Alkoholowe dzieje Polski

Alkoholowe dzieje Polski

19 sierpnia, 2022 Wyłączono przez Redakcja

Jerzy Besala to przykład historyka, który udowadnia, że ta działalność naukowa nie pozbawia umiejętności wprawnego układania zdań, pisania w sposób przyciągający i przyjemny dla czytelnika. Nie jest to niestety reguła i czasami sam tytuł profesorski nie zsyła na uczonego nie tyle nawet talentu, co solidnego warsztatu. Przekonałem się o tym niedawno, kupując biografię bohatera historycznego, którego opisany życiorys chciałem mieć na półce. Po mękach dwóch pierwszych rozdziałów mogę przyznać: owszem – biografię ową mam. Szkoda, że nie przeczytaną.

Inaczej jest z książkami Jerzego Besali, które czyta się zupełnie swobodnie nawet późnym wieczorem, gdy równowaga między „przyswajalnością” lektury, a możliwością skupienia się musi być szczególnie wyważona. Między innymi z tego powodu jego książki są często określano jako „popularnonaukowe”, co może być zarzutem jedynie wewnątrz świata akademickiego. Przedstawianie historii ciekawie i rzetelnie, zarówno w formie publicystyki, jak i wydawnictw popularyzatorskich naukę jest działalnością ze wszech miar pozytywną, o czym świadczą też odznaczenia nadane autorowi. A wart podkreślenia jest także zakres tematyczny, bo Jerzy Besala nie jest tylko specjalistą od jednej, wąskiej dziedziny, krótkiego wątku w dziejach. Pisze on o I Rzeczpospolitej, o współczesności, ale i kryminalnych zagadkach w historii naszego kraju, czy uczuciach damsko-męskich na przestrzeni dziejów. Nie jest to zresztą odosobniony przypadek, coraz więcej publikacji odchodzi od standardowego przedstawiania dziejów ludzkości jedynie przez pryzmat władców, bitew i ludzi na świeczniku historii. Przykładami takich prac są książki „Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego, czy „Historia gospodarcza ciała” Michała Kopczyńskiego.

W ten, „niestandardowy” nurt tematyczny wpisuje się cykl Jerzego Besali „Alkoholowe dzieje Polski”, podzielony na poszczególne epoki. Pierwszych części, obejmujących I Rzeczpospolitą, czas zaborów, I i II wojny światowej nie czytałem. Czas jest niestety ograniczony, w przeciwieństwie do – jak się wydaje – wydawanych książek, co powoduję konieczność dokonywania wyborów. Ale po ostatnią, jak na razie, pozycję z serii – „czasy PRL-u” – sięgnąłem. Spowodowane to było tym, że jest to historia bardzo „młoda”, wciąż przecież żyje całe pokolenia ludzi pamiętających swoją „młodość górną i chmurną”, czy „dzieciństwo sielskie, anielskie” w szarych latach socrealizmu. A ci, którym dane jest nie pamiętać absurdów tamtej rzeczywistości są połączeni z nią niewidzialną, acz silną nicią. To przecież w PRL-u dorastali ich rodzice, dziadkowie, bliscy. W tamtych latach ci, którzy mieli wpływ na kolejne pokolenia kształtowali swoje spojrzenie na świat, mentalność i sumienia. A wiele społecznych zachowań i wzorców odziedziczyliśmy w kolejnym etapie naszej państwowości, już w wolnej III Rzeczpospolitej. To sprawiło, że nie wahałem się poświęcić czasu na lekturę o czasach, w których alkohol lał szerokim strumieniem.

Pobieżny wniosek z książki mógłby brzmieć następująco: „pili wszyscy”. Autor opisuje wiele grup społecznych; od kierownictwa państwa, przez resorty siłowe, artystów i urzędników, aż po całe rzesze robotników i ludności wiejskiej. Picie jest osadzone w realiach zarówno wielkiej historii (np. libacje polskich komunistów ze Stalinem), jak i życia codziennego. Jerzy Besala wiele anegdot i przykładów podpiera swoimi obserwacjami i wspomnieniami, co jest dodatkowym atutem książki, gdyż autor jest nie tylko badaczem, ale i naocznym światkiem tamtej epoki, który, jak się wydaje, poczuł na własnej skórze efekty uzależnienia. Lejący się alkohol z każdej strony książki tworzyć może wrażenie, że cała Polska, od Tatr po Bałtyk chodziła chwiejnym krokiem, mając mętny wzrok i przytępione zmysły. To dość powszechne zjawisko, że przekłada się mały wycinek rzeczywistości na całościowy obraz świata. Czy jednak nie ma w tym ziarna prawy? Jeszcze przed II wojną światową, statystycznie, na każdego Polaka (w więc wliczając np. małe dzieci i kobiety) przypadało niecałe 2 litry czystego spirytusu rocznie. Na koniec PRL-u było to już około 11 litrów! Biorąc pod uwagę liczby i fakt, że alkoholizm nie dotyka jedynie samego pijącego, ale jego bliskich i szersze otoczenie (np wpływa na jego zdolności zawodowe) problem ten dotknął ogromnej liczby Polaków. Jeżeli najczęściej uzależniał się mężczyzna, głowa rodziny w sile wieku, to jego choroba dotykała żony, dzieci, rodziców, teściów, rodzeństwo, przyjaciół. Te setki tysięcy (a może nawet mowa o milionach) alkoholików należy pomnożyć kilkukrotnie, by otrzymać pełen obraz ludzi borykających się z problemem picia – swojego, lub kogoś bliskiego. To już tworzy miliony osób, ogromną część polskiego społeczeństwa wchodząca w transformację z obciążeniem psychicznym i brakami na wielu płaszczyznach zdrowych relacji międzyludzkich. Dlatego też, choć książkę Jerzego Besali, ze względu na jego lekkie pióro czyta się przyjemnie, to jednak za każdym wybuchem śmiechu z przytaczanych anegdot (bo przecież nic innego, jak właśnie pijaństwo nie dostarcza tak „kolorowych” historyjek) kryje się świadomość, że jest to tylko mały wycinek szarej, smutnej i pijanej rzeczywistości PRL-u.

Przykład tragikomicznych skutków uzależnienia opisuje inna książka, którą przeczytałem jeszcze przed lekturą „Alkoholowych dziejów Polski”. Sam jej tytuł „Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu” mówi wiele o jej treści. Aleksandra Zbroja po śmierci uzależnionego ojca próbuje otworzyć jego życiorys, dotrzeć do człowieka, którego wizerunek rozmazywany był w jej oczach przez alkohol. Autorka nie miała łatwego dzieciństwa i młodości, takie jest niemożliwe w rodzinie obarczonej alkoholizmem przynajmniej jednego z rodziców. Przykłady podane w książce dobitnie to potwierdzają. Skomplikowane relacje córki z ojcem i efekty jej poszukiwań można samodzielnie śledzić na kartach książki. Ja zwrócę jedynie uwagę na sam tytuł, który gryzł mnie przez większość lektury. „Mireczek”… Chyba każdy z nas zna jakiegoś Mireczka, Grzesia, czy Henia. To dość charakterystyczne, zdrobnienie odbiera powagę, jaka powinna być przymiotem dorosłego mężczyzny. Zresztą, nie jest niezasadne. Przecież ta forma odbiera też odpowiedzialność. Mały chłopiec jest inaczej rozliczany ze swoich czynów niż głowa rodziny. Może jest w tym reakcja obronna bliskich, by nie znienawidzić chorej osoby, a kreować ją nieświadomie na nieporadne, wymagające wsparcia dziecko. Czemu często sam alkoholik pomaga, gdy podobnie jak i niemowlak ma problemy z chodzeniem, bełkocze, mówi od rzeczy, lub ma swoje nieracjonalne humory.

Dlatego też pod koniec książki zrozumiałem, że tytuł jest jednak zasadny. W tej i w wielu podobnych historiach nie jest już możliwe by odkryć pana Mirosława. Jego prawdziwa, nienasączona alkoholem tożsamość, być może pozostała tajemnicą i dla niego samego. I tu też jest prawdziwa tragedia. Ilu takich Mirosławów, Grzegorzów, Henryków nie da się już wyciągnąć z dna butelki, czy wręcz z grobu? Ile życiorysów zostało w ten sposób bezpowrotnie straconych, uderzając rykoszetem w bliskich ludzi? Statystyki i doświadczenie życiowe mówią, że są to całe rzesze ludzi, którzy zmarnowali, lub nieodpowiednio wykorzystali swój potencjał, topiąc samych siebie w morzu alkoholu. To dość ciężkie dziedzictwo PRL-u, które wielu współczesnych Polaków nadal dźwiga na swoich barkach. Ale ten alkoholowy wątek naszych dziejów wcale nie może zostać uznany za zakończony.

Jeżeli liczyć czas trwania Polski Ludowej od zakończenia stalinizmu, od umownej odwilży w roku 1956 do 1989 wyjdzie nam 33 lata. Dokładnie tyle samo ile minęło od 1989 do 2022! Czasy rządów Gomułki, małej stabilizacji, dekady „gierkowskiej, stan wojenny, schyłek ustroju w latach 80. i Solidarność – wszystko to działo się w okresie równym trwania III Rzeczpospolitej! Wojna rozpoczęta w lutym zdaje się sugerować, że przed państwami europejskimi rzeczywistość będzie stawiała nowe wyzwania. Kto wie, czy trwający właśnie rok nie zostanie uznany za rok przełomowy, w którym po raz kolejny wyzerujemy zegar. Wtedy może się okazać, że kolejny tom „Alkoholowych dziejów Polski” zawrze się w okresie za który sami, choć w części, byliśmy odpowiedzialni. I tak jak można dziś pisać o skutkach picia Polaków w PRL-u, tak spisane zostaną i nasze błędy. A jeżeli średnie spożycie alkoholu „na głowę” pod koniec tamtej epoki wynosiło 11 litrów, tak dziś pojawiają się statystyki, które wskazują, że pijemy dziś więcej! Na pewno zmienił się styl, co powoduje że picie nie jest tak widoczne, np. przestano przymykać oczy na picie w zakładach pracy. Jak to się jednak przekłada na indywidualne i społeczne konsekwencje? Prawdopodobnie znów tracimy setki tysięcy ludzi, oraz ich możliwości samoograniczanie przez alkohol, dokładając w kolejnym pokoleniu problemy dzieciom i bliskim takich osób. Skala zjawiska powoduje, że nawet ludzie stroniący od alkoholu stykają się z konsekwencjami, ktoś zostanie potrącony przez pijanego kierowce , pijany zdemoluje przystanek czy rozbije butelkę na chodniku… Z pewnością okres od 1989 roku dostarczył już odpowiedniego materiału na kolejną książkę. A w niej jest i pewnie miejsce na rozdział o emigracji.

Czytaj także: Felieton wojenny nr 12 – Wojny polsko-rosyjskie

Autor: Andrzej Smoleń

https://twitter.com/andrzej_smolen