„Równiny” – Gerald Murnane

„Równiny” – Gerald Murnane

16 grudnia, 2025 Wyłączono przez Redakcja

Po książkę Geralda Murnane pod tytułem „Równiny” sięgnęłam pod wpływem telefonicznego wywiadu przeprowadzonego z autorem przez Michała Nogasia, odsłuchanego w podcaście „Wszystkie książki świata”. Dziennikarz mówił o tym australijskim pisarzu z taką czułością i uważnością, jakby opowiadał o kimś, kogo zna od lat. Przedstawił Murnane’a jako jednego z najważniejszych współczesnych autorów Australii, nominowanego w bukmacherskich rankingach do Nagrody Nobla, a przy tym pozostającego w Polsce całkowicie nieznanym. O właśnie przetłumaczonych na polski „Równinach” powiedział, że to powieść „zachwycająca, zaskakująca, zasysająca i zastanawiająca”. To cztery obietnice, które dla mnie, miłośniczki literatury, brzmiały jak wyzwanie nie do odrzucenia.

Nogaś, chcąc jako pierwszy polski dziennikarz porozmawiać z Murnane’em, natrafił jednak na przeszkody. Ów osiemdziesięciosześciolatek, mieszkający w niewielkim miasteczku w stanie Wiktoria, nie używa komputera w stopniu pozwalającym na wywiady online, nie podróżuje, a spotkanie w Europie było z definicji niemożliwe. Jedyna droga kontaktu: telefon i to tylko stacjonarny. W świecie, w którym autorzy aktywnie prowadzą media społecznościowe, w którym premiery transmituje się na żywo, a pisarze bez mrugnięcia okiem przemierzają kontynenty, ten szczegół wydał mi się uroczy i niemal wzruszający.

W wywiadzie pojawił się również wątek literackiego Nobla. Sam Murnane, lekko zakłopotany stwierdził, że z racji tego, że nie podróżuje, o jej odbiór musiałby poprosić swojego wydawcę. Słuchałam tej rozmowy z rosnącą ciekawością. Pytania były inteligentne, odpowiedzi — pełne prostoty, humoru i błyskotliwości. To był jeden z momentów, w którym jako czytelniczka czułam, że oto za chwilę odkryję literacką perłę spoza europejskiego czy amerykańskiego kręgu. A ja ostatnio chętnie wyciągam rękę po literaturę z innych kontynentów z ciekawości świata oraz z potrzeby przewietrzenia czytelniczych przyzwyczajeń.

I tu zaczynają się schody.

Bo nie odkryłam w „Równinach” niczego, o czym mówił Nogaś. Ani niczego, co zapowiadały artykuły o tym „wybitnym kandydacie do Nobla”. Ani tego, co obiecywały zachwycone marketingowe noty. Jedyne zdanie, które wydaje mi się głęboko prawdziwe, to to, że Murnane czasem sam jest zdumiony interpretacjami swoich dzieł, bo sam nie do końca wie, o czym pisze. I tu, niestety, muszę się z nim zgodzić.

Bohater powieści to mężczyzna przybywający na australijską równinę, by nakręcić film o tej osobliwej, w jakiś sposób zamkniętej przestrzeni i o życiu jej zamożnych mieszkańców. Jego ambicją jest pokazanie światu, jak mało świadomi są własnego szczęścia i potencjału. I… to właściwie cała warstwa fabularna. Reszta to strzępy obserwacji, dywagacje, próby zrozumienia społeczności poprzez dobieranie kolorów garderoby i podsłuchiwanie rozmów w barze.

Gdybym była zmuszona określić te zapiski, powiedziałabym: przypominają mi urwane zdania zasłyszane od podchmielonych gości, kiedy pracuję za barem. Luźny niepowiązany bełkot. Ewentualnie, jakby ktoś znalazł notatnik reżysera, w którym ten szkicował sceny do filmu, a potem wrzucił je do jednego pliku i nazwał powieścią. Mój umysł ślizgał się po tej prozie, nie znajdując punktów zaczepienia. Może to kwestia tłumaczenia. Może nieznajomość kontekstu australijskiej literatury. Może brak warsztatu debiutującego czterdzieści trzy lat temu autora jako powieściopisarza. A może po prostu to nie jest książka, która ma w sobie cokolwiek poza eksperymentem.

Konstrukcja zdań często zmuszała mnie do kilkukrotnego czytania tej samej frazy. Choćby ten fragment:

„Jak nakazywał obyczaj, przekazałem moją wizytówkę przez jednego z miastowych, któremu trafiło się zostać właśnie przywołanym. Potem ustaliłem, co tylko się dało, o klientach zamkniętego koktajbaru i jąłem się zastanawiać, który z nich mógłby oddać ułamek fortuny, a kto wie, może i córkę, by ujrzeć swoje dobra jako lokację filmu odsłaniającego równiny przed światem.”

Brzmi to jak fragment, który chce być ironiczny, filozoficzny i społecznie przenikliwy, ale ostatecznie jest jedynie zawikłany. Takich zdań jest zatrzęsienie! Równiny pozostają w książce równie nieopisane, jak były na początku. Bohater niczego nie filmuje. Niczego nie kończy. Trwa w wiecznym „obserwowaniu”. I to właśnie było dla mnie najtrudniejsze: powieść nie zaoferowała mi na końcu nagrody za wysiłek przeczytania.

Dobrnąłam do końca tylko dlatego, że pamiętałam zdanie z „Amerykaany” Chimamandy Ngozi Adichie, omawianej niedawno na naszych łamach: „Trzeba czytać prawdziwe książki, nie tylko kryminały, sensacje i romanse.” Choćby po to, by konfrontować własne wyobrażenia o literaturze z tym, co dzieje się daleko poza naszym kręgiem kulturowym.

„Równiny” nie były dla mnie ani zachwycające, ani zasysające. Ale były doświadczeniem. Może właśnie na tym polega paradoks literatury: że nie zawsze daje nam to, czego szukamy, ale bardzo często daje nam to, czego nawet nie wiedzieliśmy, że potrzebujemy. „Równiny” Geralda Murnane nie stały się dla mnie objawieniem. Nie otworzyły nagle drzwi do nowej australijskiej estetyki. Nie zasiały we mnie zachwytu nad australijską prozą. Stały się tylko, a może aż, ważnym doświadczeniem czytelniczym, jak różnie może wyglądać to, co w innym kręgu kulturowym uznaje się za wybitność. Dlatego, mimo że „Równiny” mnie nie porwały, nie zamierzam zamykać drzwi do literatury australijskiej. Przeciwnie, te drzwi zostają uchylone. Przeczytałam jego pierwszą książkę, ale chętnie sięgnę jeszcze kiedyś po którąś z ostatnich. Z ciekawości, czy przez lata zmienił swój pisarski styl i z uporu, w celu poszerzania własnego literackiego terytorium. Bo gdybym sięgała wyłącznie po to, co oswoiłam i znam, nigdy nie dowiedziałabym się, jak ogromny i różnorodny jest świat.


Róża Wigeland

Miłośniczka sztuki współczesnej, twórczyni asamblaży i kolaży, pisarka, felietonistka i wydawczyni. Autorka książek non-fiction. Jej priorytetem jest po prostu dobre życie. Obywatelka Europy, mieszkająca obecnie w Anglii nad Morzem Północnym.

https://rozawigeland.com/