![Emigracja uczuć – odcinek trzeci [+18] Emigracja uczuć – odcinek trzeci [+18]](https://emigraniada.com/wp-content/uploads/2023/04/pexels-oleksandr-pidvalnyi-322819-scaled-1-1140x641.jpg)
Emigracja uczuć – odcinek trzeci [+18]
13 marca, 2023Było po dwudziestej drugiej, a Ewka nadal tkwiła przy desce do prasowania, jakby od tego zależeć miały losy świata. Sterta dziewczęcych sukienek, koszulek i innych świeżo upranych rzeczy kurczyła się, ale bardzo powoli. Mimo że miała za sobą wyjątkowo męczący dzień, Ewka nie odpuszczała sobie. Rano jej samochód nie odpalił. Zmuszona była go zostawić i gnać przez miasto, pchając wózek inwalidzki swojej córki. Anetka miała sesję naświetlań, na które nie mogły się spóźnić. Dziewczynka, jak mówiła jej mama, miała muchy w nosie, ponieważ zbliżał się wyjazd na turnus rehabilitacyjny, a ona znosiła je coraz gorzej.
– Chyba nic by się nie stało, jeśli raz pozwoliłabyś mi nie jechać – marudziła.
Ale Ewka, jeżeli chodziło o rehabilitację, była nieustępliwa, ten temat nigdy nie podlegał dyskusji. Mimo to Aneta próbowała negocjować:
– Mamo, ja nie chcę jechać, nie lubię tego, nie pojadę!
– Przestań mnie już męczyć, kochanie – krzyknęła zasapana. – Widzisz chyba, że ledwo cię pcham, nie mam teraz siły po raz kolejny tłumaczyć ci, dlaczego nie wolno opuszczać turnusów.
– Zadzwonię do taty, on się zgodzi, żebym została w domu!
– Z pewnością się zgodzi, zwłaszcza, że trudno było cię tam wcisnąć i że wszystko jest już zapłacone. Godzina była bardzo wczesna, ale miasto tętniło życiem, jakby nigdy nie zwalniało. Wszyscy gdzieś się śpieszyli i mało kto się uśmiechał. Nagle Aneta zaczęła wrzeszczeć na całe gardło, miotać rękoma na wszystkie strony i z furią trząść głową. Oczy przechodniów zwróciły się na nią, większość z nich miała zniesmaczone miny, zastanawiając się, co też ta okropna matka zrobiła temu choremu dziecku.
– Aneta, uspokój się, przestań! – Ewka próbowała przytrzymać córkę za ręce, ale to jeszcze bardziej ją rozzłościło. – Wszyscy na nas patrzą, proszę cię! – Czuła, że twarz płonie jej ze złości. Miała ochotę złapać małą za ramiona i zdrowo potrząsnąć, ale zagryzając zęby, utrzymywała jeszcze panowanie nad sobą.
Zatrzymała wózek, uklękła przed nim i mówiąc najłagodniej, jak w tej chwili mogła, poprosiła raz jeszcze:
– Przestań krzyczeć, dlaczego mi to robisz? Porozmawiamy o tym w domu, tylko się uspokój, proszę. – Dziewczynka nie reagowała, krzyczała wniebogłosy i rzucała się z zacięciem furiata.
Ewka chwyciła jej twarz w dłonie i skierowała wzrok córki na siebie. Anetka niespodziewanie zamilkła, ręce opadły jej na kolana. Nieruchomym wzrokiem popatrzyła na matkę i zbladła jak kreda. Zanim Ewka zdążyła zareagować, jedna gwałtowna torsja wyrzuciła całą zawartość żołądka Anety prosto w dekolt Ewki.
– Jezusie święty – tyle zdołała z siebie wydobyć. Wstała ostrożnie, czując, jak pod sukienką kolacja, śniadanie i Bóg wie, co jeszcze, spływa jej grubą, ciepłą strugą aż do pępka. Oczy napełniły jej się łzami, ze złości, z bezsilności, ze zmęczenia. Aneta wlepiła w matkę przerażone ślepia.
– Mamo, przepraszam, nie chciałam… – Skuliła się zawstydzona.
– Cicho! – Ostre spojrzenie matki było bardziej karcące niż potok słów. Ewka, kipiąc gniewem, chwyciła wózek i pognała w stronę domu, gubiąc po drodze resztki pokarmu odklejające się od jej ciała i ubrania.
Wieczorem zadzwoniła do męża.
– Sebastian, ja już nie daję rady. – Rozpłakała się do słuchawki.
– Ale kochanie, spokojnie, powiedz, co się stało – usłyszała jego ciepły, opiekuńczy głos.
– Chcę, żebyś był tu ze mną, żebyś mi pomógł.
– Wiem, że jesteś przemęczona, ale to już długo nie potrwa.
– Przestań kłamać! – wrzasnęła mu do ucha. – Ile razy to już mówiłeś? Od trzech lat prawie się nie widujemy, nie wiesz, co tu się dzieje, ile pracy muszę wkładać w to wszystko!
– Doskonale wiem, kochanie – mówił spokojnie. – Ale przecież oboje tak ustaliliśmy, prawda Potrzebowaliśmy tych pieniędzy, sama wiesz.
Ewka wydmuchała nos w chusteczkę, a oczy otarła rękawem swetra.
– Cholera jasna! – Po chwili miała już zupełnie normalny, opanowany ton. – Wybacz, że tak się rozkleiłam. Wiem, że robisz to wszystko dla nas i że tobie też nie jest łatwo.
– Powiedz mi teraz spokojnie, co się stało?
„Mówić, nie mówić?” – wahała się. – „Ale to przecież jego dzieci, jeśli nie będę mu o nich opowiadała, wcale ich nie będzie znał”.
– No, Ewa… – ponaglał.
– Anetka nie chce jechać na turnus – zaczęła niepewnie. – To nie pierwszy raz robi mi z tego powodu awanturę. Ostatnio oświadczyła, że kocha tylko ciebie, bo ja jestem jędzą i męczę ją. A dzisiaj w środku miasta dostała ataku szału i zwymiotowała mi prosto między cycki.
– Nie denerwuj się już, porozmawiam z nią.
– To jeszcze nie wszystko! – Uznała, że nadszedł czas porozmawiać z mężem szczerze. – Sylwia jest coraz bardziej smutna. Nie ma ojca i nie ma matki, bo ja nigdy nie mam dla niej czasu. Moje przyjaciółki stroją się i mają jakieś rozrywki, odwiedzają innych znajomych, pracują, a ja? Ja mam tylko rehabilitacje, sprzątanie i odrabianie zadań domowych. Ty nawet nie wiesz, jaką mam fryzurę,właściwie włosy wcale nie są mi potrzebne, bo tylko sterczą i straszą! – Znowu się rozpłakała. Szlochała przez kilka minut, a Sebastian w milczeniu czekał, aż skończy.
– Kiciu, obiecuję wszystko przemyśleć – zapewnił ją, gdy znowu słuchała. – Zadzwonię za kilka dni i razem ustalimy mój ostateczny termin powrotu, dobrze?
– Dobrze – poczuła powrót nadziei.
– Muszę wrócić, bo przecież nie może tak być, aby moja kicia chodziła nieuczesana, prawda? – roześmiał się, a Ewkę ogarnął spokój. Wiedziała, że z Sebastianem wszystko będzie wyglądało inaczej, lepiej. On był taki mądry, opanowany i dobry, wprowadzał do domu spokój i dawał wszystkim swoim dziewczynkom poczucie bezpieczeństwa. Od lat kochała go tą samą, silną i prawdziwą miłością.
Po rozmowie z mężem odzyskała siły do dalszej walki o wszystko. Wyjęła deskę do
prasowania i przyniosła stertę wypranych ubrań.
– Wyjazd już za dwa dni, córeńko – mruczała do siebie. – I nic mnie przed nim nie powstrzyma.
***
Maj tego roku był wyjątkowo ciepły i słoneczny, wiosna leżakowała na skwerach i trawnikach. Ludzie, jacyś piękniejsi niż zwykle, wydawali się być szczęśliwsi i milsi dla siebie. Soczysta zieleń młodych liści wszystkich nastrajała optymistycznie. Wśród tych, którzy dostrzegali najdrobniejsze szczegóły majowego piękna, napawali się nimi i intensywnie cieszyli życiem, była Mirka, która przeżywała właśnie najdłuższy romans swojego życia.
Szef ochrony miejskiego muzeum był krzepkim, przystojnym facetem, chociaż sporo od niej starszym. Od kilku lat pozostawał w stanie wolnym, twierdząc, że skoro przez dwadzieścia lat był dobrym mężem, to po śmierci żony ma prawo poszaleć. W sposobie myślenia byli z Mirką podobni, może dlatego ich związek utrzymywał się dłużej niż inne. Staszek niczego od niej nie wymagał, nie wypytywał o życie rodzinne i nie przejawiał najmniejszych oznak zazdrości. Spotykali się tylko wtedy, gdy oboje mieli na to ochotę, a odmowa randki, nawet w ostatniej chwili, nigdy nie była problemem. Przy nim Mirka niczego nie musiała udawać, była sobą, jak przy żadnym innym mężczyźnie. Niezależnie od tego, co robiła i jak wyglądała, Staszek zawsze okazywał jej szacunek i ciepłe, niemalże ojcowskie uczucia. Seks w tym związku nie był na pierwszym planie, co ona samauważała za niezgodne ze swoją naturą.
Agata nie posunęła się do romansu, chociaż bez wątpienia również odczuwała skutki ocieplenia klimatu. Nie narzekała już na nudę w pracy, wręcz przeciwnie, szła do banku uśmiechnięta i w dobrym nastroju. Promieniała nie mniej niż majowe słońce. Wiedziała, że w małym biurowym pokoju spotka kogoś, kto ucieszy się na jej widok, kto zapyta, jak się czuje i czy ma ochotę na kawę, kogoś, kto powie jej, jak pięknie wygląda i pachnie. Dzięki temu poczuje się młoda i będzie mogła flirtować, oczywiście w granicach określonej przez siebie przyzwoitości.
Byli też tacy, na których uroki wiosny nie działały wcale. Ewka, wyraźnie zmęczona, myślała tylko o tym, że rano ma pociąg do Kudowy, do którego musi zapakować swoją zbuntowaną córkę. Młodszą po raz kolejny musi pozostawić pod opieką babci, przez co toczyła kolejną walkę z wyrzutami sumienia, że nie radzi sobie ze wszystkim tak, jak powinna i że nie jest dobrą matką dla Sylwii.
Róża, mimo że żadna z przyjaciółek jeszcze tego nie zauważyła, również była obojętna na otaczające ją piękno majowego parku. Niewiele mówiła, oczy miała smutne, a myśli odległe. Dobry nastrój, jaki panował na ich pikniku, nie ułatwiał jej zwierzeń, na które dziś liczyła.
Wszystkie cztery leżały na czerwonym kocu niczym kiełbaski na półmisku i gapiły się w obłoki unoszące się nad ich głowami. Ten koc był nie byle jaki – był kultowy, pamiętał majówki sprzed wielu lat, które urządzały sobie jako panienki, a później jako młode mamy. Teraz, po zjedzeniu obiadu „na wynos” czuły się pełne i zatopione w lenistwie, cieszyły się tymnicnierobieniem.
– Nie wydaje wam się… – Mirka kręciła się pomiędzy Ewką a Różą – że ten koc z każdym rokiem robi się coraz węższy?
– Dobrze wiesz, że to nie koc się kurczy! – roześmiała się Agata. – To my jesteśmy coraz większe.
– Ty akurat nic się nie zmieniasz. – Ewka obróciła się na bok, aby móc patrzyć na przyjaciółki. – Jak cię dziś zobaczyłam, natychmiast rzuciło mi się w oczy, że wyglądasz kwitnąco.
– Ja też to zauważyłam – dodała Mirka. – Jakaś taka promienna jesteś, niby ta sama, a jednak nie do końca. Coś się w tobie zmieniło, tylko nie wiem co. Przyznaj się! – zawołała, doznając nagłego olśnienia. – Zrobiłaś lifting?
– Nigdy w życiu! – Agata oburzyła się. – Nigdy w życiu, do czterdziestki! – sprostowała.
– A może Tomek wrócił i tak ci humor poprawił, że aż wypiękniałaś? – Mirka nadal dociekała.
– Tomek ciężko pracuje na cholerne mieszkanie – głos Agaty nieco się złamał. – Tylko obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to nie będzie miał z kim w nim zamieszkać.
– Pokłóciliście się, o co? – Mirka spoważniała.
– Nie, nie było żadnej kłótni, tylko mam jakieś dziwne przeczucie. Nie, żebym coś konkretnegowiedziała, ale… – urwała, nie wiedząc, jak nazwać nieuzasadnioną podejrzliwość dotyczącą męża, która towarzyszyła jej od jakiegoś czasu.
– Brzmi nieciekawie. – Ewka, jak zawsze wyczulona na wszystkie problemy, była ciekawa szczegółów. – Opowiadaj, co się dzieje?
– To chyba jakiś mały kryzys. Pewnie wkrótce minie, więc niepotrzebnie o tym myślę, ale trudno mi przestać. Bo kiedy do niego dzwonię podczas jego przerwy, wiecznie ma zajęty telefon. Kiedyś dzwonił do mnie nocą, szeptaliśmy sobie czułe słówka, było miło, teraz już tego nie robi, rzekomo szybko zasypia. Nie pyta, jaką mam na sobie bieliznę, nie mówi, że tęskni, jakoś tak chłodno się między nami zrobiło.
– To wszystko to tylko poszlaki albo jeszcze mniej, Agatko. – Ewce najwyraźniej ulżyło. – My, wszystkie żony emigrantów, musimy nauczyć się żyć z naszymi podejrzeniami. W innym przypadku mogłybyśmy się tak nakręcić, że nikomu by to na dobre nie wyszło.
– A ja myślę, że nasza kobieca intuicja jest niezwykle czułym instrumentem i nie należy jej lekceważyć. – Mirka uważała wyrozumiałość Ewki za nieuzasadnioną.
– My z Sebastianem przeżywaliśmy wiele słabszych chwil, zanim przyzwyczailiśmy się do życia naodległość. Jedyne rozwiązanie, to wzajemnie sobie zaufać. Niedobrze jest wierzyć we wszystko, co podsuwa nam wyobraźnia.
– Więc powinnam się martwić czy nie?
– Martwienie się może tylko zaszkodzić twojej urodzie, więc lepiej tego nie rób – radziła Mirka. – Ale bądź czujna. Zaskocz go, zadzwoń w nocy, wyczuj, czy nie będzie unikał namiętnej rozmowy. Domagaj się czułych słów. Ale nawet, jeżeli kogoś ma, co w jego przypadku jest mało prawdopodobne, raczej nigdy się o tym nie dowiesz.
– Mi też się wydaje, że on nie byłby do tego zdolny. Same wiecie, jaki jest i że było nam ze sobą dobrze… – Agata usiłowała przekonać nie tylko przyjaciółki, ale również siebie. Do niedawna dałaby sobie rękę obciąć, że Tomek jest i pozostanie jej wierny. Ale odkąd sama tak chętnie wdała się w biurowy flirt, straciła to przekonanie.
– Nie nakręcajcie się, dziewczyny. Trochę więcej wiary w ludzi. Ja wierzę w Tomka tak samo mocno jak w mojego Sebastiana.
– A ja… – Mirka mówiła przegryzając kolejnego herbatnika. – Nie wierzę ani im, ani żadnemu innemu. Mówiąc krótko: nie wierzę w wierność po grób.
– Swojemu Maciusiowi też nie wierzysz? – kąśliwie zapytała Ewka.
– Przecież mówię, że żadnemu. Dlatego nie sprawdzam go, nie kontroluję, bo biorę pod uwagę, że mogłabym coś znaleźć. A po co nam to, dobrze jest, jak jest, mamy cudowne dziecko i cieszymy się życiem. Jeśli Maciej mnie zdradza, nie chcę o tym wiedzieć, bo nie chcę żadnych zmian w swoim życiu.
– Nie wiem, jak możesz funkcjonować w ten sposób – Ewka pokręciła głową ze zdziwieniem. – Dobrze, że znamy się od dziecka, bo gdybym poznała cię dziś, raczej nie zostałybyśmy przyjaciółkami.
– A ty, Różyczko, co taka milcząca jesteś, zasnęłaś? – zainteresowała się Mirka. Wszystkie spojrzały na nią – leżała z rękoma zawiniętymi wokół brzucha i wyglądała, jakby naprawdę spała. Ale nie spała, zatopiła się we własnych myślach, czekając cierpliwie, aż zostanie dopuszczona do głosu.
– Słucham tego waszego paplania i nie mogę się doczekać, kiedy skończycie – siadając, powiedziała szorstko. – Dziś chciałam podzielić się z wami czymś szczególnie dla mnie ważnym, ale nie mogę dopchać się do mównicy. – Dziewczyny porobiły zdziwione miny, ale szybko, jedna po drugiej, domyśliły się, jaką nowinę usłyszą za chwilę. Ta wiadomość, szczególnie ważna dla Róży, jak sama powiedziała, wyjaśni jej nienajlepszy wygląd, podkrążone oczy i przybity nastrój – wiadomo było, że to wina hormonów.
– Ja już wiem – pochwaliła się Agata. – Jesteś w ciąży! – Jako pierwsza zarzuciła Róży ręce naszyję i wycałowała jej policzki.
– Wspaniale, podejrzewałam to od kilku dni! – Ewka natychmiast dołączyła do uścisków.
– Ale masz tempo, dziewczyno. Cóż mogę powiedzieć w tej sytuacji, gratuluję! – Mirka powiedziała nieco mniej entuzjastycznie, ale z głębi serca. Już miała zamiar, w ślad za poprzedniczkami, przytulić przyszłą mamę, ale patrząc na nią, zauważyła, że coś zbyt mało ma w sobie radości.
– Przestańcie… – Głos Róży łamał się. Lekko, niczym dokuczliwe muchy, odepchnęła od siebie ręce, które ją obwiesiły.
– Jak to, nie jesteś w ciąży? – Zdziwienie Agaty wypisane było w jej rozszerzonych źrenicach.
– No to żeśmy się wygłupiły – Mirka starała się uśmiechać, – ale skoro gratulacje już zebrałaś to teraz nie masz wyjścia, musisz zaskoczyć.
Ewka w milczeniu obserwowała, jak Róża stara się zapanować nad łzami pchającymi się jej do oczu. Miała niedobre przeczucia. Dały przyjaciółce chwilę, aby mogła zebrać się w sobie i powiedzieć to, co zamierzała.
– Nic z tego nie będzie – przemówiła po chwili zapatrzenia się w dal. – Nie będzie żadnej ciąży. Nigdy nie zostanę matką. Nie przytulę do piersi różowego bobasa, nie będę zmieniała pieluszek i nigdy nie będę całowała maleńkich stópek – powiedziawszy to wszystko jednym tchem, skuliła się w sobie i zwinęła jak kwiat o zmierzchu.
– Kochanie, co się stało? Z pewnością nie jest aż tak źle, tylko jeszcze o tym nie wiesz. – Ewka starała się ostrożnie dobierać słowa, czując, że jeśli dotknie w najczulszy punkt, Róża się rozklei.
Kobiety zacieśniły swój krąg, przysuwając się bliżej siebie. Nagle ich czerwony koc zrobił się dużo większy, niż to się wydawało przed chwilą. Agata wzięła Różę za jej maleńką, chudą rękę, Mirka troskliwie otuliła ją ramieniem.
– Kochanie, powiedz nam, co się stało? – poprosiła szeptem.
– Mam niedrożność jajników, endometrioza. Szanse na zajście w ciążę – zero, szanse na wyleczenie – również zero.
– Endo… co? W życiu o czymś takim nie słyszałam. Czy to coś groźnego, trzeba cię operować? – Mirka jako pierwsza zarzuciła Różę pytaniami.
– Mogę z tym żyć tak jak tysiące innych kobiet, które nawet nie wiedzą, że chorują. Prawdopodobnie mam to od lat, to schorzenie jest trudne do zdiagnozowania. Moje stadium jest bardzo zaawansowane, brak szans na zapłodnienie. Nie trzeba mi było zwlekać tak długo – żałośnie pociągnęła nosem.
– Jesteś pewna, że nic nie można zrobić? – Agata czule gładziła jej dłoń. – Może powinnaś zmienić lekarza?
– Już zmieniłam, powiedział to samo. Od kilku dni nic innego z Lesiem nie robimy, tylko szukamy rozwiązania. On się kompletnie załamał. Na pewno wkrótce mnie zostawi. – Tym razem rozpłakała się na dobre. Kilka minut trwało, zanim nagromadzone łzy wypłynęły, a ona nieco się uspokoiła. – Jedyne, co może nam pomóc, to in vitro – dodała z beznadzieją w głosie.
– A widzisz, czyli to żaden wyrok! – Mirka rozpromieniła się. – Jest szansa, więc będziesz miała tego swojego bobasa. Teraz in vitro to prosty zabieg, raz-dwa i masz brzuszek.
– Ja nawet znam rodzinę, która ma dwoje dzieci dzięki tej metodzie. – Ewka również podchwyciła nutkę nadziei. – Mają dwóch chłopców, prześlicznych, zdrowych.
– Tak… – w głosie Róży nie było nic z radości, jaka ogarnęła jej przyjaciółki. – Ale czy wy wiecie, ile taki zabieg kosztuje? Najmniej piętnaście tysięcy, a to przy dużym szczęściu. Częściej jednak trzeba wyłożyć czterdzieści kawałków lub więcej. Nie stać nas na to. Nie mamy żadnych oszczędności. Kredytu nam nie dadzą, bo go już wzięliśmy na kawalerkę i samochód. Macie niepotrzebne cztery dychy? Macie? – powtórzyła pytanie z wyrzutem.
– Ej, kobieto! – zagrzmiała Ewka i popatrzyła Róży prosto w twarz. – Pieniądze mogą być problemem, ale dopóki jest szansa, trzeba kombinować, nie wolno wam się załamywać. Wciąż masz jajniki i macicę, nie odebrano ci wszystkiego, ciesz się tym.
Może dlatego, że była najstarsza, a może dlatego, że taka była jej natura, Ewka od zawsze miała zwyczaj matkowania swoim przyjaciółkom. Najczęściej to właśnie ona miewała dobre pomysły, była najbardziej rozsądna i pokazywała im, jak zdystansować się wobec problemów. W każdej sytuacji potrafiła dokopać się do nadziei, nawet tej ukrytej bardzo głęboko. Teraz zaczerwienione oczy jej przyjaciółki patrzyły na nią w oczekiwaniu i pytały: „co mam robić?”.
– Kiedy Bóg zamyka drzwi, otwiera okno… – Ewka łagodnym ruchem pogładziła drobną twarz Róży. – Nie wiem, kto tak powiedział, ale wierzę w to – wyznała. – Coś wymyślimy, obiecuję, tylko się nie zamartwiaj. Wrócimy do sprawy za dwa tygodnie, jak przyjadę z turnusu. Do tego czasu ochłoń i uspokój Leszka. Coś wymyślimy – powtórzyła obietnicę.
Róża wyposażona została w nowa nadzieję. Ewka nigdy nie rzucała słów na wiatr, więc zaufała jej i trzymała się tego przez cały okres pobytu przyjaciółki w sanatorium.
Ewka natomiast podczas podróży i dwutygodniowego pobytu na turnusie rehabilitacyjnym swojej córki zachodziła w głowę, skąd wziąć pieniądze na in vitro Róży. Żaden mądry pomysł nie przychodził jej do głowy, co frustrowało ją każdego dnia bardziej. Zamierzała wrócić z gotową receptą na sukces, ale zaczynała wątpić, czy nie obiecała swojej przyjaciółce zbyt wiele.
Inne części znajdziesz tutaj: https://emigraniada.com/tag/emigracja-uczuc-2

Agnieszka Bednarska
Kocham ksiażki, ale ta miłość rodziła się powoli. Ukończyłam studia pedagogiczne ponieważ moim marzeniem było założenie rodzinnego domu dziecka, plany te pokrzyżował wyjazd do Anglii. Zmiana życiowych priorytetów zaowocowała kilkoma powieściami z gatunku, jak sama o nim mówię, lekkiej grozy. Nie narzekam, nie oceniam, dojrzałam do tego, aby celebrować codzienność, cieszyć się z małych rzeczy, być dobrą dla siebie i innych. Uważam, że w życiu chodzi o to, aby być użytecznym, a za najbardziej pożądane cechy człowieka uznaję poczucie odpowiedzialności i poczucie humoru.
Będzie mi bardzo milo, jeśli dołączycie do mnie na Instagramie, bądż Facebooku.