Zachodnie gwiazdy

Zachodnie gwiazdy

13 czerwca, 2024 Wyłączono przez Redakcja

Na łamach tego portalu mam możliwość i przyjemność, przedstawiać czytelnikom swoje muzyczne fascynacje. Według mnie lepiej jest pisać o tym co się podoba niż krytykować coś, co nie przypadło do gustu. Korzystniej jest wzbogacać intelektualnie i karmić zmysły tym, co wpada w ucho i porusza struny w duszy. W założeniu ta rubryka ma pokazywać to, co piękne, przedstawiać walory i wartości wybranych perełek muzycznych: piosenek, albumów i koncertów. Mówiąc krótko: dzielę się z czytelnikiem tym, co w muzyce mnie osobiście ,,kręci” i po prostu mi się podoba.

Kolejnym takim muzycznym obiektem moich westchnień (tym razem nie rodzimym) jest album nikogo innego jak tylko słynnego Bossa czyli Brucea Springsteena. Tej legendy amerykańskiej i światowej muzyki nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Zdobywca wielu branżowych nagród, (między innymi Grammy, Oscara, Złotych Globów), ale też doceniany przez publiczność, która kupiła ponad 140 milionów płyt. Muzyk słynie także ze swojej działalności społecznej, za którą został uhonorowany Amerykańskim Medalem Wolności. To na pewno wielka osobowość w historii muzyki.

Western Stars – album, o którym chciałem napisać kilka słów, został wydany w czerwcu 2019 roku i jest czymś wyjątkowym w dyskografii Bossa. Na wyjątkowość składa się kilka czynników. Po pierwsze, artysta po raz pierwszy od kilkunastu lat nagrał album bez udziału muzyków z E Street Band, zespołu na co dzień towarzyszącemu Springsteenowi w studiu i na koncertach. I myślę, że muzyce wyszło to na dobre, bo odświeżyło ją, jednocześnie nie pozbawiając ducha i charakteru Springsteena.

Po drugie, autor słynnego przeboju Born in the USA, jak dotąd nigdy na taką skalę nie korzystał z aranżacji orkiestrowych w swoich utworach. W aranżacjach aż roi się od smyczków i wygładzonych melodyjnych brzmień orkiestrowych. Ale to nie zarzut, a wielki atut tego wydawnictwa. Dzięki takiemu brzmieniu muzyka nabiera szlachetności, a kompozycje są nie tylko zwykłymi, banalnymi piosenkami, lecz można je nazwać z całą dostojnością dla tego określenia, dziełami muzycznymi. Aranżacje są perfekcyjne, żadnego instrumentu nie jest za dużo i ani za mało. Dla mnie taki rodzaj produkcji muzyki to mistrzostwo. Dzięki tym zabiegom albumu słucha się jak musicalu, a piosenki wyjęte są jakby z broadwayowskich scen. To, że orkiestrowe brzmienia zdominowały album nie oznacza, że nie znajdziemy na nim też tradycyjnego amerykańskiego country, do której Bruce nie raz się już w swojej twórczości odwoływał. Utwory Hitch Hikin, Sleepy Joe’s Cafe, Hello Sunshine to stuprocentowe country.

Kolejną wyjątkową cechą płyty są bohaterowie tekstów piosenek a w zasadzie to, że autor nie pisze w nich o sobie. W jego piosenkach zdarza się to niezmiernie rzadko. Bohaterami Western Stars Springsteen uczynił ludzi niespełnionych, zagubionych i niekoniecznie szczęśliwych. Autor podchodzi do postaci z niezwykłą czułością i zrozumieniem, co przekłada się też na atmosferę kompozycji – bardzo nostalgiczną, a momentami wręcz dotykającą smutkiem. Utwory płyną niespiesznie, większość to rasowe ballady. Żywsze tempo mają tylko wspomniany już Sleepy Joe’s Cafe, Sundown i There Goes My Miracle.

Nie słychać tu buntu, co narzuca też forma utworów, bardzo wypolerowana wspomnianymi wcześniej smyczkami. To jedna z najmniej rockowych płyt Bossa. Nie znajdziemy tu brudu i chropowatości przesterowanych gitar, czy krzykliwego wokalu Springsteena. Jest natomiast melancholia i refleksja, tak w głosie jak i w instrumentach. Oczywiście na wcześniejszych albumach można było znaleźć tego typu piosenki, jednak były one tylko przerywnikami dla bardziej energetycznych utworów. Tutaj wypełniają niemalże cały album, składając się w jednolitą całość historii z Amerykańskiego Zachodu.

Bruce Springsteen zawsze był głosem Ameryki, tej dumnej i silnej. Na Western Star stał się brzmieniem wyrzutu i rozczarowania. Pokazuje perspektywę tych, którym się nie powiodło i dla których amerykański sen stał się tylko mitem.

O wartości tego albumu świadczy też jego spójność. Tak naprawdę żaden utwór nie wyróżnia się, nie wychodzi przed szereg. Płyty słucha się jak jednej opowieści, która swoim nostalgicznym nastrojem po prostu chwyta za serce. A o co w muzyce chodzi, jeśli nie o to, żeby zagrała na emocjach słuchacza?

Bruce Springsteen to może twardy i silny boss, ale także wrażliwy artysta.

Zapraszam więc na pustynne tereny zachodnich stanów, do baru przy szosie ciągnącej się przez dzikie prerie, aby przy szklaneczce whisky wysłuchać muzycznych historii o życiowych rozbitkach. Klimat muzyki na pewno ukaże nam zachodzące gdzieś za linią odległego horyzontu słońce i pozwoli nam się głęboko wzruszyć.

Dodam tylko jeszcze, że wydawnictwu audio towarzyszy wydany w podobnym czasie film Western Stars z zapisem wykonanych na żywo wszystkich utworów wchodzących w skład albumu, uzupełnionych o piosenkę Rhinestone Cowboy z repertuaru Glina Campbella, opatrzonych komentarzami i opowieściami samego autora.


Jacek Raputa

pochodzę z Liszek pod Krakowem a Londyńczykiem jestem od kilkunastu lat. Jestem też mężem, ojcem, muzykiem, poetą i budowlańcem. Lubię naturę i dobrą literaturę.A w piosenkach które tworzę łącze to co kocham najbardziej czyli muzykę i słowa. Dzięki muzyce emocje przenoszą nas w inne wymiary a dzięki słowom rozwijamy się i wzrastamy.

https://www.facebook.com/profile.php?id=100063724474851