W co wyposażyć dziecko na spotkanie z dorosłym życiem?
1 czerwca, 2022Często nam, rodzicom, małe dzieci nie dają spać i wyobrażamy sobie, jak to będzie cudownie, kiedy pociechy będą starsze i zaczną prowadzić samodzielne życie. Gdy zaś przychodzi ten moment, okazuje się, że dalej spędzają nam sen z powiek. Chcielibyśmy, oczywiście, by były wspaniałe i szczęśliwe, obdarzamy je miłością, podziwem, zachwytem, uznaniem, zaufaniem, przyjaźnią i dumą. Ale nie tylko dobre emocje w nas wywołują. Czasem jest nam z powodu naszych dzieci przykro, ale tłumimy te uczucia, żeby przygnębiający nastrój nami nie zawładnął i nie dopuścił do głosu poczucia winy, że zawiedliśmy jako rodzice.
Będąc rodzicami dorastających dzieci, zastanawiamy się, w jakie umiejętności wyposażyć latorośle, by poradziły sobie w życiu. Do jakich szkół i na jakie studia wysłać, by pozyskane przez nie informacje, umiejętności i zdobyte zawody sprawiły, by nasze dzieci miały dobre i dostatnie życie, biorąc pod uwagę, że wiele z tych informacji dezaktualizuje się, a i zawody przestają istnieć zaraz po ukończeniu niektórych studiów. Ogromna ilość młodych ludzi szuka także swojego miejsca poza granicami Polski, a biorąc pod uwagę obecną sytuację gospodarczą i polityczną, będzie ich coraz więcej.
Z pytaniem: „W co wyposażyć dziecko na spotkanie z dorosłym życiem?” spotkałam się na jednym z polskich internetowych forum. Bardzo uważnie przeczytałam wszystkie komentarze, w których roiło się od wyszukanych słów, korporacyjnej nowomowy, zdań silących się na wzniosłe misje i górnolotnych wyrażeń wyznaczających dalekosiężne cele. To pytanie i odpowiedzi na nie zawładnęły moimi myślami na wiele miesięcy. Próbowałam przełożyć to na własne życie. Zastanawiałam się, w co powinni rodzice mnie wyposażyć, bym mogła zaoszczędzić sobie chociaż połowę złych doświadczeń, bym nie musiała wychodzić z tylu kryzysów i traum. Patrzyłam na otaczających mnie młodych ludzi w moim środowisku, w pracy. Podczas zarządzania bardzo zróżnicowanym pod względem narodowościowym zespołem widziałam różne reakcje na te same polecenia i niejednakowy standard, o wydajności nawet nie wspomnę. Porównywałam odnajdywanie się w różnych sytuacjach naszą polską młodzież i brytyjską.
W mojej branży codziennie przychodzi mi pracować z młodymi i bardzo młodymi ludźmi. W Wielkiej Brytanii sporo z nich zaczyna pracę nie dopiero po studiach, a przed lub w trakcie. I nie wynika to z zasobności portfeli rodziców. Spotykam w swojej branży osoby z bogatych domów, zatrudniających się w czasie wakacji czy w okresie świąt, studentów z najlepszych uczelni na świecie. Moimi kolegami z pracy są już 16-latkowie. Niektórzy dorabiają, bo rodziców nie stać na dalsze kształcenie (chociaż system pomocowo-kredytowy jest bardzo dobrze rozwinięty) lub po prostu nie chcą się dalej uczyć. Wielu z nich poczuwa się do pomocy w dołożeniu się do domowego budżetu. Nikomu nie przynosi ujmy na honorze funkcja kelnera czy barmana. W kraju, w którym obecnie żyję, każdą pracę się szanuje i każda jest potrzebna. Wiele firm oferuje zresztą rozwijanie ścieżek kariery w swoich strukturach i nie trzeba kończyć studiów, by awansować. Można na pewnym etapie kariery dokształcić się na studiach, ale wtedy, gdy jest to potrzebne, a nie dla samego posiadania dyplomu. To poza granicami Polski zetknęłam się z nowoczesnymi systemami i dostałam jak na tacy wszystko, co było mi potrzebne na różnych stanowiskach do obsługi nawet kilkuset osób dziennie w dużych restauracjach. To poza granicami Polski zarządzali mną 24-letni menedżerowie, którzy w firmie pracowali od 16 roku życia, zaczynając od sprzątania stołów i ścierania rozlanego piwa.
Gdybym teraz miała coś poradzić rodzicom szukającym ścieżek rozwoju i odpowiednich studiów dla swoich dzieci oraz gdyby była możliwość podróży w czasie i mogłabym cofnąć się do momentu, w którym miałam kilkanaście lat i stałam przed swoimi rodzicami, powiedziałabym:
- Nauczcie dzieci mówić, co czują. Nazywać odczucia i emocje. Jeżeli sami nie umiecie, to się nauczcie. Prosty test – odpowiedzcie sobie na pytanie: co czujecie w tej chwili? Nie jak się czujecie, ale co czujecie. Zwróćcie uwagę, że 99% ludzi nie odpowiada prawidłowo na to pytanie, bo go nie rozumie. A od tego zależy obrona samego siebie, ustosunkowanie się do przemocy czy tego, co jest ważne w danej chwili.
- Pokazujcie swoim dzieciom, skąd się co bierze. Jedzenie, prąd, internet. Uczcie, gdzie szukać potrzebnych informacji, opowiadajcie o dobrych, pomocnych ludziach. Prowadząc rozmowy w domu, zwracajcie uwagę, jakim tonem się do siebie odnosicie, jak krytykujecie, jak narzekacie. Nie chrońcie swoich dzieci przed przykrymi tematami: brakiem pieniędzy, śmiercią, chorobą, rozwodem. Niech to również będzie ich życie. Niech patrzą, jak radzicie sobie w kryzysowych sytuacjach, a zwłaszcza jak rozwiązujecie problemy.
- Wyłączcie w domu telewizor. Niech służy na takiej samej zasadzie, jak mikrofalówka. Włączany wtedy, gdy rzeczywiście potrzebny. Oglądajcie coś konkretnego, co was interesuje, bez reklam. Odetnijcie się od polskich wiadomości, celebrytów, dziennikarzy. Obalcie gadające w mediach autorytety. Szukajcie treści na różnych portalach, słuchajcie różnych ludzi, nawet tych znacząco odbiegających od waszych poglądów i wyrabiajcie swoje opinie. Nauczcie tego dzieci, niech nie podążają ślepo za tłumem. Pozwólcie im na ich własne poglądy i szanujcie je, jakiekolwiek by nie były. Niech czują, że są w domu bezpieczne. Podważajcie autorytety i nie uczcie ślepego szacunku do starszych, księży, lekarzy, adwokatów czy ludzi zamożnych. Wśród nich też trafiają się kanalie. Nauczcie swoje dzieci „patrzeć rozumem” – niech o wartości człowieka świadczą jego czyny podążające za słowami.
- Zwróćcie uwagę, co tak naprawdę wasze kilkunastoletnie lub starsze dziecko umie zrobić w domu. Czy potrafi coś ugotować z tego, co znajdzie w lodówce i szafkach kuchennych? Czy potrafi zrobić zakupy z listą bez doprecyzowania, ile dokładnie lub jakiej marki, bo orientuje się, ile i czego używacie w domu? Czy wie, ile kosztuje masło, chleb czy płyn do prania? Czy potrafi zetrzeć rozlany płyn z podłogi lub blatu, umyć szklankę tak, by była czysta, włożyć prawidłowo rzeczy do zmywarki? Czy wie, jakie zachodzą procesy z jego ubraniem pomiędzy wrzuceniem do kosza z brudną bielizną a wyjęciem uprasowanej koszuli czy bluzki z szafy? Nie, nie żartuję.
- Sprawdźcie, czy wasze dzieci potrafią dotrzeć pod wskazany adres bez aplikacji i telefonu. Czy potrafią na tyle ogarnąć rzeczywistość, żeby przyszło im do głowy, że w miastach na świecie są po dwa i więcej lotnisk lub po kilka ogromnych dworców i trzeba dojechać na właściwy z odpowiednim zapasem czasu, bo samo przejście z terminalu na terminal może trwać pół godziny albo trzeba dojechać pociągiem?
- Jeśli uważacie, że ukończenie studiów tylko w kilku, może w kilkunastu profesjach jest niezbędne do wykonywania zawodu i zarabiania pieniędzy w danej dziedzinie, to wiedzcie, że cała reszta służy rozrywce i przedłużeniu okresu utrzymywania dorosłego człowieka. Jeżeli macie ochotę zafundować swojemu dorosłemu dziecku kilka lat szwendania się po barach i pubach, testowania wariantów partnerów seksualnych, szukania „własnej tożsamości”, „sensu życia” i „wyrażania własnego ja” za wasze ciężko zarobione pieniądze, to wszystko w porządku. Ale jeżeli doświadczacie sprzecznych uczuć, bo deklaracje waszego dziecka nie współbrzmią z tym, co o nim wiecie, niech wyraża własne ja i realizuje swoje pomysły za osobiste pieniądze. Jeżeli rzeczywiście gna go pasja – poradzi sobie.
- Akceptujcie wszystkie aktywności swoich dzieci. Dopóki potomni nie łamią prawa i nie krzywdzą innych, wykorzystując możliwości, warunki bytowe – niech mogą wszystko. Wy podpowiadajcie ścieżki, drogi dochodzenia do celu, wskazujcie momenty krytyczne czy niebezpieczeństwa. Ale pozwólcie im sobie z tym poradzić, nie wyręczajcie ich. Niech doświadczą zła, łez, bezsilności, bezradności, biedy. Lepiej, żeby doświadczyli tego pod waszym okiem teraz, niż później, kiedy was zabraknie.
- Nie akceptujcie odpowiedzi, że się czegoś nie da, jeżeli wiecie, że się da.
Wiele zawodów i miejsc pracy znika na naszych oczach. Jeździmy pociągami bez maszynistów i autobusami bez kierowców, robimy zakupy w sklepach, gdzie są tylko samoobsługowe kasy; to samo z nadawaniem przesyłek na pocztach. W restauracjach i kawiarniach coraz więcej czynności leży w gestii samych gości przy pomocy aplikacji. Na lotniskach samodzielnie odprawiamy się, nadajemy bagaż i przechodzimy przez kontrole paszportowe. Załatwianie wszelakich spraw bytowych bardzo rzadko wymaga naszej fizycznej obecności i stawiennictwa. Wszystko można załatwić on-line lub telefonicznie. Wszędzie pojawia się coraz więcej systemów, czytników, automatów, formularzy do pobrania, wypełnienia i odesłania. Znikają stacjonarne sklepy i galerie handlowe na rzecz magazynów i wysyłek. Leczymy się w trakcie teleporad, uczymy nie w ławkach, ale przed własnym laptopem, nie wychodząc z domu. W zakładach pracy coraz częściej zastępują nas roboty. Te miejsca, w których kiedyś pracowali ludzie, znikają bezpowrotnie i to my, starsze pokolenie, musimy odnajdywać się w nowej rzeczywistości. Nasze dzieci z nowymi technologiami radzą sobie świetnie. Ale czy dorosłe dziecko „serwisowane” przez rodziców przy komputerze, któremu podawane jest jedzenie, które bez polecenia nie umyje się, nie pójdzie spać i nie wie, w co się ubrać, poradzi sobie, kiedy dotknie go życiowa sytuacja kryzysowa, skrzywdzi je inny człowiek lub będzie musiało zarobić na utrzymanie swojej rodziny? Jak? Skoro już teraz normalne pokazanie błędów i poproszenie o poprawienie ich miłym i przyjaznym tonem potrafi młodych ludzi doprowadzić do łez i rzucania pracy z godziny na godzinę.
To pytanie nie powinno brzmieć: „Co nasze dziecko powinno studiować i czego się uczyć?”, bo tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć, tylko „Jak przystosować je do zmian, nowych rynków, skąd czerpać informacje i jak radzić sobie z przeszkodami, stresem i presją”. Młodzi ludzie nie wiedzą, gdzie szukać pomocy, informacji, wsparcia, innych ludzi. Pominę tutaj litościwie wszelkie portale społecznościowe służące do zabawy, lansu czy reklamy. Oczywiście generalizuję, bo spotykam na swojej drodze również wspaniałych młodych, którzy doskonale sobie radzą i po kilku wskazówkach wiedzą, co, gdzie i jak. Ale z przerażeniem widzę, że o ile 30 lat temu osoba nieumiejąca zrobić sobie czegoś do jedzenia czy umyć szklanki trafiała się jedna na rok, tak teraz mam z takimi do czynienia codziennie.
Obecny kryzys bardzo zweryfikuje przydatność wielu zawodów i ludzkich umiejętności. Z całym szacunkiem dla wielu z was i waszych bliskich, ale to nie jest nic innego jak selekcja naturalna. Przetrwają ci, którzy zamiast załamywać ręce i zwalać winę na rząd, pandemię czy cokolwiek innego, zaczną myśleć, co zrobić, zamiast czego robić nie mogą. Gospodarczo przetrwają ci, którzy będą umieli się przystosować, przekwalifikować, którzy naprawdę umieją coś, co jest potrzebne do życia i przeżycia innych ludzi. Przetrwają silni, zarówno pod względem własnego zdrowia, jak i kondycji psychicznej.
Najważniejsze są wartości, szacunek do innych ludzi i ich pracy, zdolność przystosowywania, współpraca, odporność na stres, niepoddawanie się trudnościom, a nie daty historyczne czy najnowsze technologie. Tych zawsze można się po prostu nauczyć. Aby nasze dziecko poradziło sobie w życiu, musi doświadczyć także konsekwencji, bólu i zła. I choć nasze serca krwawią, kiedy patrzymy, gdy najukochańszy i najbliższy człowiek cierpi, to pocieszmy się, że tak odbywa się hartowanie. Nie wychowujemy dzieci dla siebie, ale dla świata, a świat jest również zły. Nauczmy je żyć bezpiecznie w niebezpiecznym świecie; choćby po to, byśmy zaznali w końcu spokojnego snu.
A jeżeli nam, dorosłym dzieciom naszych rodziców nie wiedzie się zbyt dobrze, nie oskarżajmy ich za naszą arogancję, chamstwo i nienawiść. Jestem przekonana, że nikt nas celowo nie uczył zła i do niego nie nakłaniał. Nie zwalajmy winy za nasze niepowodzenia i draństwa na innych ludzi. Nawet jeżeli zostaliśmy wychowani w biedzie lub na marginesie życia społecznego, nawet jeżeli spotkało nas w przeszłości wiele złego, nawet jeżeli rodzice nie zapewnili nam wykształcenia, dobrego startu w dorosłe życie czy zwykłego ludzkiego wsparcia, to po to mamy rozum, po to zostało nam jako człowiekowi dane serce i dusza, po to mamy wrażliwość, by móc to wszystko wykorzystać w imię dobra i mądrości. Weźmy w końcu odpowiedzialność za własne życie i zróbmy z nim coś dobrego.
Róża Wigeland
Miłośniczka sztuki współczesnej, twórczyni asamblaży i kolaży, pisarka, felietonistka i wydawczyni. Autorka książek non-fiction: „Gastronautka” (2017, wznowienie 2022) o codziennej pracy w branży gastronomicznej i „Mentalistka” (2021), stanowiącej zbiór felietonów napisanych na przestrzeni ośmiu lat na podstawie życia w kilku europejskich krajach.