
Czy neutralność to obojętność
4 września, 2025Zaczęło się o 4:40 w Wieluniu, pierwszego września 1939 roku. Albo o 4:45 na Westerplatte w Gdańsku, tego samego dnia. Według niektórych, tuż po 3:15 rano w okolicach Rybnika. Początek września to niestety nie tylko pierwszy dzień szkoły. Na krwawych kartach historii ten dzień to również rocznica wybuchu II Wojny Światowej. Z oczywistych względów jest wspominany szczególnie wyjątkowo i uroczyście w Polsce, bo to nasz kraj był celem agresji w pierwszych dniach września 1939 roku. Nie mogę pominąć też faktu, że miałam zaszczyt pełnić mój pierwszy posterunek honorowy jako żołnierz zawodowy właśnie 1 września w czasie uroczystości miejskich przy pomniku Walk o Kołobrzeg.
Nie bez przyczyny sześcioletni konflikt nie nazywa się wojną niemiecko-polską, wojną środkowo-europejską czy jakkolwiek inaczej. Zaczęło się w Polsce, rozlało na cały świat i to nie jest przesada. Już dwa dni później na drogę wojenną z Niemcami weszła Wielka Brytania a wraz z nią państwa należące do Brytyjskiej Wspólnoty Narodów (w tym m. in. Australia i Nowa Zelandia). W 1941 roku do konfliktu włączyła się Japonia, atakując Stany Zjednoczone i w konsekwencji angażując i ten kraj w największą wojnę na świecie.
To są jednak fakty, które wszyscy doskonale znamy. Ostrzał Westerplatte, Bitwa o Anglię, D-Day, atak na Pearl Harbour, konferencja w Jałcie, atak atomowy na Hiroszimę i Nagasaki to wydarzenia, o których słyszał chyba każdy. Możemy dorzucić z polskiego poletka Powstanie Warszawskie, z mojego lokalnego podwórka również Bój o Kołobrzeg. Poczuć w sercu dumę za męstwo Dywizjonu 303. Możemy wybrać się na spacer po berlińskim Pomniku Pomordowanych Żydów Europy. Możemy w konsulacie w Belfaście uzyskać mapkę i podążając według niej znaleźć miejsca pamięci polskich żołnierzy w Wielkiej Brytanii. Możemy, kto ma jeszcze szczęście, posłuchać naszych matek lub babć, które opowiedzą, że w czasie wojny to wcale nie Niemiec był najgorszy i blady strach padał na ludność, kiedy nadszedł front ze wschodu. To wiemy.
A czy wiemy, że niektóre kraje w czasie II Wojny Światowej oficjalnie ogłosiły neutralność wobec konfliktu? Może wiemy. A czy wiemy, co ta neutralność oznaczała w praktyce?
Zaznaczę od razu, że odżegnuję się od oceny moralnej poszczególnych postaw. Nie żyłam w tamtych czasach i szczęśliwie, jak dotąd, nie doświadczyłam wojny na własnej skórze i mam nadzieję, że akurat to się w moim życiu nie zmieni. Pochyliłam się nad tematem neutralności przede wszystkim ze względu na to, że to właśnie Irlandia, gdzie mieszkam, oficjalnie ogłosiła status neutralny wobec toczącej się wojny, w którą natomiast zaangażowała się Wielka Brytania – kraj, od którego niepodległość Irlandia uzyskała niecałe dwadzieścia lat wcześniej.
Dopiero na tym przykładzie zobaczyłam, że neutralność w czasie konfliktu, który objął dosłownie cały świat, to nie jest zamknięcie swoich drzwi na kłódkę i spokojny sen obywateli w rajskiej dolinie. Już wtedy, chociaż to dzisiaj mówimy o globalnej wiosce, świat był systemem naczyń połączonych przede wszystkim na niwie gospodarczej i ekonomicznej, ale również – geograficznej.
W Irlandii okres II Wojny Światowej nazwany został The Emergency czyli po prostu: stan wyjątkowy. Dzień po agresji Niemiec na Polskę irlandzki premier (ir. taoiseach, wym. tiszek) Éamon de Valera wystąpił przed niższą izbą parlamentu (Dáil Éireann), przedstawiając neutralność jako najlepszy plan dla Irlandii na czas toczącej się wojny. Został niemal jednogłośnie poparty. Dzień później w życie wszedł The Emergency Powers Act 1939 – ustawa nadająca rządowi szerokie uprawnienia, w tym internowanie, cenzurę prasy i korespondencji oraz kontrolę gospodarki. Wskutek kryzysu nastąpiła reglamentacja żywności i została wprowadzona godzina policyjna.
W 1942 roku w obliczu rosnącego głodu, rząd irlandzki zakazał eksportu piwa do Wielkiej Brytanii, by zwiększyć uprawę pszenicy, a ograniczyć jęczmienia. Perspektywa niedoboru piwa doprowadziła do zawarcia umów barterowych, na mocy których Wielka Brytania dostarczała pszenicę do produkcji mąki chlebowej i węgla, a w zamian Irlandia zezwalała na eksport piwa.
Neutralność nie oznaczała jednak bezczynności. Z jednej strony – oficjalna równowaga: zero faworyzowania żadnej ze stron i brak wojennego zaangażowania. Z drugiej – praktyka bardziej elastyczna: alianccy lotnicy, którzy awaryjnie lądowali w Irlandii, często dość szybko „uciekali” z internowania i wracali do swoich jednostek. Niemców zatrzymywano dłużej.
W Dublinie wciąż świeciły się światła, gdy Londyn pogrążał się w mroku nalotów. Irlandczycy mogli czytać gazety bez wojennych nagłówków (cenzura), choć ceny żywności szybowały w górę, brakowało węgla i innych paliw. W tym samym czasie około 70 tysięcy Irlandczyków wyjechało walczyć w szeregach armii brytyjskiej. Bez oklasków, bez zgody rządu, często w tajemnicy przed sąsiadami. Bo nawet jeśli państwo pozostawało neutralne, ludzie mieli swoje sumienia, swoje poglądy i swoje powody, by ruszyć na front.
Jednym z kluczowych przykładów nieobojętnej neutralności Irlandii było udostępnianie aliantom prognoz pogody dla wybrzeża Atlantyku. To właśnie dane z Irlandii pomogły ustalić datę lądowania w Normandii, znanego jako D-Day, w czerwcu 1944.
Planowanie lądowania w Normandii wymagało precyzyjnych warunków pogodowych: spokojnego morza, dobrej widoczności, niskiego poziomu chmur (dla desantu powietrznego), słabego wiatru. Alianci początkowo planowali inwazję na 5 czerwca 1944. Kluczową informacją, która przesądziła o przesunięciu inwazji na 6 czerwca, była wiadomość o krótkim oknie pogodowym. Ta informacja pochodziła z Irlandii, a dokładniej: ze stacji meteorologicznej w Blacksod Bay, na zachodnim wybrzeżu kraju.
To tam Maureen Sweeney odczytała i przekazała dane o zbliżającym się niżu, który spowodowałby pogorszenie pogody – ale również zauważyła, że na krótko nastąpi poprawa warunków. Te dane zostały przekazane przez irlandzkie służby meteorologiczne do Wielkiej Brytanii, mimo że oficjalnie Irlandia nie współpracowała z żadną ze stron konfliktu. Dzięki tej informacji główny meteorolog aliancki, James Stagg, przekonał generała Eisenhowera, by opóźnić inwazję o 24 godzin, co okazało się decyzją strategicznie trafioną.
De Valera jednak dyplomatycznie zachował konsekwencję – po śmierci Hitlera złożył kondolencje niemieckiemu ambasadorowi. Gest ten do dziś budzi potępienie, ale w logice absolutnej neutralności był tylko formalnością. Trudno jednak nie poczuć zgrzytu – zwłaszcza w zestawieniu z milczeniem wobec Holocaustu i brakiem otwartości na żydowskich uchodźców. Irlandzka neutralność miała granice, które dziś wydają się zbyt wąskie.
Dzisiaj mało kto wspomina ten czas. Mam wręcz wrażenie, że Irlandczycy chętniej rozmawiają o wycieczkach do Auschwitz i wizycie w tamtejszym muzeum przy okazji wylotu na pochlej-party w Krakowie, niż o tym, co działo się ówcześnie w ich kraju. Uczestnicy II Wojny Światowej nie są bohaterami. Wspomniana wyżej meteorolog Maureen Sweeney została odznaczona przez kongres USA za jej zasługi w czasie wojny dopiero w 2021 roku, w wieku 98 lat. Zdaje mi się, że jedynym żywym śladem po The Emergency są znaki nawigacyjne rozlokowane wzdłuż irlandzkiego wybrzeża w czasie II Wojny Światowej. Są to napisy „Eire” z numerem, wykonane z pomalowanych na biało kamieni. Służyły jako punkty nawigacyjne dla samolotów jako informacja, że znajdują się nad neutralnym terytorium Irlandii. Niektóre ocalały do dziś, a ja miałam okazję osobiście zobaczyć jeden z nich mieszczący się nieopodal latarni morskiej na Loop Head w County Clare.
Z ciekawości zaczęłam wertować źródła, aby przekonać się, jak wyglądała sytuacja w innych neutralnych wobec wojny krajach. Zaskoczyło mnie, że duża część z nich nieoficjalnie i przynajmniej na początku, sprzyjała III Rzeszy. Turcja, Szwecja i Portugalia wspierały Niemcy poprzez dostawy strategicznych dla przemysłu zbrojeniowego surowców. Hiszpania, wskutek wyniszczenia kraju wojną domową, nie była w stanie wesprzeć Niemców gospodarczo, ale udzieliła wsparcia militarnego, wysyłając swoich żołnierzy na front wschodni – Blue Division.
Dopiero od 1943 roku i później do końca wojny wsparcie wobec Niemców malało, a rosła pomoc dla aliantów i wojennych uchodźców. Bez oceniania postaw, a z czystej umiejętności krytycznego myślenia pojawia się w mojej głowie pytanie: z czego wynikała ta zmiana nastawienia? Czy był to efekt „przejrzenia na oczy” i zauważenia nieprawości i skali okrucieństwa, jakiej dopuścili się naziści, czy może „efekt RWD” (Ratuj Własną Dupę) w obliczu zbliżającej się klęski agresora?
Nie wiem tego ja, nie wiecie tego Wy. I chociaż mówi się, że historia wszystko oceni, myślę, że w tej konkretnej kwestii historia już oceniła: najważniejszych aktorów wojennej sceny. Cała reszta to teatr dziejący się za kulisami, dokładnie tak, jak zakulisowo udzielana była pomoc państw neutralnych, bez względu na to, w którą stronę owa pomoc była kierowana.

Natalia Sobiecka
Autorka felietonów z niemal dwudziestoletnim doświadczeniem w pisaniu tekstów na różnych platformach. Zauważa szczegóły i widzi drugie dno w na pozór błahej powierzchowności. W wolnych chwilach podróżuje i fotografuje, prowadzi też działalność korektorską i redakcyjną.