Felieton „wojenny” nr 2 – Wojna i pokój
1 marca, 2022 Wyłączono przez RedakcjaRozpoczęta przed kilkoma dniami wojna charakteryzuje się bardzo dużą skalą działań, oraz otwartym, oficjalnym zaangażowaniem Rosji. Nie ma już „zielonych ludzików”, ludzi w mundurach ze sklepów z militariami, koniec z przykrywką separatystów z Donbasu. Ale jednak, co też niektórzy przypominają, walki na wschodzie Ukrainy trwały już od 8 lat! To już wtedy rozpoczęto demontaż struktur, które uważaliśmy za pewne. Ponieważ życie toczyło się dalej, konflikt nie wylewał się poza Donbas, niektórzy do niego przywykli, niektórzy o nim zapomnieli, a do jeszcze niektórych nigdy te informacje nie dotarły! Machina jednak ruszyła już wtedy. Można było mieć jeszcze nadzieje na to, że wciśnięty zostanie hamulec, że kierownica zostanie odbita, że warunki zmuszą do włączenia biegu wstecznego. Równocześnie, ot – tak na zapas, można było również starać się zrozumieć jak najwięcej się da z tej wielkiej, skomplikowanej planszy. Tego właśnie próbowałem przez ostatnie lata, wychodząc z założenia, że w najgorszym wypadku zostanę z bezużyteczną, choć ciekawą wiedzą. Bo fakt, że na Łotwie 100 lat lat temu demaskowana sowieckich dywersantów, podających się za inżynierów, czy nauczycieli, każąc im zawiązać krawat, jest interesujący, ale nie przełomowy w żadnym przejawie dzisiejszego życia. Ale zgodnie z tym, jak historia jednak przyśpieszała, tak jak i ja starłam się nadążyć, aż do niemal ostatnich chwil, gdy kładłem się spać dosłownie godziny przed pierwszymi atakami rakiet na Ukrainę, bo spędzałem noc na lekturze opracowań z zakresu wojskowości.
To nie jest łatwo przyswajalna wiedza i nigdy nie próbowałem nawet studiować ją specjalnie szczegółowo. Jest to na tyle obszerny temat, że laik jak ja, musi zawierzyć profesjonalnym opracowaniom. Skupiałem się jednak na historii z różnych okresów, na opisach wydarzeń z czasów zimnej wojny, charakterystyki dawnych metod dywersji i współczesnej wojny informacyjnej. Ale dodatkowo próbowałem też wczytać się w rosyjskich pisarzy, by spróbować pojąć Rosjan przez ich literaturę. Tu również przeszkodą był brak wolnego czasu, dlatego sięgnąć mogłem po pozycje z samego czubka piramidy. Półkę zajął w dużej mierze Dostojewski, ale zdarzyłem też (bardzo niedawno) skończyć epopeje rosyjską – „Wojnę i Pokój” Lwa Tołstoja.
Akcja powieści toczy się w czasie wojen napoleońskich, ostatnie dwa tomy opisują kampanię z 1812 roku, gdy Napoleon dotarł do Moskwy, zajął ją, po dwóch miesiącach się wycofał, a jego armia nękana przez mróz, wojsko rosyjskie i partyzantów zostało niemal doszczętnie zgubione. Nazwisko Bonaparte ma zupełnie inny wydźwięk w naszej historii, znalazło się przecież nawet w hymnie. Polaków w jego armii było wielu. Umiał jako polityk zręcznie rozegrać naszymi narodowymi uczuciami, nawet w tak prosty sposób, jak mówiąc o Rosjanach, że spotkali się po raz pierwszy kultura europejską po zaborze Polski, lub że należy ich wypchnąć do Azji, tam gdzie ich miejsce. Z perspektywy rosyjskiej to jednak zbrodniarzem, najeźdźca i znienawidzonym zdobywcą Moskwy, która po jego najeździe spłonęła. Był on zresztą drugim w historii, który zdołał otworzyć jej bramy, pierwsze były wojska I Rzeczpospolitej w XVII wieku. Działo się to jednak w zupełnie innych realiach politycznych, hetman Żółkiewski wszedł do Moskwy w czasie wielkiej smuty, a Napoleon w okresie potęgi cesarstwa rosyjskiego.
Kwestionowany przez Tołstoja geniusz Napoleona nie sprawdził się w niegościnnej Rosji. O ile zdobył Moskwę, tak niewiele też z tego wynikło. Car nie chciał rozmawiać o pokoju, armia rosyjska dalej istniała, oraz, przede wszystkim, cały naród rosyjski zapłonął nienawiścią i chęcią wygnania najeźdźcy. Warto tu wspomnieć, że czasy początku XIX wieku, były czasami dużego wpływu francuskiej kultury. To głównie w tym języku porozumiewała się arystokracja rosyjska i gdy już po najeździe próbowała mówić jedynie w swoim języku, sprawiało jej to problemy. Jeden z głównych bohaterów powieści nosi imię Pierre, co podkreślać miało, jak bardzo francuska kultura wniknęła w codzienność arystokracji.
Tołstoj w swojej powieści podkreśla zjednoczenie narodu w walce przeciwko najeźdźcy. Zarówno sfery wyższe, jak i prosty lud zapałał nienawiścią do armii pustoszącej kraj. Atmosfera końca, upadającego porządku i wielkich strat tylko potęgowała zajadłość z jaką gnębiono Francuzów. Napoleon przegrał na rosyjskiej ziemi, co niektórzy historycy próbują tłumaczyć błędami. Ale w tym samym starciu zwyciężyły wielkie masy Rosjan broniące swojej ojczyzny.
Analogie, już po 200 latach, nasuwają się same. Ukraina też nie była (jest?) państwem jednolitym. Duża część kraju jako swego pierwszego języka używa rosyjskiego. Wpływy podobnej kultury i wiary też nie są kwestią bagatelną. A jednak cały naród stanął w obronie swojej wolności, odrzucając „ruski mir”. Ileż można było ostatnio zobaczyć obrazów w których mieszkańcy protestują przeciwko najeźdźcom, lub aktywnie z nimi walczą. Ludzie stają na drodze czołgów, zapisują się do sił obrony terytorialnej, produkują koktajle Mołotowa. Ciężko się walczy z tak zdeterminowanym narodem, który broni swojego kraju. Rosjanie 200 lat temu wykrzesali z siebie siłę, by pokonać Napoleona, stulecie później Hitlera, dziś mierzą się z nią sami.
W polskiej historii takim zrywem narodowym była wojna polsko szwedzka 1655-60. Powstania nie mogą być objęte taką definicją, gdyż walczyła tylko część narodu. II wojna światowa na ziemiach Polski też mogłaby zostać uznana za podobny zryw, gdyby nie wiele odcieni politycznych tamtych chwil i skomplikowana sytuacja na świecie. Ukraina jednak nie ma dziś wątpliwości – podjęła walkę. Czy uda się zdusić ten zdeterminowany naród i złamać jego wolę? Czy bezsilność Napoleona stanie się dziś udziałem Putina? Zapewne wkrótce się przekonamy.
Autor: Andrzej Smoleń