeń. Bo jedno mówi: „straciłem, ale mogę jeszcze żyć”, a drugie: „żyję, ale jakby wszystko już było stracone”.

Człowiek przeżywający żałobę i człowiek w stanie depresji to ludzie doznający nieprzyjemnych doznań psychicznych i bólu istnienia. Ale nie jest usprawiedliwieniem dla podłych słów i uczynków. Nie zgadzam się, aby ktokolwiek, kto w danym momencie życia „nie jest sobą” używał swojej żałoby albo choroby jako tarczy. Smutek, lęk czy bezsilność nie dają prawa do krzywdzenia bliskich, do manipulowania ich uczuciami, do zasłaniania się swoim bólem po to, by usprawiedliwiać własne podłości. Nie wystarczy powiedzieć: „jestem w terapii, nie jestem teraz sobą” i walić w ludzi słowami jak sztyletami.

Mogę zrozumieć, że cierpiący człowiek bywa rozdrażniony, agresywny czy zamknięty w sobie na trzy spusty. Ale używanie własnego bólu jako narzędzia do ranienia innych to manipulacja w jej podręcznikowym wydaniu. Ani depresja, ani żałoba nie są przepustkami do okrucieństwa. Myślę, że człowiek raniący innych, a tłumaczący się swym złym stanem psychicznym, był zły już przed swoją depresją czy żałobą, a te stany ewentualnie mogły tylko obnażyć jego prawdziwą twarz.

Zbyt często ostatnio – zwłaszcza w mediach społecznościowych, ale też w realnym życiu – trafiam wokół siebie na wypowiedzi, w których ludzie wycierają sobie gęby depresją lub żałobą. Depresję się leczy, żałobę się przechodzi. To nie są przepustki do łamania prawa i nieetycznego postępowania. Ludzcy ludzie tak nie postępują. Ból, w jakimkolwiek stanie emocjonalnym, nie może usprawiedliwiać podłości. A ten, kto go używa jako broni, staje się katem, nie ofiarą.

Ból nie unieważnia moralności. Ból nie daje licencji na zło. Ból to nie alibi.


Róża Wigeland

Miłośniczka sztuki współczesnej, twórczyni asamblaży i kolaży, pisarka, felietonistka i wydawczyni. Autorka książek non-fiction. Jej priorytetem jest po prostu dobre życie. Obywatelka Europy, mieszkająca obecnie w Anglii nad Morzem Północnym.

https://rozawigeland.com/