Ty ojczysta piękna mowo

Ty ojczysta piękna mowo

28 stycznia, 2022 Wyłączono przez Redakcja


Ty ojczysta piękna mowo,
mowo przodków naszych droga,
pięknie brzmi twe każde słowo,
tyś skarb dany nam od Boga.
Drogie mi modlitwy słowa,
których matka mnie uczyła,
miła sercu piosna owa,
którą do snu mi nuciła.
Ojcze, matko, siostro, bracie,
ileż w słowach tych słodkości,
wciąż je słyszysz w naszej chacie,
one uczą nas miłości.

Powyższy, dziecięcy wierszyk to jedno z moich znalezisk z okresu lockdown’u. Odkrywając ścieżki życia, którymi kroczył brat mojego pradziadka zawędrowałem za nim, w czasie i przestrzeni, na Wołyń w lata 30-ste i 40-te poprzedniego wieku. Człowiek ten porwany w wir historii nie wrócił z wojny, a jego dzieci nie przeżyły wieku dziecięcego. Przetrwały jedynie wspomnienia o jego działalności społecznej, o pracy nauczyciela, o przypominaniu podopiecznym ich polskiego dziedzictwa.

Byłe polskie kresy, pas ziemi między Bałtykiem, a morzem Czarnym wydaje się być skazany na bycie areną wielkiej historii, która doświadcza raz za razem kolejne pokolenia. Nie inaczej jest przecież i dziś, w końcówce stycznia anno Domini 2022. Idziś także, jak w każdej epoce, ludzie zadają sobie pytania o to, kto kieruje biegiem spraw, kto rzuca kośćmi przeznaczenia, co sprawia, że losy całych państw i narodów są tak ciężko doświadczane, co jest motorem napędowym kół historii.

Najłatwiej jest odpowiedzieć, że kierują tym ludzie, a zwłaszcza ci, których historia stawia na świeczniku. W masowym, popularnym odbiorze historii jest to przekonanie dość wygodne. Pozwala szybkimi skrótami dojść do sedna i dodatkowo ozdobić je całą paletą ludzkich uczuć. Władca, wódz, polityk, filozof, czy rewolucjonista postanowił, zdradził, napadł, oszukał, chciał, nie chciał, był głupi, był mądry, był genialny, był zły, oszalał, i tak dalej… Takie rozumowanie prowadzi do abdurdów, jeżeli je brać dosłownie. Mogłoby się przecież okazać, że współwinną wielkiej wojny jest na przykład teściowa przywódcy państwa, która popsuła mu humor. Ten rozdrażniony obraził dyplomatę innego mocarstwa, które zerwało stosunki, co zaostrzyło sytuacje i dalej w ciągu przyczyno-skutkowym doprowadziło to do starcia dwóch państw i osobistych tragedii milionów osób.

Innym wytłumaczeniem jest takie budowanie modelu, które zakłada nieuchronność wydarzeń. Cały bieg historii prowadzi do zdeterminowanego wcześniejszymi krokami zakończenia. Teściowa z przykładu powyżej nie jest przyczyną wojny. Może być jedynie krzesiwem z którego tryska iskra w pobliżu góry wcześniej nagromadzonego prochu. Ale ten proch istniał i prędzej czy później ktoś zapruszyłby obok niego ogień. Próba odpowiedzi na pytanie, skąd się ów proch wziął nie jest zadaniem łatwym. Każda odpowiedź prowokuje kilka kolejnych. Szansa na zbudowanie pewnego, wręcz naukowego modelu, który opisuje swoimi funcjami dzieje świata jest zerowa. Za dużo istnieje tu zmiennych, podobnie jak w prognozowaniu pogody, gdzie model jest tak niestabilny i naładowany zmiennymi, że najmniejsza nawet zmiana powoduje ogromne wachania wyników. Dlatego też, im prognoza dłuższa, tym mniej prawdopodobna. Opisuje to zjawisko tzw. efekt motyla, czyli przenośnia pokazująca wpływ małych zmian na daleko idące konsekwencję. Ruch skrzydeł motyla na jednym końcu świata wywołać może na innym kontynencie huragan.

W takim historycznym modelu można sobie wyobrazić dzieje ludzkości jako zbiór wielu wektorów pojedyńczych losów, każdy o określonym zwrocie i mocy, opisującym pragnienia, determinacje i czyny. Każdy z nich to delikatne machanie skrzydeł motyla. Do tego można dołożyć dziesiątki zmiennych wpływających na ten zbiór, jak choćby prądy filozogiczne, czy zmiany klimatu. Dojść do wyniku, wypadkowego wektora zdarzeń, odkryć jego siłę i zwrot jest możliwe jedynie po fakcie, dokonując analizy wstecz. Ale niemożliwe jest szczegółowe przewidywanie dalszego biegu historii na podstawie teraźniejszości. Jakkolwiek mądrze i naukowo tego nie nazwiemy; analizą, symulacją, modelowaniem itp., zjawisko takie zawsze pozostanie wróżbiarstwem. Choć, na wzór wróżbiarstwa właśnie, wskazywać będzie te ścieżki, które aktualnie wydają się najbardziej prawdopodobne.

To, że na kresach, miejscu styku wielu narodów i kultur, polskie dziedzictwo trwało tak długo, było wynikiem determinacji i woli samych Polaków. Losy tysięcy jednostek i rodzin były niczym krótkie wektory siły, ułożone mniej, lub bardziej w jedną stronę. W natłoku zwykłych, przyziemnych spraw mogło się do sprowadzać do rzeczy bardzo prostych i zwykłych decyzji. Te wielkie wydarzeni, jak powstania, były wypadkową tych mniejszych sił. Zacytowany na początku wiersz to jedno delikatne machnięcie skrzydłami motyla, które miało wpływ ledwo dostrzegalny na dzieje świata. Ale w jakiś sposób wpłyneło na otoczenie, dołożyło malutką cegiełkę do gmachu rzeczystości. I choć delikatne i małe, dziś odczuć można kolejne, wypadkowe tej akademii, na której dzieci recytowały podobne wiersze. Ten felietion jest tego najlepszym dowodem.

To historia mała, wręcz historyjka. Wielka historia zwykle staje się taką dopiero po latach, kiedy można odpowiednio ocenić wydarzenia i ich późniejsze skutki. Bardzo rzadko zwykli ludzie zdają sobie sprawę, że dzieją się rzeczy przełomowe, że zostaną wpisane na karty podręczników. A nawet, jeżeli czują doniosłość teraźniejszości, to nie zwalnia ich to z podejmowania kolejnych, życiowych kroków. Nadal trzeba iść do pracy, nadal trzeba się troszczyć o bliskich, planować kolejny dzień. Nawet i w środku zdarzeń przełomowych żołnierz może być bardziej zajęty myślami o konieczności załatania dziurawych butów, lub wodzie w okopach, niż o doniosłości idei za którą walczy. Od codzienności nie da się uciec, a już na pewno nie na dłuższą metę. Ale i te codzienne, proste wybory są ważne w dłuższej i odpowiednio natężonej skali. To, jakich wyborów dokoknujemy dziś jako jednostki i jako Polonia zdecyduje o tym, jak będzie wyglądała przyszłość. A są to najczęściej wybory wcale nie pompatyczne. Może się to sprowadzić do tego, w jakim języku rozmawiamy z dzieckiem, czy jaką lekturę mu podsuwamy. To, że za jakiś czas zostaniemy jako Polonia ocenieni to pewne. Zwyczajnie, stanowimy zbyt wielką masę ludzi, by nie poddać nas, jako ogółu, za jakiś czas analizie. Sprawdzone zostanie czego potrafiliśmy dokonać, czy wychowaliśmy poza granicami kraju wpływowych polityków, ludzi kultury, ludzi zmieniających oblicza technologi. No i najważniejsze – czy wychowaliśmy Polaków.

Czytaj także: O języku polskim na emigracji  całość 

Andrzej Smoleń