Joseph Conrad

Znaczna część kanonu światowej literatury została ukształtowana w XIX i XX wieku. To, że dominującą pozycję mają w nim autorzy brytyjscy, amerykańscy, francuscy i rosyjscy nie jest przypadkiem. Pomogła im silna pozycja ich ojczyzn na arenie międzynarodowej, a co za tym idzie – szersza znajomość języków, w których tworzyli, i ogólna siła oddziaływania ich ojczystych kultur. Ta siła emanuje zwykle równolegle z potęgą militarną i ekonomiczną. To, czy współczesne, łatwe przyswajanie przez dużą część świata kultury w wersji pop, wynika tylko z jej atrakcyjności, pozostawię jako pytanie otwarte. Sam kanon nie jest jednoznaczny, może być układany bardzo subiektywnie, natomiast jeżeli uznać go za zbiór książek, które tworzą znane i uznane dziedzictwo całej ludzkości, to jego trzon pozostanie mniej, więcej stały, dla każdego rankingu i dla każdego indywidualnego wyboru. W tym światowym, historycznym kanonie nie ma miejsca dla polskojęzycznych pisarzy, choć w jego przedsionku stanął Prus z „Lalką”, czy Sienkiewicz z „Quo vadis”. Z jednej strony to wielka szkoda, że Gatsby jest bardziej znany od Wokulskiego, z drugiej nasz wewnętrzny, polski kanon kształtował się w warunkach bardzo szczególnych i trzeba rozumieć odpowiedni, rodzimy, kod kulturowy, by w pełni rozumieć i doceniać naszych pisarzy. Miłość kupca do bogatej arystokratki jest historią uniwersalną, ale wiele pobocznych wątków; tęsknota Rzeckiego za Napoleonem, przyczyna czerwonych, odmrożonych rąk Wokulskiego, czy rozliczenia z polskim romantyzmem, należałoby dokładnie wyjaśniać każdemu, kto nie zna dobrze naszej historii. Dlatego też, całe piękno i kunszt „Lalki”, zostaje zakryte przed światem, dostępne jest za to nam, o ile zechcemy się w niej zanurzyć po raz drugi, po skutecznym zniechęcaniu do tej lektury w szkole średniej.
Wyjątkiem, jeżeli chodzi o obecność Polaków w kanonie jest Joseph Conrad – Józef Korzeniowski. Pozostaje jednak pytanie, czy Conrada można uznać za pisarza polskiego. Wątpliwości może budzić już brzmienie jego pseudonimu, tak dalekie od prawdziwego, słowiańsko brzmiącego nazwiska, na którym Anglicy musieli łamać sobie języki. Conrada dodatkowo czytamy w Polce najczęściej w przekładzie, gdyż tworzył po angielsku, co również jest wykraczaniem poza wzorzec pisarza polskiego. Co najważniejsze jednak, utożsamiany jest z tematyką marynistyczną, tak daleką od naszej literatury, wszak państwem morskim nie byliśmy nigdy. Nawet, gdy określano nasze wpływy, jako „od morza do morza”, to by podkreślić rozległość terytorialną na lądzie, nie siłę naszej floty na akwenach Bałtyku i morza Czarnego. Przyjmujący pseudonim brzmiący lepiej dla anglosaskiego ucha, nie piszący w języku polskim i o Polskich sprawach pisarz. Polski? Spróbujmy odpowiedź na to pytanie.
Sam Korzeniowski mówił o sobie „szlachcic z Ukrainy”. Już samo to miejsce, gdzie przyszedł na świat mówi dużo każdemu, kto zna choć pobieżnie historię tych ziem. Jest to szczególny obszar na naszym globie. Miejsce, gdzie ścierały się przez wieki państwa, cywilizacje, narody, i religie. Miejsce, będące stykiem dwóch potężnych płyt tektonicznych: państwowości i kultury polskiej, oraz państwowości i kultury moskiewskiej. Dodatkowo, przez całe wieki, czuć było z południa nacisk orientalnej dla nas, muzułmańskiej Turcji, a z północy protestanckiej Szwecji. Wszystko to powodowało, że nic tam nie było jednoznaczne. Zresztą wystarczy spojrzeć w oczy Korzeniowskiemu, by zobaczyć wyraźny wpływ wschodu już w jego rysach. Mieszanka ta, tak bardzo czasami brzemienna w tragiczne skutki, wydawała też raz za razem wybitne jednostki. Dość wspomnieć, że dwóch naszych wieszczów narodowych, pochowanych obok siebie na Wawelu, pochodziło z tych ziem, podobnie jak i przodkowie Dostojewskiego, którzy byli rodziną szlachecką, z terenów na dzisiejszej Białorusi.
Korzeniowski urodził się w polskiej rodzinie, na Ukrainie, będąc w momencie narodzin poddanym rosyjskim. To pokazuje już, jak pokomplikowane były ścieżki, którymi podążały życiorysy tamtych ludzi. Co równie ważne, historia i geografia kresów, nie pozwoliły też o sobie zapomnieć w dzieciństwie pisarza. Ojciec Korzeniowskiego, Apollo, pochodzący z rodziny, która pozbawiona została majątku po powstaniu listopadowym, aktywnie włączył się w działalność polskiego ruchu niepodległościowego, przygotowującego powstanie kolejne; styczniowe. Skutkiem tego było aresztowanie i zesłanie rodziny w głąb Rosji, w 1861 roku, gdy mały Józio miał 4 lata. Zesłania nie przeżyła matka pisarza, wkrótce też po powrocie do Polski, w 1869 roku zmarł jego ojciec. Początek życiorysu jest tak bardzo „polski”, w kategoriach XIX-wiecznych, że niemal wzorcowy, gotowy do użycia w martyrologicznej opowieści. Dalsze jednak losy Korzeniowskiego, na tle naszych, rodzimych warunków, są wyjątkowe. Wychowywany przez wuja chłopiec zaciąga się jako prosty marynarz do marynarki handlowej na zachodzie, pływa po morzach i oceanach, zyskuje z czasem patenty oficerskie, później też stopień kapitana, aplikuje o obywatelstwo brytyjskie, podejmuje próby literackie i z czasem wchodzi do kanonu światowe literatury. Co ważne – jest rozumiany w świecie anglosaskim. Jego „Jądro ciemności” doczekało się już ekranizacji zaadoptowanych do świata ogarniętego wojną Wietnamu i do przestrzeni kosmicznej. Pomogło mu oczywiści osadzenie swoich powieści w realiach zrozumiałych i w Londynie, i w Nowym Yorku. Czy gdyby wieloznaczna i symboliczna podróż do jądra ciemności, w Heart of darkness (bo tak brzmi tytuł oryginału) odbyła się nie w górę Konga, a w górę Dniestru, czy miałaby szansę na podobne uznanie? Czy gdyby Jim, bohater innej, znanej powieści, najbardziej chyba docenianej nad Wisłą, nie uciekał przed samym sobą na najdalsze wychodnie morza, a robił to udając się coraz bardziej w step, czy miałoby to podobną wymowę? Jeżeli uznamy, że arcydzieło nie obrobiłoby się samo przez się, gdyby nie tło oparte na morzu, handlu, kolonizacji, w skrócie – na świecie znanym europejczykowi z zachodu, to gdzie jest w powieściach Conrada ten pierwiastek polskości?
Obywatelem polskim Conrad być nie mógł z oczywistego powodu; Polska nie istniała, jako samodzielny organizm polityczny. Polska i polskość realizowane były na innej płaszczyźnie. Ta, tworzona w sercach romantyków, po upadku powstania styczniowego ustępowała miejsca Polsce pozytywistów. Tym niemniej łatwo sobie wyobrazić, że w domu wuja Korzeniowski miał dostęp do dzieł Mickiewicza i Słowackiego. To właśnie ci dwaj poeci, jak sam mówił, odcisnęli na nim swoje piętno, nawet jeżeli nie odwoływał się do nich bezpośrednio. Samo dorastanie i nasiąkanie kulturą pozostawia w człowieku schematy, ścieżki zachowań, wzorce myśli i odruchów, których bardzo ciężko się pozbyć. Korzeniowski, jako młody człowiek, zdecydował się jednak na odrzucenie przynajmniej części z nich. Warstwa szlachecka, z której to się wywodził, gardziła pracą, a już szczególnie pracą fizyczną. Korzeniowski, zaczynający swoją karierę jako prosty marynarz, poszedł w poprzek tej zasadzie. Nie oznacza to wcale, że zerwał zupełnie z niepisanymi prawami swojego stanu. Jednym z szczególnie wrażliwych punktów szlachectwa było poczucie honoru. Był to jeden z filarów na którym opierały się całe pokolenia ziemian z kresów, tracących majątki, zdrowie i życie (jak ojciec pisarza), przekładając nad nie poczucie honoru i obowiązku. Społeczeństwo angielskie, w tym samym momencie, znajdowało się w zupełnie innej sytuacji politycznej, ekonomicznej i społecznej. Dominującą pozycją miało tu szeroko rozumiane mieszczaństwo, zajmujące się produkcją i handlem. A w przypadku mieszczaństwa mówimy bardziej o etosie pracy, kładącym inne odważniki na szali wartości. Conrad potrafił wpleść w tło, znane kupcom i marynarzom, te nici, które łączyły go wciąż z ziemiańskim dworem na polskich kresach i z zasadami, które w nim panowały.
Najlepszym przykładem jest tu „Lord Jim”. Wydarzenia w tej powieści, w warstwie samej fabuły, opowiadają o wschodnich portach, wyspach, życiu portowym. W swojej istocie powieść jednak przedstawia człowieka, który splamił swój honor i który ucieka przed samym sobą. Nie byłoby tej głębi utworu, gdyby nie wrośnięte, pełne zrozumienie pojęcia honoru, które pisarz wyniósł z rodzinnych losów i przykładów. Podobnie sprawa ma się pewnie i z wrażliwością na rzeczywistość, która spotkał w kolonizowanym Kongo, wśród handlarzy kością słoniową. Obraz człowieczeństwa i norm moralnych kształtuje się w tym okresie życia człowieka, który pisarz spędził w Polsce. To, że tej wrażliwości nie zabił, lub stłumił w sobie, to jego osobista zasługa. To, że została w nim wykształcona, to zasługa jego otoczenia, które go kształtowało jako człowieka. Było to otoczenie bezspornie polskie. I nie ma tu większego znaczenia, że różniło się od współczesnego, polskiego społeczeństwa, które przecież wypracowuje od nowa swój etos, odrzuciwszy formalne podziały stanowe. Z tego samego skarbca kultury i zasad czerpali też inni wielcy pisarze, tworzący na przełomie XIX i XX wieku, jak choćby Prus, Sienkiewicz, czy Żeromski. A w ich przypadku fraza „polski pisarz” nie podlega żadnym wątpliwościom.
Tak brzmieć może jedna z odpowiedzi na pytanie o to, czy Conrad był polskim pisarzem. Nie jest rozstrzygająca i jednoznaczna. Jedno jest natomiast pewne: Conradowi udało się połączyć tak dwa dalekie sobie elementy, jak XIX-wieczne kultury; polska i brytyjska, że tworzył działa wielkie, zapewniające mu miejsce w ogólnoświatowym kanonie literatury. Być może potrzeba było geniuszu, by odpowiednio dobrać proporcję i zarysować kontury takiej konstrukcji. Być może nie jest to reguła. Ale jednak Conrad udowodnił, że takie połączenie nie jest niemożliwe.
Felieton ukazał się na britishpoles.uk 28 grudnia 2021