![Emigracja uczuć – odcinek drugi [+18] Emigracja uczuć – odcinek drugi [+18]](https://emigraniada.com/wp-content/uploads/2023/04/pexels-oleksandr-pidvalnyi-322819-scaled-1-1140x641.jpg)
Emigracja uczuć – odcinek drugi [+18]
25 lutego, 2023Tytuł w wersji audio: „Za lepszym życiem”
Autor: Agnieszka Bednarska.
Inne książki autora: „ Wszystko przed nami” (tytuł wersji audio „To lepsze życie”), „Płaczący chłopiec” „Dwa oblicza”, „Zanim się obudzę”, „Piętno Katriny”, „Zabierz dzieci, wyjedź z miasta”.
ODCINEK DRUGI
Agata, stojąc nago przed lustrem w łazience, wyprostowała się, oglądając najpierw jeden profil, później drugi. Spojrzała na pośladki, brzuch i piersi. Nie były duże, takie przeciętne „b”, miały kształt piłeczek, ale raczej do rugby niż tych okrągłych. To karmienie dzieci pozbawiło je naturalnych krągłości i odebrało sprężystość. Jednak godziny ćwiczeń z hantlami robiły swoje, utrzymywały je w całkiem nienagannej formie. Największa dumą Agaty był jednak brzuch, płaski i twardy, z zarysem mięśni pod cienką warstwa skóry.
W pępku lśnił kolczyk, to pamiątka po pewnym szalonym weekendzie sprzed dwóch lat. Róża obchodziła swoje trzydzieste urodziny, które postanowiły uczcić w ośrodku SPA. Robiły wszystko, co kobiety lubią robić najbardziej, a więc piły szampana w jacuzzi, poddawały swoje ciała rozkosznym masażom, odwiedziły fryzjerkę i manikiurzystkę. U kosmetyczki, kiedy ich skóra wchłaniała algi morskie, poczuły, że do pełni satysfakcji jeszcze im czegoś brakuje. Chciały zrobić coś, co uwieczni ten wyjazd w ich pamięci i połączy je jakimś symbolem. Pomysł Mirki o wytatuowaniu się został jednogłośnie odrzucony. Pomysł Agaty o zaobrączkowaniu uznały za zbyt pospolity. Ewka zaś, nieźle już wstawiona po szampanie, zaproponowała, że może należałoby w końcu skonsumować ten ich wieloletni związek w sypialni. To z pewnością pozostawiłoby im niezatarte wspomnienia. Przystały jednak na pomysł Róży i zgodnie z nim przebiły sobie pępki na znak solidarności, przyjaźni i również po to, aby pamiętać o dniu, w którym szczególnie dobrze się bawiły.
Agata rozsmarowała na dłoniach pachnący balsam, po czym, zaczynając od stóp, rozprowadziła go po całym ciele. Rozgrzana pod prysznicem skóra łapczywie chłonęła białą maź. Proces był długi i staranny, a gdy dobiegł końca, Agata ponownie, prężąc ciało, obejrzała swoje odbicie.
– Jest nieźle – mruknęła do siebie. – Szczęściarz z ciebie, Tomeczku. – Mimo zadowolenia z własnego wyglądu, na twarzy miała smutek, tęskniła. Męża brakowało jej raz mocniej, innym razem słabiej, ale dziś wypadało na „bardziej”. Czując, że jedyne, czego pragnie w tej chwili, to usłyszeć jego głos, sięgnęła po telefon.
– Kotku, odbierz, chcę ci powiedzieć, jak bardzo jestem samotna w tej łazience!
Ale długi, przerywany sygnał poinformował ją, że linia jest zajęta.
Mieszkając z rodzicami i dorastającymi dziećmi, rzadko bywali sami. Często właśnie tu, w łazience, ukrywali się przed wszystkimi i kochali, gdy naszła ich nagła ochota. Teraz była tu tylko ona i jej wielka potrzeba bycia z mężczyzną. Niestety, nie miała go przy sobie…
Agata zwinnie wydobyła krem ze słoiczka i lekko wklepała go w twarz. Nałożyła podkład, cienie i czarny, przedłużający rzęsy tusz. Pomalowała usta. „Jestem gotowa” – pomyślała. – „To znaczy będę, gdy się ubiorę”.
Kolejna próba połączenia się z Tomkiem skończyła się tak samo jak pierwsza, telefon był zajęty.
– Cholera, z kim ty tak gadasz? Jestem tu sama i spragniona, a ty masz to gdzieś! – zagrzmiała do słuchawki, wiedząc, że i tak jej nie usłyszy.
Ale telefon odpowiedział jej wibracją. Odebrała natychmiast.
– Cześć skarbie – usłyszała. – Coś się stało, że dzwonisz tak rano?
– Halo, kotku… – Ucieszyła się, a cała złość, jaką przed chwilą do niego czuła, nagle odeszła. – Oj, stało się, stało… – mówiła, przeciągając sylaby w dobrze mu znany sposób. – Bardzo za tobą tęsknię… Jestem w naszej łazience, naga, chętna…
– Kochanie – Prawie poczuła jego gorący oddech. – Naga, gotowa, mówisz…
– Pięknie pachnę różanym balsamem, pamiętasz, jak gładka staje się od niego moja skóra?
– Agatko, chcesz mnie zadręczyć, jestem w pracy… – szepnął, ale ona wiedziała, że nadal chce jej słuchać.
– Idź gdzieś, gdzie będziesz sam… – Odgłos kroków świadczył o tym, że posłuchał jej natychmiast.
– Jestem…
– Ze mną jesteś tu, w naszej łazience. Właśnie wyszliśmy spod prysznica i teraz smarujesz mi plecy balsamem. – Serce Agaty przyśpieszyło.
– Mów, mów do mnie… – błagalny głos Tomka był ledwie zrozumiały.
– Robisz to okrężnymi ruchami, silnie uciskając w okolicy karku tak, jak lubię. Obserwujesz, jak moje biodra krążą miarowo, czujesz, że cię pragnę, że jestem gotowa… Patrzysz na mój wypięty tyłek, ocierasz się o niego… Jesteś sztywny i nie możesz powstrzymywać się dłużej, musisz wejść we mnie natychmiast… – Jej szept był namiętny, oddech rozpalał głodną wyobraźnię.
– Jesteś cudowna, ko-chaaam cięęęę mo-jaaaa su-cz-koooo… – sylabizował z trudem. Krew w nim wrzała, ciałem wstrząsał dreszcz podniecenia.
Agata usiadła na chłodnej podłodze, w jednej ręce trzymała telefon, drugą swobodnie przesuwała po rozpalonej, spragnionej dotyku skórze. Fala przeszywającej na wskroś rozkoszy nadeszła niemalże natychmiast. Chłodne palce wsunęła pomiędzy uda, musnęła nimi najczulsze z miejsc. Zamknęła oczy. W ciemnościach zobaczyła tysiące świetlików, które swym szalonym tańcem przyprawiły ją o zawrót głowy. Całą sobą chłonęła pieszczotę, której dawno nie czuła, szybko zbliżała się do spełnienia, które było tuż przed nią…
– Agata, jasna cholera! – Głos Tomka zadziałał jak kubeł zimnej wody. – Zrobiłem to, jesteś
niesamowita!
– Ale… – Chciała go zatrzymać, powiedzieć, że ona też próbowała, że była tuż-tuż, że potrzebuje
jeszcze odrobiny jego szeptu.
– Tak, kiciu? – zapytał, jak gdyby nic szczególnego się nie wydarzyło. Brzmiał tak pospolicie, zwyczajnie, że ręka Agaty machinalnie odskoczyła od miejsca, które przed chwilą przyjemnie drażniła. Pierwszy raz w życiu mąż wydał jej się obcy, a jego głos zimny, wręcz drażniący. Poczuła się zawstydzona i żałowała, że dała ponieść się chwili.
– Cieszę się, że było ci dobrze – powiedziała równie oschle, marząc, aby już skończyć to nieudane przedstawienie.
– Muszę wracać do pracy. – On chyba też nie miał ochoty tego przedłużać. – Chłopaki będą się nabijać, że mam problemy z jelitami.
– Jasne, idź, miłego dnia.
– Kocham cię, Agatko.
– Ja ciebie też – odpowiedziała, mimo że czuła tylko tyle, że zrobiła z siebie głupka.
Złość minęła jej dopiero wtedy, gdy jadąc do pracy swoim małym autkiem, zagłuszyła myśli bardzo głośna muzyką. Skubikowski śpiewał z taką pasją, że przy refrenie mogłaby już nawet zatańczyć. Wysiadając na bankowym parkingu, czuła rozpierającą ją energię, była wesoła i odprężona. Niestety, widok biurka i stosu papierów przygotowanych do analizy, ponownie ja przygnębił.
– Szlag jasny! – przeklęła po cichu. – Znowu flaki z olejem. Czy tak będzie wyglądała cała reszta mojego życia? Papiery, dom i zakupy w supermarkecie, szaleństwo jak cholera!
– Dzień dobry! – Uprzejmy głos Janka, który od niedawna pracował z nią i panią Jadzią w tym samym pokoju, przepędził czarne chmury znad jej głowy.
– Witaj, przepraszam, nie zauważyłam cię.
– Myślę, że za coś takiego powinienem domagać się przeprosin, ale widzę, że nie najlepszy masz dziś humor, więc zamilknę. Lepiej zrobię, jeśli nie będę pogrążał się w twej niełasce.
– Humor miałam doskonały, dopóki nie usiadłam w tym fotelu – wyznała.
– Co, niewygodny? Jeśli chcesz, możesz wziąć mój.
– Chodzi o to, że każdego ranka, codziennie od nowa dociera do mnie, że moje życie to jedna wielka nuda.
– Ten fotel ci to mówi? – zażartował, próbując wykorzystać chwilę rozmowy na temat inny niż służbowy.
Pracował z nią w tym biurze od sześciu miesięcy, chociaż ona zauważyła go dopiero kilka tygodni temu. Rzadko bywali sami, więc większość rozmów była zdawkowa i dotyczyła pracy. Agata, mimo że Janek starał się, jak mógł, zaskarbić sobie jej życzliwość, traktowała go raczej jako „element wyposażenia pokoju”. Teraz za wszelką cenę chciał zatrzymać na sobie jej zainteresowanie, starał się wykazać zrozumienie, zanim znowu go spławi.
– Każdego czasami nachodzą takie przemyślenia i wtedy potrzebna jest rozmowa z kimś, kto potrafi uświadomić, że wcale nie jest tak źle.
– Jasne, szkoda tylko, że akurat nikogo takiego nie mam pod ręką.
– Oczywiście, że masz, wystarczy się rozejrzeć – mówiąc to, zabawnie uniósł brwi i szeroko rozłożył ramiona. Agata parsknęła pustym śmiechem. – Tuż obok siebie masz sympatycznego kolegę, który zawsze chętnie cię wysłucha, pocieszy, a nawet przytuli, jeśli zajdzie taka potrzeba.
– Wybacz… – Jego poza, wskazująca na to, że jest gotów do przytulenia choćby „zaraz”, bawiła ją, ale starała się być powściągliwa. – Chyba jednak wolałabym zadzwonić do przyjaciółki.
– Rozumiem, w delikatny sposób mówisz mi: „spadaj”.
– Wcale nie – zaprzeczyła natychmiast – zbyt entuzjastycznie, jak sądziła. Ale naprawdę nie chciała, aby tak pomyślał. Dziś po raz pierwszy Janek wydał się jej naprawdę sympatycznym gościem. – Nie widzę przeszkód, aby czasami porozmawiać. Skoro pracujemy w jednym biurze, dobrze byłoby wiedzieć o sobie co nieco.
– Więc może wyskoczymy po południu na kawę i pączki? – Tym razem nie tracił czasu i po raz pierwszy przełamał przy niej tę nienaturalną dla siebie nieśmiałość.
– Mowy nie ma, żadnych pączków, ale kawa i pogaduchy mogą być – zgodziła się.
Siląc się na obojętny wyraz twarzy, włączyła komputer. Miała nadzieję, że wygląda na taką, dla której umawianie się z obcym facetem na kawę nie stanowi żadnego problemu. Nachyliła się nad stertą papierów, które dotyczyły nie wiadomo czego, a mimo to przestały ją już tak przerażać jak jeszcze przed chwilą. W monitor patrzyła tępo, tłumacząc sobie: „To zwykła kawa, niezobowiązująca rozmowa jak z koleżanką, nic w tym szczególnego. Tylko czy dobrze zrobiłam, zmieniając akurat dziś kolor szminki, może w poprzedniej było mi lepiej?”.
Janek również symulował oddanie się pracy, przekładając kartki z kupki na kupkę i bezmyślnie naciskając klawisze. Miał nadzieje zagłuszyć tym dziki łomot swojego serca, uradowanego daną mu szansą. Bo miał nadzieję, że to szansa.
W stosunku do Agaty od początku czuł chłopięcy lęk, coś takiego ostatni raz przydarzyło mu się, gdy się jeszcze nie golił. Janek lubił kobiety i one lubiły jego, dzięki swojemu urokowi i niewymuszonej uprzejmości potrafił załatwić każdą sprawę, o ile rozmawiał o niej z przedstawicielką płci pięknej. Nawet jego żona wiedziała, że jeśli trzeba przedrzeć się przez machinę urzędowej biurokracji, jest to idealne zadanie dla Janka.
Z Agatą wszystko wyglądało inaczej. Od miesięcy próbował nawiązać z nią bardziej przyjacielską rozmowę. Częstował ją owocami z ogrodu rodziców, specjalnie dla niej wybierał najdorodniejsze sztuki jabłek i pachnących gruszek. Gdy szedł do bufetu, zawsze pytał, czy czegoś nie potrzebuje, modląc się w skrytości ducha, aby zażądała czegoś niezwykłego. Mógłby wtedy wykazać się inwencją i zdobyć dla niej wszystko, o co by poprosiła. Ona jednak ani razu nie posunęła się o krok w okazywaniu mu sympatii. Owszem, uśmiechała się miło, grzecznie pytała o samopoczucie, ale nigdy nie uczyniła nic, co pozwoliłoby mu mieć nadzieję, że go lubi. Intensywnie poszukiwał sposobu zwrócenia na siebie jej uwagi i dziś jego cierpliwość została wynagrodzona. Nareszcie byli umówieni.
Sen Janka stał się jawą, w samo południe siedzieli przy niewielkim stoliku, popijając kawę, pretekst milionów ludzkich spotkań. On, jak zawsze, zadowalał się mocną czarną, ona niezmiennie pół na pół z mlekiem, ale bez cukru.
– Nie dasz się skusić na pączka, jesteś pewna?
– Nie mogę, jeśli zjem jednego, będę miała ochotę na więcej. Wolę nie zaczynać.
– A co w tym złego, jeśli sięgniesz po więcej. Takiej kobiecie jak ty należy się… – nie dokończył, czując, że poczynił zbyt duże kroki. Agata odniosła wrażenie, że niekoniecznie miał na myśli pączki. Patrzył na nią inaczej niż w biurze, odważniej. Nie uciekał wzrokiem, gdy ich oczy się spotykały, nabierał pewności siebie.
– Mam swoje priorytety. Jestem na tyle duża, że wiem, iż miło jest, dopóki czuje się ten smaczek. Słodycz niestety mija szybko, zostają natomiast wyrzuty sumienia.
– Z powodu pączka? – Udawał, że nie rozumie.
– Z powodu pączka też. – Teraz ona przytrzymała go wzrokiem o kilka chwil za długo.
Podnieśli do ust filiżanki, wytrzymując wzajemne spojrzenia, które niemalże wystrzeliły w powietrze iskrami. Agatę zaskoczyła dzielność, jaką wykazała w tym pojedynku spojrzeń. Janek w pierwszej chwili poczuł lekką panikę, bojąc się, że może oblać się rumieńcem jak pryszczaty szczeniak. Szybko jednak zapanował nad sobą, gdyż poczuł, jak bardzo jest mu przyjemnie, gdy patrzy na nią z takiego bliska w tak odważny sposób. Miałby teraz ochotę wyciągnąć rękę i pogładzić jej twarz, dotknąć ust, ale jedyne, co mógł zrobić, to pić cholerną kawę i gapić się na nią jak osioł.
Następnego dnia, w porze obiadu, Janek ponownie zdobył się na odwagę i zaproponował Agacie wyjście do baru, do którego wiedział, że czasami chodzi. Nie miał pewności, czy się zgodzi, wciąż nie wiedział, czy darzy go sympatią, czy tylko służbową grzecznością.
– To dobry pomysł – poparła, nieświadomie sprawiając mu ulgę. – Dobrze tam karmią, a ja jestem strasznie głodna – skłamała, sama nie wiedząc dlaczego. Nie tylko nie była głodna, ale obiad o tej godzinie absolutnie nie był w jej stylu. – Już drugi raz wychodzimy razem, jeszcze chwila i zaczną o nas plotkować.
– Martwi cię to? – zapytał kpiąco.
– Właściwie nie. Przynajmniej wprowadzimy do tej skamieliny trochę prawdziwego życia.
– Oj, tak, to by się przydało. Czasami odnoszę wrażenie, że za tymi biurkami to nie ludzie siedzą, a figury woskowe.
– Te figury woskowe wszystko widzą i słyszą, więc uważaj – roześmiała się, zachwycając Janka drobniutkimi zmarszczkami w kącikach ust. Dziś wyglądała jeszcze piękniej niż wczoraj, jasne włosy spięte na karku lśniły w promieniach majowego słońca. Oczy błyszczały jej z zadowolenia.
– Pięknie dziś wyglądasz. – Ten komplement nie zabrzmiał jak frazes. Janek powiedział go z takim przekonaniem i uwielbieniem w głosie, że nie można było nie uwierzyć w jego szczerość. Ta kobieta miała w sobie coś, co sprawiało, że uwielbiał na nią patrzeć. Nie chodziło o urodę, o rysy twarzy czy figurę. Ona, świadomie bądź nie, uwodziła go sposobem, w jaki odgarniała włosy, patrzyła, siadała, podnosiła do ust kubek kawy. Kochał podglądać, jak po kilku godzinach pracy przy biurku dyskretnie zdejmowała swoje szpilki i myśląc, że nikt tego nie widzi, rozciągała się w fotelu. Robiła wtedy stopami takie małe kręgi tuż nad ziemią. Nigdy nie pomyślałaby, że każdy jej ruch jest bacznie obserwowany przez mężczyznę zatopionego w pracy, a siedzącego przy biurku za jej plecami. On tymczasem delektował się tym widokiem, marząc, by móc pomasować jej te stopy, dotknąć ich ustami, pieścić.
– Szczerze mówiąc – zagadnęła, mrużąc oczy od słońca. – Straciłam ochotę na zupę. Nie mam ochoty w taką piękną pogodę cisnąć się w zatłoczonym barze. Może znajdziemy sobie jakiś skwerek i zjemy coś na trawie? – Nachyliła się nad swoją torbą, rozpaczliwie szukając w niej okularów przeciwsłonecznych. Kilka blond kosmyków zsunęło się jej na czoło, dmuchnęła w nie, chcąc, aby wróciły na swoje miejsce, ale one niesfornie łaskotały ją w nos. Zanim to zobaczyła, najpierw poczuła, że czyjaś dłoń ostrożnie, z nadmierną wręcz troskliwością odgarnia jej te włosy i zakłada za ucho. Ich spojrzenia spotkały się, pozostając ze sobą na długo. Niespodziewanie poczuli się tak, jakby zostali w mieście sami. Świat rozpłynął się jak obraz odbity w tafli wody, którą zmącono.
– Mam je – powiedziała cichutko, machając przed nosem Janka ciemnymi okularami.
Uśmiechnął się i chwytając ją za nadgarstek niczym niesforne dziecko, poprowadził za sobą. Szła posłusznie, zastanawiając się, dlaczego nie trzyma jej za dłoń, byłoby to dużo milsze. Ale szybko skarciła się za rozwiązłość swojej wyobraźni. Usiedli na rozległym trawniku ukrytym za murami starego kościoła. Świeżo skoszona trawa pachniała soczyście, Agata opierając się o nią rękoma, mocno napięła mięśnie całego ciała i rozciągnęła je w ten sam sposób, w jaki skrycie robiła to w biurze. Zwinnym ruchem zsunęła ze stóp czarne szpilki, które upadły bezszelestnie, każda w innym kierunku.
– Boże, jak cudownie! – zachwyciła się. – Teraz to wolałabym pracować przy koszeniu trawników niż w naszym biurze, przynajmniej mogłabym nacieszyć się słońcem.
Janek odwinął kanapki, które kupili po drodze, miał właśnie wbić zęby w jedną z nich, gdy Agata uniosła stopy lekko nad ziemię i zarysowała nimi kółka w powietrzu. Dreszcz nastroszył mu włoski na karku. Nie było już mowy o tym, aby mógł przegryźć cokolwiek, z trudem przełykał ślinę. Odłożył jedzenie i przysunął się nieco bliżej.
– Chodzenie w takich butach musi być bardzo męczące. – Rzucił okiem na przewrócone szpilki.
– Nie jest tak źle, lata wprawy, ale czasami miło jest je zdjąć.
– Moim zdaniem producenci czegoś takiego powinni dołączać do każdej pary karnet na masaż stóp.
– To byłoby niebo. Masaż stóp to jedna z tych rzeczy, których nigdy nie mam dosyć. – Ledwo skończyła mówić, zaraz się zorientowała, że on właśnie na to czekał.
– Mogę? – zapytał niepewnie, zerkając to na nią, to na jej stopy.
Agata zastygła w bezruchu z ustami wypchanymi czarnym chlebem. Poczuła się zakłopotana, ale sama postawiła się pod tym murem. „Właściwie, dlaczego nie?” – w myślach dodawała sobie odwagi. Nie wiedząc, co powiedzieć, przyzwalająco skinęła głową.
Janek ujął stopę Agaty w obie dłonie i oparł na swoim kolanie. Muzyka grała w jego sercu. Czując pod palcami aksamitną delikatność cieniutkich pończoch, cieszył się jak dziecko, które znalazło pod choinką wymarzony prezent. Kciuki Janka umiejętnie uciskały stopę w sposób przynoszący przyjemność i ulgę. Był delikatny, a jednocześnie stanowczy w tym, co robił. Miał cudownie zwinne dłonie, które krążyły po jej palcach i pięcie, sprawiając, że zażenowanie ją opuściło, a na twarzy ponownie pojawił się uśmiech zadowolenia. Okręcając się lekko, zwróciła twarz w kierunku słońca, chcąc uchwycić na policzki jego promienie.
„Właściwie dlaczego nie?” – zadowolona z siebie, pomyślała ponownie. A on po raz drugi tego samego dnia powtórzył komplement:
– Naprawdę pięknie dziś wyglądasz. – Nachylił się i pocałował ją w kostkę. Nie zareagowała, udała, że nic nie poczuła.
Inne części znajdziesz tutaj: https://emigraniada.com/tag/emigracja-uczuc-2

Agnieszka Bednarska
Kocham ksiażki, ale ta miłość rodziła się powoli. Ukończyłam studia pedagogiczne ponieważ moim marzeniem było założenie rodzinnego domu dziecka, plany te pokrzyżował wyjazd do Anglii. Zmiana życiowych priorytetów zaowocowała kilkoma powieściami z gatunku, jak sama o nim mówię, lekkiej grozy. Nie narzekam, nie oceniam, dojrzałam do tego, aby celebrować codzienność, cieszyć się z małych rzeczy, być dobrą dla siebie i innych. Uważam, że w życiu chodzi o to, aby być użytecznym, a za najbardziej pożądane cechy człowieka uznaję poczucie odpowiedzialności i poczucie humoru.
Będzie mi bardzo milo, jeśli dołączycie do mnie na Instagramie, bądż Facebooku.